Ze świata nieruchomości - strona 129

Chińczycy chcą budować drogi w Krakowie

Miasto szuka możliwości zewnętrznego finansowania budowy południowo-zachodniego odcinka trzeciej obwodnicy Krakowa - pisze "Dziennik Polski".
-Na rozmowy w tej sprawie w przyszłym tygodniu ma przyjechać przedstawiciel inwestora z Chin - Szanghajskiej Grupy Konstrukcyjnej, która jest zainteresowana przedsięwzięciem - informuje wiceprezydent Krakowa Tadeusz Trzmiel.

I dodaje, że w tej sprawie prowadzono już rozmowy z dwoma międzynarodowymi konsorcjami budującymi autostrady w Polsce. W sierpniu planowane są rozmowy z kolejnym zagranicznym inwestorem.

Projekt budowy południowo-zachodniego odcinka trzeciej obwodnicy Krakowa obejmuje powstanie trasy z dwoma lub trzema pasami w każdym kierunku o całkowitej długości ok. 13 km.

Dałaby ona możliwość szybkiego przejazdu od ronda Ofiar Katynia do węzła Wielicka. Na trasie byłby dwukomorowy tunel pod wzgórzem św. Bronisławy o długości 2,8 km. Na wszystkie inwestycje potrzeba około 4 mld zł. Miasto nie ma pieniędzy na tak kosztowne przedsięwzięcia.

- Gdyby drogi na gminnych terenach wybudował i sfinansował prywatny inwestor, to przez 40-50 lat mógłby przykładowo wykonywać prace związane z utrzymaniem wybudowanych dróg i pobierać za nie zapłatę od miasta - mówi wiceprezydent Trzmiel.

źródło: wp.pl

Chińczycy chcą budować drogi w Krakowie

Miasto szuka możliwości zewnętrznego finansowania budowy południowo-zachodniego odcinka trzeciej obwodnicy Krakowa - pisze "Dziennik Polski".
-Na rozmowy w tej sprawie w przyszłym tygodniu ma przyjechać przedstawiciel inwestora z Chin - Szanghajskiej Grupy Konstrukcyjnej, która jest zainteresowana przedsięwzięciem - informuje wiceprezydent Krakowa Tadeusz Trzmiel.

I dodaje, że w tej sprawie prowadzono już rozmowy z dwoma międzynarodowymi konsorcjami budującymi autostrady w Polsce. W sierpniu planowane są rozmowy z kolejnym zagranicznym inwestorem.

Projekt budowy południowo-zachodniego odcinka trzeciej obwodnicy Krakowa obejmuje powstanie trasy z dwoma lub trzema pasami w każdym kierunku o całkowitej długości ok. 13 km.

Dałaby ona możliwość szybkiego przejazdu od ronda Ofiar Katynia do węzła Wielicka. Na trasie byłby dwukomorowy tunel pod wzgórzem św. Bronisławy o długości 2,8 km. Na wszystkie inwestycje potrzeba około 4 mld zł. Miasto nie ma pieniędzy na tak kosztowne przedsięwzięcia.

- Gdyby drogi na gminnych terenach wybudował i sfinansował prywatny inwestor, to przez 40-50 lat mógłby przykładowo wykonywać prace związane z utrzymaniem wybudowanych dróg i pobierać za nie zapłatę od miasta - mówi wiceprezydent Trzmiel.

źródło: wp.pl

"Polska" Polscy kierowcy będą jeździć po betonie

Jesteśmy za biednym krajem, by budować tańsze, ale mniej trwałe autostrady asfaltowe. Ich miejsce powinny zająć trasy z betonu - uważa Adrian Furgalski, ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Jak informuje dziennik "Polska", na taką nawierzchnię zdecydowała się właśnie spółka Jana Kulczyka, inwestor na odcinku A2 z Nowego Tomyśla do przejścia granicznego w Świecku.

To znak, że w Polsce zaczynamy myśleć długoterminowo i przestajemy szukać na początku tanich, ale w dłuższej perspektywie kosztowanych rozwiązań - pisze "Polska" .

Eksperci są zgodni, że położenie betonu jest droższe od asfaltu. Jednak już podczas eksploatacji koszty szybko się zwracają. Przede wszystkim okres trwałości betonu jest trzykrotnie dłuższy niż asfaltu. Oznacza to, że nawierzchnia asfaltowa wymaga remontów już po dziesięciu latach, a betonowa - dopiero po trzydziestu.

Betonowa nawierzchnia jest też bezpieczniejsza. Duże znaczenie ma nie tylko kolor, dzięki czemu pojazdy są bardziej widoczne. Beton ma też lepszą przyczepność. Ponadto nie jest podatny na wysokie temperatury i podczas upałów nie tworzą się groźne dla kierowców koleiny. Beton ma też przewagę, jeśli chodzi o ochronę środowiska.

W przypadku asfaltu trudniej o recykling. Natomiast ze skruszonych płyt cementowych można robić spodnią warstwę kolejnej nawierzchni. Tak robili na przykład Niemcy, kiedy adaptowali stare autostrady na terenie byłego NRD - czytamy we dzienniku "Polska".

źródło: wp.pl

"Polska" Polscy kierowcy będą jeździć po betonie

Jesteśmy za biednym krajem, by budować tańsze, ale mniej trwałe autostrady asfaltowe. Ich miejsce powinny zająć trasy z betonu - uważa Adrian Furgalski, ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Jak informuje dziennik "Polska", na taką nawierzchnię zdecydowała się właśnie spółka Jana Kulczyka, inwestor na odcinku A2 z Nowego Tomyśla do przejścia granicznego w Świecku.

To znak, że w Polsce zaczynamy myśleć długoterminowo i przestajemy szukać na początku tanich, ale w dłuższej perspektywie kosztowanych rozwiązań - pisze "Polska" .

Eksperci są zgodni, że położenie betonu jest droższe od asfaltu. Jednak już podczas eksploatacji koszty szybko się zwracają. Przede wszystkim okres trwałości betonu jest trzykrotnie dłuższy niż asfaltu. Oznacza to, że nawierzchnia asfaltowa wymaga remontów już po dziesięciu latach, a betonowa - dopiero po trzydziestu.

Betonowa nawierzchnia jest też bezpieczniejsza. Duże znaczenie ma nie tylko kolor, dzięki czemu pojazdy są bardziej widoczne. Beton ma też lepszą przyczepność. Ponadto nie jest podatny na wysokie temperatury i podczas upałów nie tworzą się groźne dla kierowców koleiny. Beton ma też przewagę, jeśli chodzi o ochronę środowiska.

W przypadku asfaltu trudniej o recykling. Natomiast ze skruszonych płyt cementowych można robić spodnią warstwę kolejnej nawierzchni. Tak robili na przykład Niemcy, kiedy adaptowali stare autostrady na terenie byłego NRD - czytamy we dzienniku "Polska".

źródło: wp.pl

Korea wystrzeliła rakiety - "to sygnał dla USA"

Korea Północna wystrzeliła kolejne dwie rakiety krótkiego zasięgu, co stanowi pogwałcenie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ - podały południowokoreańskie władze. Łącznie tego dnia wystrzelono już sześć północnokoreańskich rakiet.
Ministerstwo obrony Korei Płd. potwierdziło informacje o wystrzeleniu rakiet i oceniło, że przeleciały one około 400-500 km zanim wpadły do morza.

Według południowokoreańskiego dowództwa armii trzy rakiety wystrzelono w sobotę wcześnie rano, a trzy dalsze po południu (czasu lokalnego).


Ministerstwo obrony Korei Południowej uważa, że były to prawdopodobnie rakiety krótkiego zasięgu typu Scud.

- Rakiety zostały wystrzelone w ramach ćwiczeń, lecz był to także ze strony Korei Północnej sygnał dla USA - powiedział wysoki rangą przedstawiciel administracji prezydenckiej w Seulu.

Zgodnie z rezolucją ONZ Korei Północnej nie wolno wystrzeliwać żadnych rakiet balistycznych - scudów, średniego i długiego zasięgu.

Ocenia się, że Korea Północna ma ponad 600 rakiet typu Scud - w tym rakiety Hwasong-5 o zasięgu około 300 km i Hwasong-6 o zasięgu 500 km.

Wywiady państw zachodnich od kilku tygodni ostrzegały, iż Phenian przygotowuje się do takich prób. Według wywiadu południowokoreańskiego, Korea Północna miałaby przeprowadzić w tych dniach m.in. test rakiety dalekiego zasięgu, mogącej razić cele w USA. Rakieta Tepodong-2 zostałaby wystrzelona w kierunku Hawajów.

Władze w Phenianie ostrzegły obce jednostki by w pierwszej dekadzie lipca trzymały się z dala od wschodnich wybrzeży Półwyspu Koreańskiego.

W maju Korea Północna dokonała swej drugiej już próby jądrowej; w tym samym czasie testowała też pociski rakietowe o krótkim i średnim zasięgu.


źródło: onet.pl

Korea wystrzeliła rakiety - "to sygnał dla USA"

Korea Północna wystrzeliła kolejne dwie rakiety krótkiego zasięgu, co stanowi pogwałcenie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ - podały południowokoreańskie władze. Łącznie tego dnia wystrzelono już sześć północnokoreańskich rakiet.
Ministerstwo obrony Korei Płd. potwierdziło informacje o wystrzeleniu rakiet i oceniło, że przeleciały one około 400-500 km zanim wpadły do morza.

Według południowokoreańskiego dowództwa armii trzy rakiety wystrzelono w sobotę wcześnie rano, a trzy dalsze po południu (czasu lokalnego).


Ministerstwo obrony Korei Południowej uważa, że były to prawdopodobnie rakiety krótkiego zasięgu typu Scud.

- Rakiety zostały wystrzelone w ramach ćwiczeń, lecz był to także ze strony Korei Północnej sygnał dla USA - powiedział wysoki rangą przedstawiciel administracji prezydenckiej w Seulu.

Zgodnie z rezolucją ONZ Korei Północnej nie wolno wystrzeliwać żadnych rakiet balistycznych - scudów, średniego i długiego zasięgu.

Ocenia się, że Korea Północna ma ponad 600 rakiet typu Scud - w tym rakiety Hwasong-5 o zasięgu około 300 km i Hwasong-6 o zasięgu 500 km.

Wywiady państw zachodnich od kilku tygodni ostrzegały, iż Phenian przygotowuje się do takich prób. Według wywiadu południowokoreańskiego, Korea Północna miałaby przeprowadzić w tych dniach m.in. test rakiety dalekiego zasięgu, mogącej razić cele w USA. Rakieta Tepodong-2 zostałaby wystrzelona w kierunku Hawajów.

Władze w Phenianie ostrzegły obce jednostki by w pierwszej dekadzie lipca trzymały się z dala od wschodnich wybrzeży Półwyspu Koreańskiego.

W maju Korea Północna dokonała swej drugiej już próby jądrowej; w tym samym czasie testowała też pociski rakietowe o krótkim i średnim zasięgu.


źródło: onet.pl

Coraz mniej Polaków chce euro

Prawie połowa Polaków uważa, że rząd powinien zwolnić tempo przygotowań do przyjęcia euro - wynika z sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej".
Tylko 17 proc. badanych chce jak najszybciej zamiany złotego na euro. Pozostali albo proponują wstrzymanie się z decyzją (33 proc.) albo nie chcą wspólnej waluty w ogóle (25 proc.). 15 proc. ankietowanych chce przystąpienia do Eurolandu, ale uważa, że należy zwolnić tempo przygotowań, a 10 proc. nie ma zdania w tej sprawie.

Jeszcze na początku roku zdecydowani zwolennicy europejskiego pieniądza stanowili 26 proc., a mniej zdecydowanych było 39 proc.


źródło: onet.pl

Coraz mniej Polaków chce euro

Prawie połowa Polaków uważa, że rząd powinien zwolnić tempo przygotowań do przyjęcia euro - wynika z sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej".
Tylko 17 proc. badanych chce jak najszybciej zamiany złotego na euro. Pozostali albo proponują wstrzymanie się z decyzją (33 proc.) albo nie chcą wspólnej waluty w ogóle (25 proc.). 15 proc. ankietowanych chce przystąpienia do Eurolandu, ale uważa, że należy zwolnić tempo przygotowań, a 10 proc. nie ma zdania w tej sprawie.

Jeszcze na początku roku zdecydowani zwolennicy europejskiego pieniądza stanowili 26 proc., a mniej zdecydowanych było 39 proc.


źródło: onet.pl

MinFin: Inflacja w 2009 r. wyniesie 3,0%, a w 2010 r. spadnie do 1,0%

Inflacja średnioroczna w Polsce w 2009 r. wyniesie 3,0%, by w przyszłym spaść do 1,0% (wobec 4,2% w 2008 r.), wynika z opublikowanej w piątek przez resort finansów "Informacji o sytuacji makroekonomicznej i stanie budżetu państwa w 2009 r. Resort oczekuje także, że stopy procentowe do grudnia spadną do 3,0% w przypadku głównej stopy referencyjnej (z 3,5% obecnie).

"Ujemna luka produktowa, pogorszenie sytuacji na rynku pracy i niższa presja na wzrost wynagrodzeń będą oddziaływać w kierunku obniżenia inflacji, co z kolei będzie sprzyjać łagodzeniu polityki pieniężnej. W rezultacie, oczekiwany jest spadek stopy referencyjnej NBP do poziomu 3,0% na koniec br. Zgodnie z prognozą, roczne tempo wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych obniży się w br. do 3,0% z 4,2% w roku poprzednim" - podano w Informacji.

Natomiast inflację w 2010 r.

oszacowano na poziomie 1,0%. Jednak niepewność w ocenie kształtowania się wzrostu gospodarczego nie pozwala, według resortu jednoznacznie zidentyfikować siły oddziaływania poszczególnych czynników kształtujących procesy inflacyjne.

"Z jednej strony, na dynamikę wskaźnika CPI wpływa duży wzrost cen regulowanych i wcześniejsze silne osłabienie złotego. Z drugiej strony, istnieje duża niepewność dotycząca skali ograniczenia popytu na rynku krajowym (szczególnie presji inflacyjnej ze strony płac) oraz na świecie, co z uwagi na procesy globalizacyjne ma kluczowe znaczenie dla kształtowania się cen surowców i towarów będących przedmiotem światowej wymiany handlowej" - podsumowano w "Informacji".
 

ISB

źródło: inwestycje.pl

MinFin: Inflacja w 2009 r. wyniesie 3,0%, a w 2010 r. spadnie do 1,0%

Inflacja średnioroczna w Polsce w 2009 r. wyniesie 3,0%, by w przyszłym spaść do 1,0% (wobec 4,2% w 2008 r.), wynika z opublikowanej w piątek przez resort finansów "Informacji o sytuacji makroekonomicznej i stanie budżetu państwa w 2009 r. Resort oczekuje także, że stopy procentowe do grudnia spadną do 3,0% w przypadku głównej stopy referencyjnej (z 3,5% obecnie).

"Ujemna luka produktowa, pogorszenie sytuacji na rynku pracy i niższa presja na wzrost wynagrodzeń będą oddziaływać w kierunku obniżenia inflacji, co z kolei będzie sprzyjać łagodzeniu polityki pieniężnej. W rezultacie, oczekiwany jest spadek stopy referencyjnej NBP do poziomu 3,0% na koniec br. Zgodnie z prognozą, roczne tempo wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych obniży się w br. do 3,0% z 4,2% w roku poprzednim" - podano w Informacji.

Natomiast inflację w 2010 r.

oszacowano na poziomie 1,0%. Jednak niepewność w ocenie kształtowania się wzrostu gospodarczego nie pozwala, według resortu jednoznacznie zidentyfikować siły oddziaływania poszczególnych czynników kształtujących procesy inflacyjne.

"Z jednej strony, na dynamikę wskaźnika CPI wpływa duży wzrost cen regulowanych i wcześniejsze silne osłabienie złotego. Z drugiej strony, istnieje duża niepewność dotycząca skali ograniczenia popytu na rynku krajowym (szczególnie presji inflacyjnej ze strony płac) oraz na świecie, co z uwagi na procesy globalizacyjne ma kluczowe znaczenie dla kształtowania się cen surowców i towarów będących przedmiotem światowej wymiany handlowej" - podsumowano w "Informacji".
 

ISB

źródło: inwestycje.pl

Będą dopłaty do szkoleń i pensji

Do końca 2011 roku firmy będą mogły wydłużać okresy rozliczeniowe czasu pracy i nie płacić za nadgodziny, jeżeli naruszą przepisy o dobie pracowniczej.
mogły ubiegać się o subsydia do płac pracowników. Otrzymają też refundację kosztów szkoleń pracowników.

Te i inne zmiany przewiduje ustawa z 1 lipca 2009 r. o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców, którą przyjął już Sejm. Teraz trafi ona do Senatu. Rząd zapowiada, że ma zacząć obowiązywać przed jesienią.

Najważniejsze znaczenie dla firm, które ucierpiały w kryzysie, mogą mieć przepisy, które umożliwiają im ubieganie się o dopłaty do pensji pracowników, którzy zgodzą się pracować w obniżonym wymiarze czasu pracy i za proporcjonalnie niższą pensję. Wypłaci je Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (FGŚP).

Maksymalna wysokość miesięcznego subsydium wyniesie 70 proc. zasiłku dla bezrobotnych (402,50 zł). Taką kwotę otrzymają pracownicy, którzy zgodzili się na obniżenie wymiaru czasu pracy o połowę, czyli maksymalny poziom wskazany w ustawie. Dopłaty dla tych pracowników, którzy zgodzą się na mniejsze cięcie etatu, będą proporcjonalnie niższe. Na przykład w przypadku obniżenia wymiaru o 25 proc. wyniosą 35 proc. zasiłku, czyli 201,25 zł.

Obniżone wynagrodzenie oraz dopłata do pensji łącznie nie będą mogły być niższe od płacy minimalnej (1276 zł).

Ma to gwarantować, że pracownik, który zgodzi się na krótszą pracę, nie zarobi mniej niż wynagrodzenie minimalne – mówi Jacek Męcina, ekspert PKPP Lewiatan.

Wniosek o wypłatę świadczeń trzeba będzie składać do kierownika biura terenowego FGŚP. Pomoc będzie wypłacana do 6 miesięcy.

Łukasz Guza

Kto może ubiegać się o dopłaty do pensji ? Pod jakim warunkiem starosta będzie mógł dofinansować z Funduszu Pracy koszty szkolenia pracowników oraz koszty studiów podyplomowych ? Jakie korzyści stwarza wydłużony okres rozliczeniowy czasu pracy do 12 miesięcy ? W jaki sposób pracodawcy łatwo ominą ograniczenie, narzucające kryterium, że umowy na czas określony mają trwać maksymalnie dwa lata?

Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Będą dopłaty do szkoleń i pensji

Do końca 2011 roku firmy będą mogły wydłużać okresy rozliczeniowe czasu pracy i nie płacić za nadgodziny, jeżeli naruszą przepisy o dobie pracowniczej.
mogły ubiegać się o subsydia do płac pracowników. Otrzymają też refundację kosztów szkoleń pracowników.

Te i inne zmiany przewiduje ustawa z 1 lipca 2009 r. o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców, którą przyjął już Sejm. Teraz trafi ona do Senatu. Rząd zapowiada, że ma zacząć obowiązywać przed jesienią.

Najważniejsze znaczenie dla firm, które ucierpiały w kryzysie, mogą mieć przepisy, które umożliwiają im ubieganie się o dopłaty do pensji pracowników, którzy zgodzą się pracować w obniżonym wymiarze czasu pracy i za proporcjonalnie niższą pensję. Wypłaci je Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (FGŚP).

Maksymalna wysokość miesięcznego subsydium wyniesie 70 proc. zasiłku dla bezrobotnych (402,50 zł). Taką kwotę otrzymają pracownicy, którzy zgodzili się na obniżenie wymiaru czasu pracy o połowę, czyli maksymalny poziom wskazany w ustawie. Dopłaty dla tych pracowników, którzy zgodzą się na mniejsze cięcie etatu, będą proporcjonalnie niższe. Na przykład w przypadku obniżenia wymiaru o 25 proc. wyniosą 35 proc. zasiłku, czyli 201,25 zł.

Obniżone wynagrodzenie oraz dopłata do pensji łącznie nie będą mogły być niższe od płacy minimalnej (1276 zł).

Ma to gwarantować, że pracownik, który zgodzi się na krótszą pracę, nie zarobi mniej niż wynagrodzenie minimalne – mówi Jacek Męcina, ekspert PKPP Lewiatan.

Wniosek o wypłatę świadczeń trzeba będzie składać do kierownika biura terenowego FGŚP. Pomoc będzie wypłacana do 6 miesięcy.

Łukasz Guza

Kto może ubiegać się o dopłaty do pensji ? Pod jakim warunkiem starosta będzie mógł dofinansować z Funduszu Pracy koszty szkolenia pracowników oraz koszty studiów podyplomowych ? Jakie korzyści stwarza wydłużony okres rozliczeniowy czasu pracy do 12 miesięcy ? W jaki sposób pracodawcy łatwo ominą ograniczenie, narzucające kryterium, że umowy na czas określony mają trwać maksymalnie dwa lata?

Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Dom w raju za mieszkanie w małym polskim mieście

Słońce, piaszczysta plaża i widok na ocean z własnego tarasu – to marzenie niejednego rodaka. Nierealne? Niekoniecznie; wystarczy wyłożyć równowartość mieszkania w małym polskim mieście.

Już za 18 tysięcy funtów, czyli za ok. 92 tys. zł można kupić mały apartament w egipskiej Hurghadzie - popularnym kurorcie nad Morzem Czerwonym - mówi Paweł Kalkowski, doradca inwestycyjny ds. nieruchomości zagranicznych w LifeHouse International.

Aż 90 proc. klientów jego firmy zainteresowanych jest nieruchomościami nad Nilem. Przyciąga ich niska cena, tani przelot oraz pewni brytyjscy i holenderscy deweloperzy. W ciągu roku na takiej nieruchomości w Egipcie można zarobić 10-15 proc. w skali roku.

Jednak wyobraźnia naszych rodaków wykracza znacznie dalej. Grupa Polaków planuje otworzenie hotelu w egzotycznym Zanzibarze. Na ukończeniu jest już proces administracyjny, który trwał około roku. Przygotowywana jest budowa.

Model biznesowy opiera się na zakupie taniego gruntu, którego cena szybko idzie w górę. Gdy wartość ziemi wynosi kilka dolarów za mkw., to łatwo o 100 procentowy wzrost. Każda inwestycja powoduje zwyżkę cen w okolicy - opisuje Paweł Grząbka, prezes zarządu CEE Property Group, obserwujący rozwój inwestycji.

Zdaniem ekspertów takie miejsca, jak Zanzibar, mają szanse powtórzyć sukces niesłychanie dzisiaj popularnych Malediwów czy Mauritiusa.

Za blisko? Można jeszcze dalej. Niektórzy kupują ziemię w środkowoamerykańskiej Kostaryce. Owszem są oferty z widokiem na Ocean Spokojny, ale z typowymi działkami pod willę niewiele mają wspólnego. Większy zysk przyniesie plantacja drzewa tekowego. Grunty w Kostaryce sprzedaje polski oddział firmy Tropical Properties. Przedstawiciele firmy twierdzą, że sprzedaż drewna, a także we właściwym czasie samej ziemi, zapewnia zysk rzędu 25 proc. rocznie. Cena 1000 mkw. to ok. 6500 euro, do tego należy doliczyć koszty administracyjne związane z nabyciem i obsługą działki - ok. 1000 euro. Po wycięciu drzew na ich miejscu mogą powstać domy i hotele. Transakcje w Kostaryce są bezpieczne. Podobnie jak w Polsce każda działka ma własną księgę wieczystą. Co ważne, są one dostępne przez Internet, więc nie trzeba lecieć do Ameryki Południowej, aby je sprawdzić.

Jeśli leśnictwo na odległość nie wydaje się nam atrakcyjną wizją, możemy zainwestować za oceanem kupując dom. Kostarykański rynek nieruchomości porównywany jest z hiszpańskim sprzed 20 lat, gdy ceny były kilkukrotnie niższe niż obecnie. W tym kontekście nawet 50-procentowe spadki cen na Półwyspie Iberyjskim, spowodowane kryzysem gospodarczym, nie wydają się wielkie.

Jeśli ciągnie nas za ocean, możliwości jest więcej.
Bardzo ciekawą opcją jest Brazylia, a szczególnie jej północno-wschodnia część w Natal w stanie Rio Grande do Norte - zaznacza Paweł Kalkowski.

Natal to jeden z najpopularniejszych brazylijskich kurortów położony w bezpiecznym regionie kraju. Miejscowość, objęta Narodowym Programem Promocji Turystyki, stanie się w ciągu najbliższych 5 lat czołowym kierunkiem turystycznym i inwestycyjnym w Brazylii.

Równie ciekawą i oryginalną lokalizacją jest Wietnam. W kompleksie hotelowym Bai Tram Hideaway Resort za 350 tys. dolarów można kupić luksusowy apartament, który gdy nie będziemy z niego korzystać, można wynająć hotelowym gościom.

Według ekspertów nieopłacalne jest teraz kupowanie nieruchomości w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (Dubaju czy Abu Dhabi). Z powodu kryzysu wiele budów stanęło, a ceny są zdecydowanie zawyżone.

Według prezesa CEE Property Group nie ma sensu kupować domu gdzie popadnie. Trzeba zastanowić się ile kosztować będzie administracja nieruchomością, przelot do niej, itp.

No to kupujemy

Kupno nieruchomości za granicą może wydawać się skomplikowane. Formalności różnią się w zależności od kraju. Aby sfinalizować transakcję, musimy podpisać akt notarialny.

Jeśli nie można tego zrobić przez pełnomocnika, niezbędna będzie podróż do wybranego kraju. Niektórzy deweloperzy fundują ją przyszłemu właścicielowi nieruchomości.

Do zakupu nieruchomości w Egipcie wystarczy aktualny paszport. Nawet nie trzeba jechać na miejsce, aby dokonać zakupu nieruchomości. Wszystko można załatwić korespondencyjnie. W Brazylii – oprócz ważnego paszportu – potrzebny jest brazylijski numer podatkowy CPF (Cedastro de Pessoa Fisia), który można uzyskać za pośrednictwem ambasady brazylijskiej – mówi Paweł Kalkowski.
Uzyskanie takiego dokumentu trwa zazwyczaj 2-3 dni, a cała procedura zajmuje ok. miesiąca.

Aby transakcja była pewna i bezpieczna należy się upewnić, czy zweryfikowane zostały dokumenty dewelopera związane z daną inwestycją - pozwolenia na budowę, wymagane licencje, itp..

Ponadto przed podpisaniem umowy warto ją uważnie przeczytać.
Brzmi to jak banał, lecz większość kupujących nie czyta dokładnie umów. Warto również zasięgnąć informacji o danym regionie i ochronie na terenie kompleksu - mówi Paweł Kalkowski.

Największą wartość mają nieruchomości najbliżej plaży. Najchętniej kupowane apartamenty zlokalizowane są na najwyższych piętrach z widokiem na morze oraz te na parterze, bo często mają dostęp do ogródka. Warto zwrócić uwagę na odległość od lotniska. Jest to ważny czynnik wpływający na atrakcyjność i cenę. Jeśli w pobliżu nieruchomości nie ma międzynarodowego lotniska, możemy mieć problemy z wynajmem.

Opłaty przy kupnie i eksploatacji nieruchomości nie powinny nikogo przyprawić o ból głowy. W Egipcie, gdzie podatki są niskie, należy uregulować jedynie opłaty notarialne i za rejestrację nieruchomości. Ich wysokość uzależniona jest od regionu. Do tego dochodzi podatek od nieruchomości. W egipskiej Hurghadzie nieruchomości nabywa się z pełnym prawem własności i z udziałem w gruncie, w Sharm El Sheikh – na prawach dzierżawy na 99 lat, która jest później automatycznie przedłużana. W Brazylii podatek przy zakupie nieruchomości wynosi od 2 proc. do 6 proc. w zależności od wartości nieruchomości.

Kasa na stół

Najwygodniej kupić zagraniczną nieruchomość za gotówkę. Schody zaczynają się się, gdy nabywca chce posiłkować się kredytem.

Polskie banki rzadko udzielają kredyty pod nieruchomości za granicą. Można próbować wziąć pożyczkę w kraju docelowym. Jest to jednak skomplikowane i wymaga wielu formalności, m.in. przetłumaczenia wszystkich dokumentów przez tłumacza przysięgłego - opisuje Paweł Grząbka.

Innym rozwiązaniem jest wzięcie pożyczki hipotecznej pod zastaw nieruchomości w Polsce (o pożyczkach hipotecznych przeczytaj w naszym artykule »).

Inną formą finansowania jest udzielany przez inwestora kredyt deweloperski. Jednak niewielu deweloperów decyduje się na takie rozwiązanie - podkreśla Paweł Kalkowski.

A gdzie zysk

Egzotyczna nieruchomość może służyć nie tylko jego właścicielom. W kompleksach zawsze jest firma zajmująca się administracją i bieżącym utrzymaniem. Pośrednik szuka klientów pod wynajem, dba o wygląd apartamentu, o pościel, itp.

Koszty utrzymania i zarządzania zależą od wielkości apartamentu, kompleksu, regionu i kraju. Ceny wahają się od kilku do kilkudziesięciu euro miesięcznie. Kupujący, który korzysta z usług zarządzania wynajmem często jest zwolniony z ponoszenia opłat za utrzymanie apartamentu. Ponosi wtedy tylko koszty mediów za okres, w którym korzysta z apartamentu - opisuje Paweł Kalkowski.

Koszt pełnej obsługi nieruchomości w Egipcie waha się od 2500 do 4000 zł. Jednak właściciel nie musi wyjmować tych pieniędzy z własnej kieszeni. Większość firm zarządzających bierze procent od wpłat dokonywanych przez gości.

Oczywiście właściciel ma zagwarantowany dostęp do nieruchomości.
Warto sprawdzić takie firmy, by nie okazało się że oszukują właścicieli, mówiąc, że nieruchomość stoi pusta. Duże firmy nie mogą sobie na to pozwolić. Niektóre udostępniają wgląd do systemu rezerwacyjnego, w którym widać kiedy, kto i za jaką stawkę, wynajmował apartament - wyjaśnia Paweł Grząbka.

Innym rozwiązaniem jest „Gwarancja wynajmu”. Wynajmujący, niezależnie od obłożenia, ma zapewniony stały zysk rzędu 5 proc. Jednak dla właściciela nieruchomości nie jest to korzystna oferta. Zyski z tradycyjnego wynajmu, już po odliczeniu kosztów administracji i zarządzania, powinny wynieść przynajmniej 10 proc.

Zastój na rynku

Polacy dość ostrożnie podchodzą do inwestowania w nieruchomości za granicą. W ciągu ostatnich kilku lat sporo kupowaliśmy w Bułgarii, trochę w Egipcie i USA - opisuje Paweł Grząbka.

W Egipcie własną nieruchomość kupiło jednak nie więcej niż kilka setek rodaków. Jeszcze do niedawna kierunkiem, o który pytali klienci biur pośredniczących w zakupie, były Stany Zjednoczone, a w szczególności Floryda. Spadek cen nieruchomości o 30-40 proc. spowodował że dom z widokiem na ocean można było kupić nawet za 150 tys. dolarów. Jednak umocnienie się dolara względem złotówki sprawiło, że taka inwestycja nie jest już opłacalna.

Z kolei każdy spadek kursu dolara będzie oznaczał, że w dół idzie też wartość nieruchomości. To powoduje, że zainteresowanie zagranicznymi nieruchomościami jest ograniczone. Są to raczej zakupy na własne potrzeby, a nie pod wynajem czy pod późniejszą sprzedaż - mówi Paweł Grząbka.

Jan Kaliński
Wirtualna Polska

Dom w raju za mieszkanie w małym polskim mieście

Słońce, piaszczysta plaża i widok na ocean z własnego tarasu – to marzenie niejednego rodaka. Nierealne? Niekoniecznie; wystarczy wyłożyć równowartość mieszkania w małym polskim mieście.

Już za 18 tysięcy funtów, czyli za ok. 92 tys. zł można kupić mały apartament w egipskiej Hurghadzie - popularnym kurorcie nad Morzem Czerwonym - mówi Paweł Kalkowski, doradca inwestycyjny ds. nieruchomości zagranicznych w LifeHouse International.

Aż 90 proc. klientów jego firmy zainteresowanych jest nieruchomościami nad Nilem. Przyciąga ich niska cena, tani przelot oraz pewni brytyjscy i holenderscy deweloperzy. W ciągu roku na takiej nieruchomości w Egipcie można zarobić 10-15 proc. w skali roku.

Jednak wyobraźnia naszych rodaków wykracza znacznie dalej. Grupa Polaków planuje otworzenie hotelu w egzotycznym Zanzibarze. Na ukończeniu jest już proces administracyjny, który trwał około roku. Przygotowywana jest budowa.

Model biznesowy opiera się na zakupie taniego gruntu, którego cena szybko idzie w górę. Gdy wartość ziemi wynosi kilka dolarów za mkw., to łatwo o 100 procentowy wzrost. Każda inwestycja powoduje zwyżkę cen w okolicy - opisuje Paweł Grząbka, prezes zarządu CEE Property Group, obserwujący rozwój inwestycji.

Zdaniem ekspertów takie miejsca, jak Zanzibar, mają szanse powtórzyć sukces niesłychanie dzisiaj popularnych Malediwów czy Mauritiusa.

Za blisko? Można jeszcze dalej. Niektórzy kupują ziemię w środkowoamerykańskiej Kostaryce. Owszem są oferty z widokiem na Ocean Spokojny, ale z typowymi działkami pod willę niewiele mają wspólnego. Większy zysk przyniesie plantacja drzewa tekowego. Grunty w Kostaryce sprzedaje polski oddział firmy Tropical Properties. Przedstawiciele firmy twierdzą, że sprzedaż drewna, a także we właściwym czasie samej ziemi, zapewnia zysk rzędu 25 proc. rocznie. Cena 1000 mkw. to ok. 6500 euro, do tego należy doliczyć koszty administracyjne związane z nabyciem i obsługą działki - ok. 1000 euro. Po wycięciu drzew na ich miejscu mogą powstać domy i hotele. Transakcje w Kostaryce są bezpieczne. Podobnie jak w Polsce każda działka ma własną księgę wieczystą. Co ważne, są one dostępne przez Internet, więc nie trzeba lecieć do Ameryki Południowej, aby je sprawdzić.

Jeśli leśnictwo na odległość nie wydaje się nam atrakcyjną wizją, możemy zainwestować za oceanem kupując dom. Kostarykański rynek nieruchomości porównywany jest z hiszpańskim sprzed 20 lat, gdy ceny były kilkukrotnie niższe niż obecnie. W tym kontekście nawet 50-procentowe spadki cen na Półwyspie Iberyjskim, spowodowane kryzysem gospodarczym, nie wydają się wielkie.

Jeśli ciągnie nas za ocean, możliwości jest więcej.
Bardzo ciekawą opcją jest Brazylia, a szczególnie jej północno-wschodnia część w Natal w stanie Rio Grande do Norte - zaznacza Paweł Kalkowski.

Natal to jeden z najpopularniejszych brazylijskich kurortów położony w bezpiecznym regionie kraju. Miejscowość, objęta Narodowym Programem Promocji Turystyki, stanie się w ciągu najbliższych 5 lat czołowym kierunkiem turystycznym i inwestycyjnym w Brazylii.

Równie ciekawą i oryginalną lokalizacją jest Wietnam. W kompleksie hotelowym Bai Tram Hideaway Resort za 350 tys. dolarów można kupić luksusowy apartament, który gdy nie będziemy z niego korzystać, można wynająć hotelowym gościom.

Według ekspertów nieopłacalne jest teraz kupowanie nieruchomości w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (Dubaju czy Abu Dhabi). Z powodu kryzysu wiele budów stanęło, a ceny są zdecydowanie zawyżone.

Według prezesa CEE Property Group nie ma sensu kupować domu gdzie popadnie. Trzeba zastanowić się ile kosztować będzie administracja nieruchomością, przelot do niej, itp.

No to kupujemy

Kupno nieruchomości za granicą może wydawać się skomplikowane. Formalności różnią się w zależności od kraju. Aby sfinalizować transakcję, musimy podpisać akt notarialny.

Jeśli nie można tego zrobić przez pełnomocnika, niezbędna będzie podróż do wybranego kraju. Niektórzy deweloperzy fundują ją przyszłemu właścicielowi nieruchomości.

Do zakupu nieruchomości w Egipcie wystarczy aktualny paszport. Nawet nie trzeba jechać na miejsce, aby dokonać zakupu nieruchomości. Wszystko można załatwić korespondencyjnie. W Brazylii – oprócz ważnego paszportu – potrzebny jest brazylijski numer podatkowy CPF (Cedastro de Pessoa Fisia), który można uzyskać za pośrednictwem ambasady brazylijskiej – mówi Paweł Kalkowski.
Uzyskanie takiego dokumentu trwa zazwyczaj 2-3 dni, a cała procedura zajmuje ok. miesiąca.

Aby transakcja była pewna i bezpieczna należy się upewnić, czy zweryfikowane zostały dokumenty dewelopera związane z daną inwestycją - pozwolenia na budowę, wymagane licencje, itp..

Ponadto przed podpisaniem umowy warto ją uważnie przeczytać.
Brzmi to jak banał, lecz większość kupujących nie czyta dokładnie umów. Warto również zasięgnąć informacji o danym regionie i ochronie na terenie kompleksu - mówi Paweł Kalkowski.

Największą wartość mają nieruchomości najbliżej plaży. Najchętniej kupowane apartamenty zlokalizowane są na najwyższych piętrach z widokiem na morze oraz te na parterze, bo często mają dostęp do ogródka. Warto zwrócić uwagę na odległość od lotniska. Jest to ważny czynnik wpływający na atrakcyjność i cenę. Jeśli w pobliżu nieruchomości nie ma międzynarodowego lotniska, możemy mieć problemy z wynajmem.

Opłaty przy kupnie i eksploatacji nieruchomości nie powinny nikogo przyprawić o ból głowy. W Egipcie, gdzie podatki są niskie, należy uregulować jedynie opłaty notarialne i za rejestrację nieruchomości. Ich wysokość uzależniona jest od regionu. Do tego dochodzi podatek od nieruchomości. W egipskiej Hurghadzie nieruchomości nabywa się z pełnym prawem własności i z udziałem w gruncie, w Sharm El Sheikh – na prawach dzierżawy na 99 lat, która jest później automatycznie przedłużana. W Brazylii podatek przy zakupie nieruchomości wynosi od 2 proc. do 6 proc. w zależności od wartości nieruchomości.

Kasa na stół

Najwygodniej kupić zagraniczną nieruchomość za gotówkę. Schody zaczynają się się, gdy nabywca chce posiłkować się kredytem.

Polskie banki rzadko udzielają kredyty pod nieruchomości za granicą. Można próbować wziąć pożyczkę w kraju docelowym. Jest to jednak skomplikowane i wymaga wielu formalności, m.in. przetłumaczenia wszystkich dokumentów przez tłumacza przysięgłego - opisuje Paweł Grząbka.

Innym rozwiązaniem jest wzięcie pożyczki hipotecznej pod zastaw nieruchomości w Polsce (o pożyczkach hipotecznych przeczytaj w naszym artykule »).

Inną formą finansowania jest udzielany przez inwestora kredyt deweloperski. Jednak niewielu deweloperów decyduje się na takie rozwiązanie - podkreśla Paweł Kalkowski.

A gdzie zysk

Egzotyczna nieruchomość może służyć nie tylko jego właścicielom. W kompleksach zawsze jest firma zajmująca się administracją i bieżącym utrzymaniem. Pośrednik szuka klientów pod wynajem, dba o wygląd apartamentu, o pościel, itp.

Koszty utrzymania i zarządzania zależą od wielkości apartamentu, kompleksu, regionu i kraju. Ceny wahają się od kilku do kilkudziesięciu euro miesięcznie. Kupujący, który korzysta z usług zarządzania wynajmem często jest zwolniony z ponoszenia opłat za utrzymanie apartamentu. Ponosi wtedy tylko koszty mediów za okres, w którym korzysta z apartamentu - opisuje Paweł Kalkowski.

Koszt pełnej obsługi nieruchomości w Egipcie waha się od 2500 do 4000 zł. Jednak właściciel nie musi wyjmować tych pieniędzy z własnej kieszeni. Większość firm zarządzających bierze procent od wpłat dokonywanych przez gości.

Oczywiście właściciel ma zagwarantowany dostęp do nieruchomości.
Warto sprawdzić takie firmy, by nie okazało się że oszukują właścicieli, mówiąc, że nieruchomość stoi pusta. Duże firmy nie mogą sobie na to pozwolić. Niektóre udostępniają wgląd do systemu rezerwacyjnego, w którym widać kiedy, kto i za jaką stawkę, wynajmował apartament - wyjaśnia Paweł Grząbka.

Innym rozwiązaniem jest „Gwarancja wynajmu”. Wynajmujący, niezależnie od obłożenia, ma zapewniony stały zysk rzędu 5 proc. Jednak dla właściciela nieruchomości nie jest to korzystna oferta. Zyski z tradycyjnego wynajmu, już po odliczeniu kosztów administracji i zarządzania, powinny wynieść przynajmniej 10 proc.

Zastój na rynku

Polacy dość ostrożnie podchodzą do inwestowania w nieruchomości za granicą. W ciągu ostatnich kilku lat sporo kupowaliśmy w Bułgarii, trochę w Egipcie i USA - opisuje Paweł Grząbka.

W Egipcie własną nieruchomość kupiło jednak nie więcej niż kilka setek rodaków. Jeszcze do niedawna kierunkiem, o który pytali klienci biur pośredniczących w zakupie, były Stany Zjednoczone, a w szczególności Floryda. Spadek cen nieruchomości o 30-40 proc. spowodował że dom z widokiem na ocean można było kupić nawet za 150 tys. dolarów. Jednak umocnienie się dolara względem złotówki sprawiło, że taka inwestycja nie jest już opłacalna.

Z kolei każdy spadek kursu dolara będzie oznaczał, że w dół idzie też wartość nieruchomości. To powoduje, że zainteresowanie zagranicznymi nieruchomościami jest ograniczone. Są to raczej zakupy na własne potrzeby, a nie pod wynajem czy pod późniejszą sprzedaż - mówi Paweł Grząbka.

Jan Kaliński
Wirtualna Polska

Na Białorusi budownictwo kwitnie

W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku wartość robót budowlanych na Białorusi była o ponad jedną czwartą wyższa niż przed rokiem. To dobra wiadomość dla polskich firm wykonawczych i producentów materiałów budowlanych odczuwających skutki kryzysu w naszym kraju

Wielu naszych przedsiębiorców inwestowało do tej pory głównie na Ukrainie, ale kraj ten pogrążył się ostatnio w głębokim kryzysie. Jak poinformowała firma badawcza PMR, tamtejszy rynek budowlany skurczył się dramatycznie, bo aż o przeszło 55 proc. Kryzys finansowy uderzył też w Rosję, gdzie produkcja budowlana zmniejszyła się o jedną piątą, oraz w Kazachstan - spadek o 8 proc. Tymczasem na Białorusi mamy do czynienia z boomem budowlanym. Czym wytłumaczyć ten fenomen?

Z najnowszego raportu PMR ("Construction sector in Belarus 2009 - Development forecasts for 2009-2011") wynika, że w krajach dotkniętych zapaścią budowlaną rozwój branży był do tej pory wspierany w znacznym stopniu przez kapitał zagraniczny, głównie w postaci kredytów. W chwili, gdy te źródła finansowania wyschły z powodu globalnego kryzysu finansowego, wiele projektów budowlanych zostało wstrzymanych lub przesuniętych w czasie.

Na Białorusi zaś większość inwestycji finansowanych jest z budżetu centralnego, więc ich realizacja jest kontynuowana. - Z kolei rynek nieruchomości u naszego wschodniego sąsiada nie jest tak rozwinięty jak w innych krajach WNP, przez co nie wystąpiły na nim zjawiska obserwowane w Rosji czy na Ukrainie, takie jak bańka cenowa, chaotyczna zabudowa miast, przeinwestowanie i przegrzanie rynku - zauważa Robert Obetkon, analityk rynku budowlanego w PMR i autor raportu.

Według Obetkona, Białoruś staje się celem ekspansji wielu firm zagranicznych (m.in. z USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Rosji, Turcji, Finlandii, Szwecji, Szwajcari i Czech), które chcą tam eksportować materiały i maszyny budowlane, przejmować lokalne spółki budowlane, a nawet zakładać nowe firmy deweloperskie i budowlane. Wśród tych firm są i polskie, m.in. Pol-Aqua, Mostostal Export i Polnord.

Prezes Fundacji Wszechnicy Budowlanej Zbigniew Bachman, który jest znawcą rynków wschodnich jest przekonany, że boom budowlany na Białorusi wykorzystają także nasi producenci materiałów budowlanych i wykończeniowych, którym w Polsce zaczął doskwierać kryzys. - Trzeba wykorzystać to, że nasze wyroby mają tam bardzo dobrą opinię. Np. były ambasador Białorusi w Polsce, a obecnie białoruski minister kultury Paweł Łatuszka sprowadza z Polski materiały wykończeniowe do swojego domu pod Mińskiem - opowiada Bachman. - Nie bez znaczenia jest fakt, że Białorusini kupujący u nas materiały budowlane odzyskują VAT na granicy.

Według Bachmana, naszym hitem eksportowym jest stolarka budowlana (swój zakład ma tam np. firma Terrazyt z Łomży), płytki ceramiczne oraz wyroby instalacyjne. - Białorusini dostrzegli potrzebę oszczędzania energii, więc chętnie inwestują w energooszczędne materiały i urządzenia, np. piece i kotły c.o. - mówi Bachman.

Robert Obetkon z PMR przyznaje, że nie jest łatwo prowadzić biznes na Białorusi. Jest to więc miejsce dla przedsiębiorców nie obawiających się podwyższonego ryzyka. - Z drugiej strony, jak wynika z najnowszego raportu Doing Business 2009 sporządzonego przez Bank Światowy, Białoruś stała się bardziej przyjaznym miejscem do prowadzenia biznesu niż Rosja czy Ukraina - mówi Obetkon. - W dodatku białoruskie władze aktywnie wspierają rozwój sektora budowlanego w celu podtrzymania wzrostu całej gospodarki i poziomu zatrudnienia, a także z zamiarem poprawy standardu życia mieszkańców. W tym właśnie celu szczególną troską objęte jest budownictwo mieszkaniowe.

Bachman zwraca też uwagę na liberalizację gospodarki białoruskiej. - Kilka miesięcy temu dokonano uproszczenia przepisów związanych z prowadzeniem inwestycji budowlanych oraz przeprowadzaniem przetargów, a od początku roku obowiązuje nowy Kodeks Ziemski - potwierdza analityk PMR.

Według niego, w 2009 r. Białoruś zamierza wprowadzić 52 reformy nakierowane na liberalizację gospodarki. Planowane jest ulepszenie prawa podatkowego, antymonopolowego i regulacji celnych, a także procedur związanych z obrotem nieruchomościami oraz wielu procedur technicznych i administracyjnych. Rząd zamierza również uprościć procedury związane z certyfikacją oraz te związane z projektowaniem, budową i oddawaniem do użytku budynków.

 

gazeta.pl

Na Białorusi budownictwo kwitnie

W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku wartość robót budowlanych na Białorusi była o ponad jedną czwartą wyższa niż przed rokiem. To dobra wiadomość dla polskich firm wykonawczych i producentów materiałów budowlanych odczuwających skutki kryzysu w naszym kraju

Wielu naszych przedsiębiorców inwestowało do tej pory głównie na Ukrainie, ale kraj ten pogrążył się ostatnio w głębokim kryzysie. Jak poinformowała firma badawcza PMR, tamtejszy rynek budowlany skurczył się dramatycznie, bo aż o przeszło 55 proc. Kryzys finansowy uderzył też w Rosję, gdzie produkcja budowlana zmniejszyła się o jedną piątą, oraz w Kazachstan - spadek o 8 proc. Tymczasem na Białorusi mamy do czynienia z boomem budowlanym. Czym wytłumaczyć ten fenomen?

Z najnowszego raportu PMR ("Construction sector in Belarus 2009 - Development forecasts for 2009-2011") wynika, że w krajach dotkniętych zapaścią budowlaną rozwój branży był do tej pory wspierany w znacznym stopniu przez kapitał zagraniczny, głównie w postaci kredytów. W chwili, gdy te źródła finansowania wyschły z powodu globalnego kryzysu finansowego, wiele projektów budowlanych zostało wstrzymanych lub przesuniętych w czasie.

Na Białorusi zaś większość inwestycji finansowanych jest z budżetu centralnego, więc ich realizacja jest kontynuowana. - Z kolei rynek nieruchomości u naszego wschodniego sąsiada nie jest tak rozwinięty jak w innych krajach WNP, przez co nie wystąpiły na nim zjawiska obserwowane w Rosji czy na Ukrainie, takie jak bańka cenowa, chaotyczna zabudowa miast, przeinwestowanie i przegrzanie rynku - zauważa Robert Obetkon, analityk rynku budowlanego w PMR i autor raportu.

Według Obetkona, Białoruś staje się celem ekspansji wielu firm zagranicznych (m.in. z USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Rosji, Turcji, Finlandii, Szwecji, Szwajcari i Czech), które chcą tam eksportować materiały i maszyny budowlane, przejmować lokalne spółki budowlane, a nawet zakładać nowe firmy deweloperskie i budowlane. Wśród tych firm są i polskie, m.in. Pol-Aqua, Mostostal Export i Polnord.

Prezes Fundacji Wszechnicy Budowlanej Zbigniew Bachman, który jest znawcą rynków wschodnich jest przekonany, że boom budowlany na Białorusi wykorzystają także nasi producenci materiałów budowlanych i wykończeniowych, którym w Polsce zaczął doskwierać kryzys. - Trzeba wykorzystać to, że nasze wyroby mają tam bardzo dobrą opinię. Np. były ambasador Białorusi w Polsce, a obecnie białoruski minister kultury Paweł Łatuszka sprowadza z Polski materiały wykończeniowe do swojego domu pod Mińskiem - opowiada Bachman. - Nie bez znaczenia jest fakt, że Białorusini kupujący u nas materiały budowlane odzyskują VAT na granicy.

Według Bachmana, naszym hitem eksportowym jest stolarka budowlana (swój zakład ma tam np. firma Terrazyt z Łomży), płytki ceramiczne oraz wyroby instalacyjne. - Białorusini dostrzegli potrzebę oszczędzania energii, więc chętnie inwestują w energooszczędne materiały i urządzenia, np. piece i kotły c.o. - mówi Bachman.

Robert Obetkon z PMR przyznaje, że nie jest łatwo prowadzić biznes na Białorusi. Jest to więc miejsce dla przedsiębiorców nie obawiających się podwyższonego ryzyka. - Z drugiej strony, jak wynika z najnowszego raportu Doing Business 2009 sporządzonego przez Bank Światowy, Białoruś stała się bardziej przyjaznym miejscem do prowadzenia biznesu niż Rosja czy Ukraina - mówi Obetkon. - W dodatku białoruskie władze aktywnie wspierają rozwój sektora budowlanego w celu podtrzymania wzrostu całej gospodarki i poziomu zatrudnienia, a także z zamiarem poprawy standardu życia mieszkańców. W tym właśnie celu szczególną troską objęte jest budownictwo mieszkaniowe.

Bachman zwraca też uwagę na liberalizację gospodarki białoruskiej. - Kilka miesięcy temu dokonano uproszczenia przepisów związanych z prowadzeniem inwestycji budowlanych oraz przeprowadzaniem przetargów, a od początku roku obowiązuje nowy Kodeks Ziemski - potwierdza analityk PMR.

Według niego, w 2009 r. Białoruś zamierza wprowadzić 52 reformy nakierowane na liberalizację gospodarki. Planowane jest ulepszenie prawa podatkowego, antymonopolowego i regulacji celnych, a także procedur związanych z obrotem nieruchomościami oraz wielu procedur technicznych i administracyjnych. Rząd zamierza również uprościć procedury związane z certyfikacją oraz te związane z projektowaniem, budową i oddawaniem do użytku budynków.

 

gazeta.pl

Sąd ogłosił upadłość Galerii Centrum z możliwością układu

Sąd Rejonowy w Krakowie ogłosił upadłość, z możliwością zawarcia układu, spółki Galeria Centrum, jednostki zależnej od Vistula Group, podała firma w czwartek.

"Na mocy postanowienia z dnia 1 lipca 2009 r. Sąd Rejonowy dla Krakowa - Śródmieścia w Krakowie, Wydział VIII Gospodarczy dla spraw upadłościowych i naprawczych wydał postanowienie o ogłoszeniu upadłości z możliwością zawarcia układu jednostki zależnej od emitenta - Galeria Centrum Sp. z o.o. z siedzibą w Krakowie" - czytamy w komunikacie.

Główne elementy propozycji układowych zakładają wykonanie 100% zobowiązań bez odraczania terminów ich wykonania, wierzycielom, którym przysługują należności ze stosunków pracy oraz wierzycielom, których roszczenia nie przekraczają kwoty 10 tys. zł. Pozostali powinni otrzymać od 30% do 40% należności.

Galeria Centrum złożyła do sądu wniosek o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu w końcu marca.

Vistula Group miała po audycie 159,46 mln zł skonsolidowanej straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 58,54 mln zł zysku rok wcześniej. Skonsolidowane przychody wyniosły 504,87 mln zł wobec 411,64 mln zł rok wcześniej.

W ujęciu jednostkowym, w 2008 roku spółka miała 151,68 mln zł straty netto wobec 26,82 mln zł zysku rok wcześniej.

W I kw. 2009 r. Vistula Group miała 23,86 mln zł skonsolidowanej straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej wobec 5,86 mln zł zysku rok wcześniej. Skonsolidowane przychody wyniosły 122,11 mln zł wobec 92,97 mln zł rok wcześniej.

onet.pl

Sąd ogłosił upadłość Galerii Centrum z możliwością układu

Sąd Rejonowy w Krakowie ogłosił upadłość, z możliwością zawarcia układu, spółki Galeria Centrum, jednostki zależnej od Vistula Group, podała firma w czwartek.

"Na mocy postanowienia z dnia 1 lipca 2009 r. Sąd Rejonowy dla Krakowa - Śródmieścia w Krakowie, Wydział VIII Gospodarczy dla spraw upadłościowych i naprawczych wydał postanowienie o ogłoszeniu upadłości z możliwością zawarcia układu jednostki zależnej od emitenta - Galeria Centrum Sp. z o.o. z siedzibą w Krakowie" - czytamy w komunikacie.

Główne elementy propozycji układowych zakładają wykonanie 100% zobowiązań bez odraczania terminów ich wykonania, wierzycielom, którym przysługują należności ze stosunków pracy oraz wierzycielom, których roszczenia nie przekraczają kwoty 10 tys. zł. Pozostali powinni otrzymać od 30% do 40% należności.

Galeria Centrum złożyła do sądu wniosek o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu w końcu marca.

Vistula Group miała po audycie 159,46 mln zł skonsolidowanej straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 58,54 mln zł zysku rok wcześniej. Skonsolidowane przychody wyniosły 504,87 mln zł wobec 411,64 mln zł rok wcześniej.

W ujęciu jednostkowym, w 2008 roku spółka miała 151,68 mln zł straty netto wobec 26,82 mln zł zysku rok wcześniej.

W I kw. 2009 r. Vistula Group miała 23,86 mln zł skonsolidowanej straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej wobec 5,86 mln zł zysku rok wcześniej. Skonsolidowane przychody wyniosły 122,11 mln zł wobec 92,97 mln zł rok wcześniej.

onet.pl

ERBUD zbuduje centrum handlowo-usługowe „Pasaż Grodzki” w Jeleniej Górze

29 czerwca 2009 roku ERBUD podpisał kontrakt na budowę centrum handlowo-usługowego „Pasaż Grodzki” w Jeleniej Górze. Kubatura obiektu wynosi 46.577,65 m3, natomiast powierzchnia netto 10.500,41 m2. Wartość kontraktu do realizacji w terminach 1.07.2009-15.10.2010 wynosi 32 mln netto. Wartość robót przewidziana na br. to ok. 10 mln zł.

Zamawiający może wstrzymać  realizację  inwestycji w przypadku nieuzyskania kredytu  finansującego w terminie do 31.12.2009.
 
To  już  trzeci  kontrakt  podpisany  z  inwestorem  z Grupy  Kapitałowej Rank  Progress  SA  na  budowę centrum  handlowego.  Do  tej  pory  ERBUD  zbudował  dla  GK  Rank  Progress  „Galerię  Twierdza”  w Kłodzku oraz „Galeri  Piastów” w Legnicy.

ERBUD

as

inwestycje.pl

ERBUD zbuduje centrum handlowo-usługowe „Pasaż Grodzki” w Jeleniej Górze

29 czerwca 2009 roku ERBUD podpisał kontrakt na budowę centrum handlowo-usługowego „Pasaż Grodzki” w Jeleniej Górze. Kubatura obiektu wynosi 46.577,65 m3, natomiast powierzchnia netto 10.500,41 m2. Wartość kontraktu do realizacji w terminach 1.07.2009-15.10.2010 wynosi 32 mln netto. Wartość robót przewidziana na br. to ok. 10 mln zł.

Zamawiający może wstrzymać  realizację  inwestycji w przypadku nieuzyskania kredytu  finansującego w terminie do 31.12.2009.
 
To  już  trzeci  kontrakt  podpisany  z  inwestorem  z Grupy  Kapitałowej Rank  Progress  SA  na  budowę centrum  handlowego.  Do  tej  pory  ERBUD  zbudował  dla  GK  Rank  Progress  „Galerię  Twierdza”  w Kłodzku oraz „Galeri  Piastów” w Legnicy.

ERBUD

as

inwestycje.pl

Wartość zagranicznych inwestycji w Polsce może wynieść 7 mld euro

Wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych Sławomir Majman powtórzył, że wartość zagranicznych inwestycji w naszym kraju może wynieść około 7 miliardów euro. Nie wykluczył jednak korekty w połowie roku.

Majman dodał, że PAIiIZ pracuje nad 70-80 projektami, które są na różnym etapie zaangażowania. W czołówce znajdują się przedsięwzięcia związane z centrami usług finansowych, a także związane z przemysłem motoryzacyjnym. W styczniu napływ tego typu inwestycji był o ponad 30 procent większy niż rok wcześniej, kiedy sytuacja gospodarcza była dużo lepsza.

W opinii Majmana, wyzwaniem jest spowodowanie, by ludzie zajmujący sie gospodarką na świecie potrafili nas odróżnić od innych krajów regionu. Według niego, nasza sytuacja wygląda dużo lepiej. Podkreślił, że jesteśmy wśród 6 krajów na świecie, które w tym roku będą prawdopodobnie miały dodatni przyrost PKB

IAR

as

inwestycje.pl

Wartość zagranicznych inwestycji w Polsce może wynieść 7 mld euro

Wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych Sławomir Majman powtórzył, że wartość zagranicznych inwestycji w naszym kraju może wynieść około 7 miliardów euro. Nie wykluczył jednak korekty w połowie roku.

Majman dodał, że PAIiIZ pracuje nad 70-80 projektami, które są na różnym etapie zaangażowania. W czołówce znajdują się przedsięwzięcia związane z centrami usług finansowych, a także związane z przemysłem motoryzacyjnym. W styczniu napływ tego typu inwestycji był o ponad 30 procent większy niż rok wcześniej, kiedy sytuacja gospodarcza była dużo lepsza.

W opinii Majmana, wyzwaniem jest spowodowanie, by ludzie zajmujący sie gospodarką na świecie potrafili nas odróżnić od innych krajów regionu. Według niego, nasza sytuacja wygląda dużo lepiej. Podkreślił, że jesteśmy wśród 6 krajów na świecie, które w tym roku będą prawdopodobnie miały dodatni przyrost PKB

IAR

as

inwestycje.pl

Pierwsze Porozumienie Partnerskie w ramach Systemu wspierającego bezpośrednie inwestycje zagraniczne w regionach

29 czerwca w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Łódzkiego zostało podpisane Porozumienie Partnerskie pomiędzy Polską Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych, Zarządem Województwa Łódzkiego oraz Łódzką Specjalną Strefą Ekonomiczną.

Jest to pierwsze Porozumienie zawarte w ramach tworzenia kompleksowego Systemu we wszystkich województwach, którego celem jest rozwój gospodarczy i podnoszenie konkurencyjności regionów poprzez ich promocję gospodarczą oraz wspieranie napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych.

Bardzo ważnym elementem Systemu będzie bliska współpraca pomiędzy regionalnymi COI, nadzorowanymi przez Zarządy Województw,  a  Specjalnymi Strefami Ekonomicznymi stanowiącymi ważny instrument przyciągania zagranicznych inwestycji do Polski.

Zakres współpracy będzie obejmował:
1) promocję możliwości inwestycyjnych województwa wśród potencjalnych inwestorów,
2) przygotowania do pozyskiwania i obsługi inwestorów zagranicznych, poprzez doskonalenie umiejętności w zakresie przygotowywania ofert inwestycyjnych, gromadzenie i udzielanie informacji gospodarczych, tworzenie i zarządzanie bazami danych dotyczących gospodarki regionu,
3) wspólną obsługę inwestorów zagranicznych w ramach kompetencji Stron Porozumienia.

PAIiIZ

as

inwestycje.pl

Pierwsze Porozumienie Partnerskie w ramach Systemu wspierającego bezpośrednie inwestycje zagraniczne w regionach

29 czerwca w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Łódzkiego zostało podpisane Porozumienie Partnerskie pomiędzy Polską Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych, Zarządem Województwa Łódzkiego oraz Łódzką Specjalną Strefą Ekonomiczną.

Jest to pierwsze Porozumienie zawarte w ramach tworzenia kompleksowego Systemu we wszystkich województwach, którego celem jest rozwój gospodarczy i podnoszenie konkurencyjności regionów poprzez ich promocję gospodarczą oraz wspieranie napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych.

Bardzo ważnym elementem Systemu będzie bliska współpraca pomiędzy regionalnymi COI, nadzorowanymi przez Zarządy Województw,  a  Specjalnymi Strefami Ekonomicznymi stanowiącymi ważny instrument przyciągania zagranicznych inwestycji do Polski.

Zakres współpracy będzie obejmował:
1) promocję możliwości inwestycyjnych województwa wśród potencjalnych inwestorów,
2) przygotowania do pozyskiwania i obsługi inwestorów zagranicznych, poprzez doskonalenie umiejętności w zakresie przygotowywania ofert inwestycyjnych, gromadzenie i udzielanie informacji gospodarczych, tworzenie i zarządzanie bazami danych dotyczących gospodarki regionu,
3) wspólną obsługę inwestorów zagranicznych w ramach kompetencji Stron Porozumienia.

PAIiIZ

as

inwestycje.pl

Prywatyzacja Huty Stalowa Wola a zwiększenie produkcji

Planowana prywatyzacja Huty Stalowa Wola nie musi oznaczać zwolnień - uważa prezes firmy Krzysztof Trofiniak. Gość Polskiego Radia Rzeszów przekonuje, że prywatyzacja ma przynieść zwiększenie produkcji, a co za tym idzie - wzrost zatrudnienia.

Na razie jednak trwają poszukiwania inwestora strategicznego, który zadba o zbyt wyrobów firmy - głównie za granicą, ponieważ tam najczęściej trafiają maszyny budowlane produkowane przez hutę. Krzysztof Trofiniak przyznaje, że liczba zamówień spadła. Jego zdaniem, to efekt kryzysu, zwłaszcza na rynkach wschodnich, gdzie sprzedawano połowę tak zwanej cywilnej produkcji huty. Jeśli chodzi o produkcję wojskową, to - jak mówi gość Polskiego Radia Rzeszów - sytuacja nie jest zła. W tym roku wartość zamówień dla wojska wyniesie ponad 100 milionów złotych, więc dwukrotnie więcej niż rok temu. Gorzej z pozostałymi zamówieniami, dlatego w hucie ruszają zwolnienia grupowe. Zarząd firmy chce też wysłać na tak zwany urlop techniczny 300 osób. Wytypowani do 12-miesięcznego postoju pracownicy otrzymywaliby odprawę, wypłatę Karty Hutnika oraz zasiłek dla bezrobotnych. Po roku wróciliby do pracy. Prezes huty dodał, że ludzie dzięki temu mieliby za co żyć, a firma zyskałaby oszczędności. Huta Stalowa Wola zatrudnia około 2,5 tysiąca osób.

IAR

js

inwestycje.pl

Prywatyzacja Huty Stalowa Wola a zwiększenie produkcji

Planowana prywatyzacja Huty Stalowa Wola nie musi oznaczać zwolnień - uważa prezes firmy Krzysztof Trofiniak. Gość Polskiego Radia Rzeszów przekonuje, że prywatyzacja ma przynieść zwiększenie produkcji, a co za tym idzie - wzrost zatrudnienia.

Na razie jednak trwają poszukiwania inwestora strategicznego, który zadba o zbyt wyrobów firmy - głównie za granicą, ponieważ tam najczęściej trafiają maszyny budowlane produkowane przez hutę. Krzysztof Trofiniak przyznaje, że liczba zamówień spadła. Jego zdaniem, to efekt kryzysu, zwłaszcza na rynkach wschodnich, gdzie sprzedawano połowę tak zwanej cywilnej produkcji huty. Jeśli chodzi o produkcję wojskową, to - jak mówi gość Polskiego Radia Rzeszów - sytuacja nie jest zła. W tym roku wartość zamówień dla wojska wyniesie ponad 100 milionów złotych, więc dwukrotnie więcej niż rok temu. Gorzej z pozostałymi zamówieniami, dlatego w hucie ruszają zwolnienia grupowe. Zarząd firmy chce też wysłać na tak zwany urlop techniczny 300 osób. Wytypowani do 12-miesięcznego postoju pracownicy otrzymywaliby odprawę, wypłatę Karty Hutnika oraz zasiłek dla bezrobotnych. Po roku wróciliby do pracy. Prezes huty dodał, że ludzie dzięki temu mieliby za co żyć, a firma zyskałaby oszczędności. Huta Stalowa Wola zatrudnia około 2,5 tysiąca osób.

IAR

js

inwestycje.pl

Preferencyjne kredyty dla ofiar powodzi

Bank Gospodarstwa Krajowego oraz 6 banków, które podpisały z nim umowę współpracy, udzielają preferencyjnych kredytów z gminom i klientom indywidualnym na usuwanie skutków klęsk żywiołowych.

 pomocy mogą skorzystać:

- właściciele i zarządcy lokali mieszkalnych, budynków mieszkalnych oraz obiektów infrastruktury technicznej towarzyszącej budownictwu mieszkaniowemu na likwidację szkód powstałych w wyniku powodzi, huraganu i osuwiska ziemnego,

- gminy - na budowę lub zakup mieszkań komunalnych dla osób, które w wyniku powodzi utraciły lokal mieszkalny lub budynek mieszkalny i nie mają możliwości ich odbudowy z własnych środków. 

O kredyt można się ubiegać w  bankach: PKO BP, Bank Polskiej Spółdzielczości, Gospodarczy Bank Wielkopolski, DnB Nord Polska, Millennium, Mazowiecki Bank Regionalny, a także przez oddziałach BGK. W celu uzyskania kredytu należy w wybranym banku złożyć wniosek wraz z potwierdzeniem zaistniałej szkody przez właściwy organ gminy.

Kredyt jest udzielany na 10 lat, z możliwością karencji w spłacie kapitału do 24 miesięcy. Oprocentowanie wynosi 2% w stosunku rocznym. Różnicę pomiędzy odsetkami płaconymi przez kredytobiorcę, a odsetkami naliczonymi według oprocentowania ustalonego przez bank kredytujący pokrywa BGK ze środków budżetowych przekazywanych przez Ministerstwo Infrastruktury.

Kredyt może zostać udzielony do wysokości 20-krotności najniższego wynagrodzenia brutto (obecnie jest to kwota 25.520 zł) na podstawie uproszczonego kosztorysu sporządzonego przez poszkodowanego. Jeżeli wartość koniecznych robót przekracza tę kwotę, kosztorys musi być sporządzony przez uprawnionego do tego specjalistę. Wtedy bank może udzielić kredytu pokrywającego 100% wartości kosztorysowej.

Bank Gospodarstwa Krajowego

jn

Źródło: inwestycje.pl

Preferencyjne kredyty dla ofiar powodzi

Bank Gospodarstwa Krajowego oraz 6 banków, które podpisały z nim umowę współpracy, udzielają preferencyjnych kredytów z gminom i klientom indywidualnym na usuwanie skutków klęsk żywiołowych.

 pomocy mogą skorzystać:

- właściciele i zarządcy lokali mieszkalnych, budynków mieszkalnych oraz obiektów infrastruktury technicznej towarzyszącej budownictwu mieszkaniowemu na likwidację szkód powstałych w wyniku powodzi, huraganu i osuwiska ziemnego,

- gminy - na budowę lub zakup mieszkań komunalnych dla osób, które w wyniku powodzi utraciły lokal mieszkalny lub budynek mieszkalny i nie mają możliwości ich odbudowy z własnych środków. 

O kredyt można się ubiegać w  bankach: PKO BP, Bank Polskiej Spółdzielczości, Gospodarczy Bank Wielkopolski, DnB Nord Polska, Millennium, Mazowiecki Bank Regionalny, a także przez oddziałach BGK. W celu uzyskania kredytu należy w wybranym banku złożyć wniosek wraz z potwierdzeniem zaistniałej szkody przez właściwy organ gminy.

Kredyt jest udzielany na 10 lat, z możliwością karencji w spłacie kapitału do 24 miesięcy. Oprocentowanie wynosi 2% w stosunku rocznym. Różnicę pomiędzy odsetkami płaconymi przez kredytobiorcę, a odsetkami naliczonymi według oprocentowania ustalonego przez bank kredytujący pokrywa BGK ze środków budżetowych przekazywanych przez Ministerstwo Infrastruktury.

Kredyt może zostać udzielony do wysokości 20-krotności najniższego wynagrodzenia brutto (obecnie jest to kwota 25.520 zł) na podstawie uproszczonego kosztorysu sporządzonego przez poszkodowanego. Jeżeli wartość koniecznych robót przekracza tę kwotę, kosztorys musi być sporządzony przez uprawnionego do tego specjalistę. Wtedy bank może udzielić kredytu pokrywającego 100% wartości kosztorysowej.

Bank Gospodarstwa Krajowego

jn

Źródło: inwestycje.pl

Banki spółdzielcze będą mogły emitować papiery wartościowe

Sejm jednogłośnie uchwalił w środę nowelizację ustawy o funkcjonowaniu banków spółdzielczych. Nowe przepisy umożliwią bankom spółdzielczym emitowanie papierów wartościowych, co pozwoli im na pozyskanie kapitału.

Za przyjęciem noweli głosowało 420 posłów. Nikt nie był przeciwko i nikt się nie wstrzymał.

Nowe regulacje zmieniają sposób zawierania umów kredytowych. Do tej pory umowę z klientem podpisywało dwóch członków zarządu banku. Jeśli przepis wejdzie w życie będzie tak jak w innych bankach - do jej podpisania wystarczy podpis jednego członka zarządu lub pełnomocnika.

O zamierzonej emisji papierów wartościowych bank ma obowiązek powiadomienia prezesa Narodowego Banku Polskiego na 30 dni przed terminem emisji wskazując warunki i wartość emisji.

Ustawa ma wejść w życie 14 dni po jej ogłoszeniu. Teraz zostanie ona skierowana do dalszych prac w Senacie.

 

 

Źródło: onet.pl

Banki spółdzielcze będą mogły emitować papiery wartościowe

Sejm jednogłośnie uchwalił w środę nowelizację ustawy o funkcjonowaniu banków spółdzielczych. Nowe przepisy umożliwią bankom spółdzielczym emitowanie papierów wartościowych, co pozwoli im na pozyskanie kapitału.

Za przyjęciem noweli głosowało 420 posłów. Nikt nie był przeciwko i nikt się nie wstrzymał.

Nowe regulacje zmieniają sposób zawierania umów kredytowych. Do tej pory umowę z klientem podpisywało dwóch członków zarządu banku. Jeśli przepis wejdzie w życie będzie tak jak w innych bankach - do jej podpisania wystarczy podpis jednego członka zarządu lub pełnomocnika.

O zamierzonej emisji papierów wartościowych bank ma obowiązek powiadomienia prezesa Narodowego Banku Polskiego na 30 dni przed terminem emisji wskazując warunki i wartość emisji.

Ustawa ma wejść w życie 14 dni po jej ogłoszeniu. Teraz zostanie ona skierowana do dalszych prac w Senacie.

 

 

Źródło: onet.pl

Chcemy euro? Musimy oszczędzać!

Zdaniem premiera Donalda Tuska Polska w najbliższym czasie będzie musiała podjąć działania oszczędnościowe, a w kolejnych latach także fiskalne, by deficyt finansów publicznych nie wzrastał. Przystąpienie Polski do mechanizmu ERM2 możliwe jest w II połowie 2012 roku, zaś do EMU na przełomie lat 2014/2015 - uważa Halina Wasilewska-Trenkner z RPP.

"Druga połowa 2012 roku to jest ewentualna możliwość wejścia do ERM2. Jeżeli wszystkie inne rzeczy będą w porządku to trzeba liczyć 2 lata w ERM2. Jeżeli tak byśmy liczyli to jesteśmy (w strefie euro - PAP) gdzieś między 2014-2015" - powiedziała wczoraj Wasilewska-Trenkner.

-Wszyscy mamy problem z nadmiernym deficytem. To co nas czeka, to podjęcie działań oszczędnościowych, być może w przyszłych latach także fiskalnych, aby ten deficyt nie rósł poza granicę, która jest dopuszczalna w naszych ustawach - powiedział w środę premier dziennikarzom, odnosząc się do decyzji Komisji Europejskiej.

KE uznała w środę, że do 2012 r. Polska musi zmniejszyć deficyt finansów publicznych do wymaganego w Traktacie z Maastricht poziomu 3 proc. PKB. Unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Joaquin Almunia przyznał, że nakazana Polsce przez Komisję Europejską korekta nadmiernego deficytu finansów publicznych w Polsce w roku 2012 odsuwa perspektywę przystąpienia Polski do strefy euro.

Deficyt wyniósł 3,9 proc. PKB w 2008 roku, czyli powyżej dopuszczonej w Traktacie z Maastricht wartości referencyjnej 3 proc., będącej jednym z kryteriów wejścia do strefy euro. Według majowych prognoz gospodarczych, tegoroczny deficyt w Polsce ma wzrosnąć do 6,6 proc. PKB, a przyszłoroczny przekroczy 7 proc.

Odnosząc się do ewentualnego przesunięcia wejścia Polski do strefy euro, premier mówił: - Czy opóźnienie wejścia do strefy euro będzie automatyczne? Nie będzie automatyczne ze względu na to, że sytuacja jest podobna w przygniatającej większości państw UE - mówił premier. Dodał, że problem nadmiernego deficytu dotyczy wielu państw unijnych, nie tylko tych, które starają się o wejście do strefy euro.

- Czy jest zasadne, aby standardy były bardziej wyśrubowane wobec państw, które aspirują niż wobec państw, które są w środku UE? (...) Polska nie postuluje łagodzenia tych kryteriów. Natomiast będziemy zawsze postulowali równe traktowanie wszystkich państw - powiedział szef rządu.

W opinii Tuska, kryteria z Traktatu Maastricht są kryteriami pożytecznymi dla każdej gospodarki. - Na pewno nie zgodzimy się, żeby te kryteria stosowano surowej wobec jakiegoś kraju, a mniej konsekwentniej wobec innych krajów. Dlatego z całą pewnością cała polityka finansowa w UE w czasie kryzysu musi zostać na nowo przemyślana, o tym wszyscy wiedzą - podkreślił.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Chcemy euro? Musimy oszczędzać!

Zdaniem premiera Donalda Tuska Polska w najbliższym czasie będzie musiała podjąć działania oszczędnościowe, a w kolejnych latach także fiskalne, by deficyt finansów publicznych nie wzrastał. Przystąpienie Polski do mechanizmu ERM2 możliwe jest w II połowie 2012 roku, zaś do EMU na przełomie lat 2014/2015 - uważa Halina Wasilewska-Trenkner z RPP.

"Druga połowa 2012 roku to jest ewentualna możliwość wejścia do ERM2. Jeżeli wszystkie inne rzeczy będą w porządku to trzeba liczyć 2 lata w ERM2. Jeżeli tak byśmy liczyli to jesteśmy (w strefie euro - PAP) gdzieś między 2014-2015" - powiedziała wczoraj Wasilewska-Trenkner.

-Wszyscy mamy problem z nadmiernym deficytem. To co nas czeka, to podjęcie działań oszczędnościowych, być może w przyszłych latach także fiskalnych, aby ten deficyt nie rósł poza granicę, która jest dopuszczalna w naszych ustawach - powiedział w środę premier dziennikarzom, odnosząc się do decyzji Komisji Europejskiej.

KE uznała w środę, że do 2012 r. Polska musi zmniejszyć deficyt finansów publicznych do wymaganego w Traktacie z Maastricht poziomu 3 proc. PKB. Unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Joaquin Almunia przyznał, że nakazana Polsce przez Komisję Europejską korekta nadmiernego deficytu finansów publicznych w Polsce w roku 2012 odsuwa perspektywę przystąpienia Polski do strefy euro.

Deficyt wyniósł 3,9 proc. PKB w 2008 roku, czyli powyżej dopuszczonej w Traktacie z Maastricht wartości referencyjnej 3 proc., będącej jednym z kryteriów wejścia do strefy euro. Według majowych prognoz gospodarczych, tegoroczny deficyt w Polsce ma wzrosnąć do 6,6 proc. PKB, a przyszłoroczny przekroczy 7 proc.

Odnosząc się do ewentualnego przesunięcia wejścia Polski do strefy euro, premier mówił: - Czy opóźnienie wejścia do strefy euro będzie automatyczne? Nie będzie automatyczne ze względu na to, że sytuacja jest podobna w przygniatającej większości państw UE - mówił premier. Dodał, że problem nadmiernego deficytu dotyczy wielu państw unijnych, nie tylko tych, które starają się o wejście do strefy euro.

- Czy jest zasadne, aby standardy były bardziej wyśrubowane wobec państw, które aspirują niż wobec państw, które są w środku UE? (...) Polska nie postuluje łagodzenia tych kryteriów. Natomiast będziemy zawsze postulowali równe traktowanie wszystkich państw - powiedział szef rządu.

W opinii Tuska, kryteria z Traktatu Maastricht są kryteriami pożytecznymi dla każdej gospodarki. - Na pewno nie zgodzimy się, żeby te kryteria stosowano surowej wobec jakiegoś kraju, a mniej konsekwentniej wobec innych krajów. Dlatego z całą pewnością cała polityka finansowa w UE w czasie kryzysu musi zostać na nowo przemyślana, o tym wszyscy wiedzą - podkreślił.

źródło informacji: PAP

interia.pl

NBP:Czarna przyszłość monet?

Wprowadzenie wspólnej waluty euro było kolejnym krokiem w postępującym procesie integracji. Bez wątpienia było to zdarzenie przełomowe, które w sposób znaczący wpłynęło na życie gospodarcze. Zastąpienie walut krajowych wspólnym pieniądzem - euro - miało również wpływ na numizmatykę. Sprawdźmy w jakim stopniu.

Na rynku numizmatów są dwie grupy jego uczestników. Pierwszą i największą stanowią kolekcjonerzy, pasjonaci, dla których monety to hobby. Bardzo często są oni gotowi zapłacić więcej za dany egzemplarz niż to wynika z jego ceny na rynku. Druga grupa - znacznie mniejsza - to inwestorzy, dla których rynek monet jest po prostu miejscem do zarabiania.

Młoda waluta

Podział ten wpływa przede wszystkim na ceny monet. Badając wpływ euro na rynek numizmatów warto przyjrzeć się historii tej "młodej" waluty. Euro było walutą wprowadzoną w 12 z 15 ówczesnych członków Unii Europejskiej w miejsce walut narodowych. Kursy między walutami narodowymi, które miało zastąpić euro zostały zamrożone 1 stycznia 1999 r., z tym dniem też zostało ono wprowadzone w transakcjach. Początkowo waluta ta była tylko międzybankową walutą rozliczeniową i nie znajdowała się w normalnym obiegu.1 stycznia 2002 r. nastąpiła oficjalna likwidacja walut narodowych państw członkowskich strefy euro i zastąpienie ich monetami i banknotami euro, co było największą przeprowadzoną dotąd na świecie jednorazową operacją walutową. Wymianie uległo 4,5 biliona euro w gotówce, oraz przeliczono waluty narodowe na ponad 10 bilionów euro na kontach bankowych na całym świecie. Euro zostało wprowadzone w następujących krajach: Austria, Belgia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Luksemburg, Niemcy, Portugalia , Włochy. Kraje które nie przyjęły wówczas euro to : Wielka Brytania, Szwecja, Dania.

Nowe kontra wiekowe

Rynek monet można podzielić na monety nowe, które są wybijane na specjalne okazje oraz na monety wiekowe. Jeśli chodzi o nowe monety, tzw. monety kolekcjonerskie to wprowadzenie euro miało zasadniczy wpływ na ich emisję. Banknoty euro są drukowane pod bezpośrednią kontrolą Europejskiego Banku Centralnego i mają jednolity wygląd we wszystkich krajach. Inaczej wygląda natomiast emisja monet. Są one produkowane przez mennice poszczególnych krajów i mają jednakowy kształt, materiał i awers, natomiast rewersy są inne dla każdego państwa. Na awersach od 1 do 5 eurocentów przedstawiono Zachodnią Europę na mapie świata. Pierwsza wersja monet od 10 do 50 eurocentów przedstawiała 15 krajów członkowskich UE w pewnej odległości od siebie. Zaznaczono wszystkie kraje, również te, które nie należały do strefy euro. Natomiast pierwsza wersja monet 1 i 2 euro przedstawiała kraje złączone w jedną całość. Miało to odzwierciedlać dewizę "Jedność w różnorodności". Od 2007 wprowadzane są nowe monety od 10 centów do 2 euro ze zmienionym awersem przedstawiającym większą część Europy bez granic. Niestety zachowano awersy dla monet od 1 do 5 eurocentów, na których pod lupą widać, że nowe kraje członkowskie nie są częścią zaznaczonego obszaru.

Mała podaż monet kolekcjonerskich

Europejski Bank Centralny stosuje ograniczenia co do emisji nowych monet. Według tych zasad, każdy kraj może wyemitować raz w roku tylko jedną monetę okolicznościową o nominale 2 euro. Monety te mają te same motywy i cechy, a także taką samą stronę wspólną jak zwykłe monety o nominale 2. Odróżnia je motyw okolicznościowy na stronie narodowej. Jest jednak odstępstwo od tej zasady. Zdarza się, iż EBC emituje wspólną monetę okolicznościową dla wszystkich krajów. Wówczas wszystkie kraje wybijają monetę o takim samym motywie, a różnica jest tylko w tym, iż na monecie znajduje się nazwa kraju, w którym została wybita. Ograniczenie w emisji monet w znaczący sposób obniżyło podaż monet kolekcjonerskich w krajach strefy euro. Dla kolekcjonerów nie jest to najlepsza wiadomość ze względu na trudności w zakupie tychże kolekcjonerskich monet euro.

Długa tradycja w kąt

Drugim obszarem rynku numizmatów, gdzie bez wątpienia wpływ euro był znaczący są waluty narodowe, które posiadały nawet kilkusetletnią tradycję. Zostały one zastąpione przez nową walutę euro. Przeliczniki według, których pierwszego stycznia 2002 roku wymieniono waluty narodowe na wspólną walutę prezentują się następująco:

1 euro to:

 

- 13,7603 szylingów Austria (ATS) 
- 40,3399 franków belgijskich (BEF) 
- 1,95583 marek niemieckich (DEM) 
- 166,386 peset hiszpańskich (ESP) 
-  5,94573 marek fińskich (FIM) 
- 6,55957 franków francuskich (FRF) 
- 340,750 drachm greckich (GRD) 
-  0,787564 funtów irlandzkich (IEP) 
- 1936,27 lirów włoskich (ITL) 
- 40,3399 franków luksemburskich (LUF) 
- 2,20371 guldenów holenderskich (NLG) 
- 200,482 escudos portugalskich (PTE. 

 

Zaprezentowane przeliczniki mogą być punktem odniesienia do określenia obecnej wartości monet, które zastąpiło euro. Oczywiście należy zaznaczyć, iż samo euro zyskało zdecydowanie na wartości. W 2002 roku kurs pary walutowej euro/dolar wynosił około 0,95. Natomiast w lipcu 2007 roku przekroczył 1,5. Obecnie wynosi około 1,4. Dobrym sposobem na określenie ile warte obecnie są monety narodowe krajów strefy euro są aukcje internetowe. Według przelicznika wymiany marek niemieckich na euro, marka powinna być dzisiaj warta około 2 zł. Jednak na aukcjach internetowych marki sprzedawane są po około złotówce. Widać zatem znaczący spadek wartości tej monety. Innym przykładem może być oferta sprzedaży franka francuskiego. Jedna taka moneta jest sprzedawana po około 70 gr. Patrząc na przelicznik wymiany franków na euro widać, iż i ta moneta jest obecnie mniej warta niż wynikałoby to z przelicznika wymiany. Innym przykładem może być oferta sprzedaży 1000 lirów włoskich za 2,50 zł. W tym wypadku można powiedzieć, iż moneta ta nie straciła w dużym stopniu na wartości.

Rewolucyjne ograniczenie

Wprowadzenie wspólnej waluty wpłynęło na wiele dziedzin życia, zarówno gospodarczego jaki polityczno-społecznego. Znalazło ono również swoje odzwierciedlenie na rynku numizmatycznym. Wspólna waluta zastąpiła narodowe środki płatnicze, które miały bardzo długą tradycję. Patrząc na obecne ceny monet, które zostały zastąpione przez euro można zauważyć, iż ich wartość spadła. Ciężko określić czy ta tendencja będzie nadal się utrzymywać. Nie można bowiem wykluczyć, iż za kilka lat monety narodowe zaczną w znaczący sposób zyskiwać na wartości ze względu na zmniejszającą się podaż. Drugim aspektem wprowadzenia wspólnej waluty było ograniczenie w możliwości emisji monet kolekcjonerskich dla poszczególnych krajów strefy euro. Nie ma możliwości, aby poszczególne kraje emitowały niezależnie serie monet kolekcjonerskich. W porównaniu z Polską, gdzie Narodowy Bank polski emituje wiele serii takich monet, ograniczenie stosowane przez EBC wydaje się być rewolucyjne z punktu widzenia uczestników rynku numizmatycznego.

Kamil Gemra

 

Czarna wizja dla monet?

 

W okresie wejścia do strefy euro nastąpi kolosalny spadek cen monet odchodzących. Sukcesywnie spadająca podaż będzie dobrym momentem do zakupu ciekawych pozycji. Osoby pracujące w bankach i w kasach wyłapią co ciekawsze monety i zostawią do kolekcji, a reszta trafi do przetopienia. Zostanie jeszcze oczywiście dużo monet w szafach, ale "inwestorzy" szybko się zniechęcą dużymi spadkami i też zaczną je oddawać za pół darmo.

Zdaniem naszego eksperta euro nie wywołało i nie wywoła euforii u "prawdziwych numizmatyków". Nadal będą się liczyć dobrze zachowane unikatowe monety i niskie (pierwsze) emisje. Pośród euro jedynie Watykan czy San Marino mogą liczyć na zainteresowanie. - Tak jak w przypadku monet z PRL nie widzę tu wielu ciekawych okazji do zakupu, a ceny poszukiwanych i rzadkich monet jak dotąd będą w cenie - powiedział nam ekspert.

Marcin Zabrzeski-Bicz, INTERIA.PL

NBP:Czarna przyszłość monet?

Wprowadzenie wspólnej waluty euro było kolejnym krokiem w postępującym procesie integracji. Bez wątpienia było to zdarzenie przełomowe, które w sposób znaczący wpłynęło na życie gospodarcze. Zastąpienie walut krajowych wspólnym pieniądzem - euro - miało również wpływ na numizmatykę. Sprawdźmy w jakim stopniu.

Na rynku numizmatów są dwie grupy jego uczestników. Pierwszą i największą stanowią kolekcjonerzy, pasjonaci, dla których monety to hobby. Bardzo często są oni gotowi zapłacić więcej za dany egzemplarz niż to wynika z jego ceny na rynku. Druga grupa - znacznie mniejsza - to inwestorzy, dla których rynek monet jest po prostu miejscem do zarabiania.

Młoda waluta

Podział ten wpływa przede wszystkim na ceny monet. Badając wpływ euro na rynek numizmatów warto przyjrzeć się historii tej "młodej" waluty. Euro było walutą wprowadzoną w 12 z 15 ówczesnych członków Unii Europejskiej w miejsce walut narodowych. Kursy między walutami narodowymi, które miało zastąpić euro zostały zamrożone 1 stycznia 1999 r., z tym dniem też zostało ono wprowadzone w transakcjach. Początkowo waluta ta była tylko międzybankową walutą rozliczeniową i nie znajdowała się w normalnym obiegu.1 stycznia 2002 r. nastąpiła oficjalna likwidacja walut narodowych państw członkowskich strefy euro i zastąpienie ich monetami i banknotami euro, co było największą przeprowadzoną dotąd na świecie jednorazową operacją walutową. Wymianie uległo 4,5 biliona euro w gotówce, oraz przeliczono waluty narodowe na ponad 10 bilionów euro na kontach bankowych na całym świecie. Euro zostało wprowadzone w następujących krajach: Austria, Belgia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Luksemburg, Niemcy, Portugalia , Włochy. Kraje które nie przyjęły wówczas euro to : Wielka Brytania, Szwecja, Dania.

Nowe kontra wiekowe

Rynek monet można podzielić na monety nowe, które są wybijane na specjalne okazje oraz na monety wiekowe. Jeśli chodzi o nowe monety, tzw. monety kolekcjonerskie to wprowadzenie euro miało zasadniczy wpływ na ich emisję. Banknoty euro są drukowane pod bezpośrednią kontrolą Europejskiego Banku Centralnego i mają jednolity wygląd we wszystkich krajach. Inaczej wygląda natomiast emisja monet. Są one produkowane przez mennice poszczególnych krajów i mają jednakowy kształt, materiał i awers, natomiast rewersy są inne dla każdego państwa. Na awersach od 1 do 5 eurocentów przedstawiono Zachodnią Europę na mapie świata. Pierwsza wersja monet od 10 do 50 eurocentów przedstawiała 15 krajów członkowskich UE w pewnej odległości od siebie. Zaznaczono wszystkie kraje, również te, które nie należały do strefy euro. Natomiast pierwsza wersja monet 1 i 2 euro przedstawiała kraje złączone w jedną całość. Miało to odzwierciedlać dewizę "Jedność w różnorodności". Od 2007 wprowadzane są nowe monety od 10 centów do 2 euro ze zmienionym awersem przedstawiającym większą część Europy bez granic. Niestety zachowano awersy dla monet od 1 do 5 eurocentów, na których pod lupą widać, że nowe kraje członkowskie nie są częścią zaznaczonego obszaru.

Mała podaż monet kolekcjonerskich

Europejski Bank Centralny stosuje ograniczenia co do emisji nowych monet. Według tych zasad, każdy kraj może wyemitować raz w roku tylko jedną monetę okolicznościową o nominale 2 euro. Monety te mają te same motywy i cechy, a także taką samą stronę wspólną jak zwykłe monety o nominale 2. Odróżnia je motyw okolicznościowy na stronie narodowej. Jest jednak odstępstwo od tej zasady. Zdarza się, iż EBC emituje wspólną monetę okolicznościową dla wszystkich krajów. Wówczas wszystkie kraje wybijają monetę o takim samym motywie, a różnica jest tylko w tym, iż na monecie znajduje się nazwa kraju, w którym została wybita. Ograniczenie w emisji monet w znaczący sposób obniżyło podaż monet kolekcjonerskich w krajach strefy euro. Dla kolekcjonerów nie jest to najlepsza wiadomość ze względu na trudności w zakupie tychże kolekcjonerskich monet euro.

Długa tradycja w kąt

Drugim obszarem rynku numizmatów, gdzie bez wątpienia wpływ euro był znaczący są waluty narodowe, które posiadały nawet kilkusetletnią tradycję. Zostały one zastąpione przez nową walutę euro. Przeliczniki według, których pierwszego stycznia 2002 roku wymieniono waluty narodowe na wspólną walutę prezentują się następująco:

1 euro to:

 

- 13,7603 szylingów Austria (ATS) 
- 40,3399 franków belgijskich (BEF) 
- 1,95583 marek niemieckich (DEM) 
- 166,386 peset hiszpańskich (ESP) 
-  5,94573 marek fińskich (FIM) 
- 6,55957 franków francuskich (FRF) 
- 340,750 drachm greckich (GRD) 
-  0,787564 funtów irlandzkich (IEP) 
- 1936,27 lirów włoskich (ITL) 
- 40,3399 franków luksemburskich (LUF) 
- 2,20371 guldenów holenderskich (NLG) 
- 200,482 escudos portugalskich (PTE. 

 

Zaprezentowane przeliczniki mogą być punktem odniesienia do określenia obecnej wartości monet, które zastąpiło euro. Oczywiście należy zaznaczyć, iż samo euro zyskało zdecydowanie na wartości. W 2002 roku kurs pary walutowej euro/dolar wynosił około 0,95. Natomiast w lipcu 2007 roku przekroczył 1,5. Obecnie wynosi około 1,4. Dobrym sposobem na określenie ile warte obecnie są monety narodowe krajów strefy euro są aukcje internetowe. Według przelicznika wymiany marek niemieckich na euro, marka powinna być dzisiaj warta około 2 zł. Jednak na aukcjach internetowych marki sprzedawane są po około złotówce. Widać zatem znaczący spadek wartości tej monety. Innym przykładem może być oferta sprzedaży franka francuskiego. Jedna taka moneta jest sprzedawana po około 70 gr. Patrząc na przelicznik wymiany franków na euro widać, iż i ta moneta jest obecnie mniej warta niż wynikałoby to z przelicznika wymiany. Innym przykładem może być oferta sprzedaży 1000 lirów włoskich za 2,50 zł. W tym wypadku można powiedzieć, iż moneta ta nie straciła w dużym stopniu na wartości.

Rewolucyjne ograniczenie

Wprowadzenie wspólnej waluty wpłynęło na wiele dziedzin życia, zarówno gospodarczego jaki polityczno-społecznego. Znalazło ono również swoje odzwierciedlenie na rynku numizmatycznym. Wspólna waluta zastąpiła narodowe środki płatnicze, które miały bardzo długą tradycję. Patrząc na obecne ceny monet, które zostały zastąpione przez euro można zauważyć, iż ich wartość spadła. Ciężko określić czy ta tendencja będzie nadal się utrzymywać. Nie można bowiem wykluczyć, iż za kilka lat monety narodowe zaczną w znaczący sposób zyskiwać na wartości ze względu na zmniejszającą się podaż. Drugim aspektem wprowadzenia wspólnej waluty było ograniczenie w możliwości emisji monet kolekcjonerskich dla poszczególnych krajów strefy euro. Nie ma możliwości, aby poszczególne kraje emitowały niezależnie serie monet kolekcjonerskich. W porównaniu z Polską, gdzie Narodowy Bank polski emituje wiele serii takich monet, ograniczenie stosowane przez EBC wydaje się być rewolucyjne z punktu widzenia uczestników rynku numizmatycznego.

Kamil Gemra

 

Czarna wizja dla monet?

 

W okresie wejścia do strefy euro nastąpi kolosalny spadek cen monet odchodzących. Sukcesywnie spadająca podaż będzie dobrym momentem do zakupu ciekawych pozycji. Osoby pracujące w bankach i w kasach wyłapią co ciekawsze monety i zostawią do kolekcji, a reszta trafi do przetopienia. Zostanie jeszcze oczywiście dużo monet w szafach, ale "inwestorzy" szybko się zniechęcą dużymi spadkami i też zaczną je oddawać za pół darmo.

Zdaniem naszego eksperta euro nie wywołało i nie wywoła euforii u "prawdziwych numizmatyków". Nadal będą się liczyć dobrze zachowane unikatowe monety i niskie (pierwsze) emisje. Pośród euro jedynie Watykan czy San Marino mogą liczyć na zainteresowanie. - Tak jak w przypadku monet z PRL nie widzę tu wielu ciekawych okazji do zakupu, a ceny poszukiwanych i rzadkich monet jak dotąd będą w cenie - powiedział nam ekspert.

Marcin Zabrzeski-Bicz, INTERIA.PL

BGZ:Ziemia będzie tanieć szybciej

Zdaniem analityków BGŻ, z nasileniem się kryzysu zakończył się okres hossy na rynku działek budowlanych z przełomu I i II polowy 2008 roku. Teraz podobnie jak na rynku mieszkaniowym i tutaj dominują spadki cen.

Z najnowszej "Kwartalnej analizy rynku nieruchomości w Polsce" wynika, że analitycy BGŻ oczekują spadku cen działek i jednoczesnym wzroście kosztu zakupu gruntów ornych. Dane bazy AMRON pokazują, iż średnia cena 1m kw. działki budowlanej w I kw. 2009 r. była równa 252,8 zł. Wielkość ta jest o 4,3 proc. niższa w stosunku do poprzedniego kwartału, jednocześnie pozostała o 10,4 proc. wyższa od cen w analogicznym okresie 2008 r.

- Ziemia charakteryzuje się mniejszym potencjałem głębokich spadków cen. Szczególnie w segmencie małoobszarowych działek przeznaczanych pod budownictwo jednorodzinne. Sentymentalne podejście właściciela do posiadanego gruntu zmniejsza jego skłonność do istotnej obniżki cen. Podaż takich gruntów w najbliższych okresach spadnie, a decyzja o sprzedaży działki zostanie odłożona w czasie, prawdopodobnie do momentu ponownego wzrostu cen.

Zdaniem analityków, należy pamiętać że rynek gruntów przeznaczonych pod zabudowę w przeciwieństwie do nieruchomości mieszkalnych charakteryzuje się większą sztywnością cen. Wynika ona w istotnym stopniu ze specyfiki obrotu ziemią i faktu, że jest to zasób ograniczony. Jednocześnie spodziewać się można zwyżki liczby ofert sprzedaży działek wielkoobszarowych. Ich zbyciem mogą być zainteresowani deweloperzy, których kondycja finansowa jest na tyle niekorzystna, że będą dożyć do spieniężania kapitału zamrożonego w ziemi i sfinansowania już prowadzonych inwestycji.

Pomimo, że ceny takich działek będą znacznie tańsze popyt na nie może być niewielki z uwagi na spadek liczby planowanych do rozpoczęcia nowych inwestycji budowlanych.

Co z ziemią orną?

Ceny na rynku ziemi ornej pozostają w trendzie wzrostowym. Przeciętny ich poziom w obrocie międzysąsiedzkim w I kw. 2009 r. był równy 16 719,7 zł/ha, a ziem pochodzących z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa 13 660 zł/ha. Wzrost dysproporcji pomiędzy cenami zwiększył się z uwagi na nieznaczny spadek średniej ceny ziem pochodzących z Zasobu WRSP (o 1,8 proc. kw/kw, wzrost o 16,1 proc. r/r) przy wzroście (o 8,3 proc. kw/kw i 14,9 proc. r/r) cen ziemi będącej w obrocie prywatnym. Najdroższe w obu przypadkach (ponad 20 tys. zł/ha) są ziemie rolne zlokalizowane w woj. kujawsko-pomorskim i wielkopolskim, najtańsze zaś w woj. lubuskim (ok. 10 tys. zł/ha).

Mimo znacznego spadku opłacalności produkcji mleka i jego przetworów ceny łąk w I kw. 2009 r. wzrosły. Średnia cena 1 ha łąki w analizowanym okresie wynosiła ok. 11 981 zł. tj., zwyżka o 12,4 proc. r/r i 9,4 proc. kw/kw. Jednocześnie w dalszym ciągu łąki są znacznie tańsze (o ok. 39,5 proc. w I kw. 2009 r.) od gruntów ornych.

Oczekujemy w kolejnych kwartałach 2009 r. spadku dynamiki wzrostu cen użytków rolnych. Główne determinanty to: niższe niż w ubiegłym roku oczekiwania przychodów z produkcji rolnej, średnio o ok. 40-50 proc. z upraw zbożowych i 30-40 proc. z rzepaku i ziemniaków, relatywnie wyższe koszty zakupu środków produkcji i trudniej osiągalny kredyt (wzrost marż odsetkowych oraz ograniczenie akcji kredytowej).

Gruntów wystarczy na 7-8 lat

Zgodnie z raportem ProDevelopment o rynku gruntów inwestycyjnych, w czasie hossy na rynku nieruchomości deweloperzy nabyli banki ziemi, które mogą wystarczyć na 7-8 lat budowy nowych obiektów. Ceny ofertowe są o 20-30 proc. niższe niż w szczycie hossy. Zgodnie z naszymi informacjami, większość deweloperów pragnie sprzedawać grunty, mniejszość zaś myśli o zakupach. Zdaniem analityków, czeka nas duża nadpodaż gruntów inwestycyjnych, często obciążonych zobowiązaniami dłużnymi, a przy braku popytu (wszyscy kupili już grunty) spowoduje, że spadki cen działek deweloperskich będą większe niż spadki cen mieszkań.

Zdaniem analityków DI BRE Banku, w strategii dla sektora przewiduje się , że wyniki przedsprzedaży mieszkań będą w 2009 roku bardzo słabe. Do drugiej połowy 2010 roku będzie utrzymywać się nadpodaż gotowych lokali, ceny zaś od obecnych poziomów średnich cen ofertowych spadną jeszcze o 20-25 proc. (powrót do parytetu siły nabywczej z 2005 roku). Dostrzegany jest jeszcze większy potencjał spadkowy gruntów deweloperskich.

źródło raport AM, Bank BGŻ; raport DI BRE BANK - Rynek deweloperski

źródło informacji: INTERIA.PL

BGZ:Ziemia będzie tanieć szybciej

Zdaniem analityków BGŻ, z nasileniem się kryzysu zakończył się okres hossy na rynku działek budowlanych z przełomu I i II polowy 2008 roku. Teraz podobnie jak na rynku mieszkaniowym i tutaj dominują spadki cen.

Z najnowszej "Kwartalnej analizy rynku nieruchomości w Polsce" wynika, że analitycy BGŻ oczekują spadku cen działek i jednoczesnym wzroście kosztu zakupu gruntów ornych. Dane bazy AMRON pokazują, iż średnia cena 1m kw. działki budowlanej w I kw. 2009 r. była równa 252,8 zł. Wielkość ta jest o 4,3 proc. niższa w stosunku do poprzedniego kwartału, jednocześnie pozostała o 10,4 proc. wyższa od cen w analogicznym okresie 2008 r.

- Ziemia charakteryzuje się mniejszym potencjałem głębokich spadków cen. Szczególnie w segmencie małoobszarowych działek przeznaczanych pod budownictwo jednorodzinne. Sentymentalne podejście właściciela do posiadanego gruntu zmniejsza jego skłonność do istotnej obniżki cen. Podaż takich gruntów w najbliższych okresach spadnie, a decyzja o sprzedaży działki zostanie odłożona w czasie, prawdopodobnie do momentu ponownego wzrostu cen.

Zdaniem analityków, należy pamiętać że rynek gruntów przeznaczonych pod zabudowę w przeciwieństwie do nieruchomości mieszkalnych charakteryzuje się większą sztywnością cen. Wynika ona w istotnym stopniu ze specyfiki obrotu ziemią i faktu, że jest to zasób ograniczony. Jednocześnie spodziewać się można zwyżki liczby ofert sprzedaży działek wielkoobszarowych. Ich zbyciem mogą być zainteresowani deweloperzy, których kondycja finansowa jest na tyle niekorzystna, że będą dożyć do spieniężania kapitału zamrożonego w ziemi i sfinansowania już prowadzonych inwestycji.

Pomimo, że ceny takich działek będą znacznie tańsze popyt na nie może być niewielki z uwagi na spadek liczby planowanych do rozpoczęcia nowych inwestycji budowlanych.

Co z ziemią orną?

Ceny na rynku ziemi ornej pozostają w trendzie wzrostowym. Przeciętny ich poziom w obrocie międzysąsiedzkim w I kw. 2009 r. był równy 16 719,7 zł/ha, a ziem pochodzących z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa 13 660 zł/ha. Wzrost dysproporcji pomiędzy cenami zwiększył się z uwagi na nieznaczny spadek średniej ceny ziem pochodzących z Zasobu WRSP (o 1,8 proc. kw/kw, wzrost o 16,1 proc. r/r) przy wzroście (o 8,3 proc. kw/kw i 14,9 proc. r/r) cen ziemi będącej w obrocie prywatnym. Najdroższe w obu przypadkach (ponad 20 tys. zł/ha) są ziemie rolne zlokalizowane w woj. kujawsko-pomorskim i wielkopolskim, najtańsze zaś w woj. lubuskim (ok. 10 tys. zł/ha).

Mimo znacznego spadku opłacalności produkcji mleka i jego przetworów ceny łąk w I kw. 2009 r. wzrosły. Średnia cena 1 ha łąki w analizowanym okresie wynosiła ok. 11 981 zł. tj., zwyżka o 12,4 proc. r/r i 9,4 proc. kw/kw. Jednocześnie w dalszym ciągu łąki są znacznie tańsze (o ok. 39,5 proc. w I kw. 2009 r.) od gruntów ornych.

Oczekujemy w kolejnych kwartałach 2009 r. spadku dynamiki wzrostu cen użytków rolnych. Główne determinanty to: niższe niż w ubiegłym roku oczekiwania przychodów z produkcji rolnej, średnio o ok. 40-50 proc. z upraw zbożowych i 30-40 proc. z rzepaku i ziemniaków, relatywnie wyższe koszty zakupu środków produkcji i trudniej osiągalny kredyt (wzrost marż odsetkowych oraz ograniczenie akcji kredytowej).

Gruntów wystarczy na 7-8 lat

Zgodnie z raportem ProDevelopment o rynku gruntów inwestycyjnych, w czasie hossy na rynku nieruchomości deweloperzy nabyli banki ziemi, które mogą wystarczyć na 7-8 lat budowy nowych obiektów. Ceny ofertowe są o 20-30 proc. niższe niż w szczycie hossy. Zgodnie z naszymi informacjami, większość deweloperów pragnie sprzedawać grunty, mniejszość zaś myśli o zakupach. Zdaniem analityków, czeka nas duża nadpodaż gruntów inwestycyjnych, często obciążonych zobowiązaniami dłużnymi, a przy braku popytu (wszyscy kupili już grunty) spowoduje, że spadki cen działek deweloperskich będą większe niż spadki cen mieszkań.

Zdaniem analityków DI BRE Banku, w strategii dla sektora przewiduje się , że wyniki przedsprzedaży mieszkań będą w 2009 roku bardzo słabe. Do drugiej połowy 2010 roku będzie utrzymywać się nadpodaż gotowych lokali, ceny zaś od obecnych poziomów średnich cen ofertowych spadną jeszcze o 20-25 proc. (powrót do parytetu siły nabywczej z 2005 roku). Dostrzegany jest jeszcze większy potencjał spadkowy gruntów deweloperskich.

źródło raport AM, Bank BGŻ; raport DI BRE BANK - Rynek deweloperski

źródło informacji: INTERIA.PL

Firmy są gotowe budować drogi nawet za 50 proc. cen z kosztorysów

Kryzys sprawił, że w przetargach na polskie drogi startuje nawet po kilkadziesiąt firm. Drogowcy zacierają ręce, bo konkurencja sprzyja niższym cenom. Eksperci ostrzegają: kosztowa wojna może się odbić na jakości budowanych dróg.

Na dostosowanie Trasy Armii Krajowej w Warszawie do standardów drogi ekspresowej S8 mazowiecki Oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w swoim budżecie zarezerwował ponad 1,5 mld zł. W przetargu na wykonawcę prac, które mają ruszyć jeszcze latem, wykonawcy złożyli dziewięć ofert. Najtańszą złożył grecki koncern budowlany J&P Avax, który wycenił pracę na kwotę niemal dwa razy niższą - niespełna 870 mln zł. Nawet najdroższa oferta autorstwa Budimeksu-Dromeksu kontrolowanego przez hiszpańskie koncerny była niższa od kosztorysu i opiewała na 1,27 mld zł.

Według ekspertów, takie przeceny to efekt kryzysu i ogromnej konkurencji, z jaką jeszcze nie mieliśmy w Polsce do czynienia. Oto przykład. Do przetargu na pięć odcinków autostrady A2 z Łodzi do Warszawy zgłosiło się 87 przedsiębiorstw. Wśród chętnych znaleźli się gracze, którzy od lat dzielą między siebie polski rynek budowlany, m.in.: Strabag, Mostostal, Budimex-Dromex, Skanska. Nowością jest konkurencja gigantów z Chin, takich jak China Road and Bridge Corporation czy Shanghai Construction, które zrealizowały kilka tysięcy kilometrów dróg, głównie jednak na wewnętrznym rynku. W szranki stanęły również mniejsze firmy ze Słowenii i Macedonii.

Z wielkiej konkurencji cieszą się drogowcy. - Duża konkurencja oznacza niskie oferty. To daje nam szansę na zrealizowanie wszystkich planów, a zaoszczędzone pieniądze mogą być wydane na kolejne inwestycje - mówi Artur Mrugasiewicz z GDDKiA. Jednak bezpardonowa walka o kontrakty, w której brylują firmy z Zachodu, jest nie w smak firmom polskim. Konrad Jaskóła, prezes giełdowej spółki Polimex-Mostostal, otwarcie mówi o dumpingowych cenach.

- Jak można zejść z ceny kosztorysowej o 40-50 procent, to dla mnie prawdziwa zagadka. Co prawda warunki do budowania są obecnie korzystniejsze niż jeszcze kilka miesięcy temu, ale obawiam się, że tak niskie ceny są wynikiem desperackiej walki zachodnich koncernów o przetrwanie. Takie oferty grożą niskiej jakości wykonawstwem ? mówi GP Konrad Jaskóła.

Opinię prezesa Polimeksu-Mostostalu podziela Zbigniew Kotlarek, prezes Polskiego Kongresu Drogowego i były szef GDDKiA.

- To dobrze, że mamy oszczędności. Ostrzegałbym jednak przed możliwością powstania sfuszerowanych dróg albo nawet zatrzymaniem inwestycji - mówi Zbigniew Kotlarek.

Wykonawcy oferujący w przetargach niskie ceny bronią się korzystnym dla firm z Zachodu osłabieniem złotego i obniżką cen materiałów oraz usług budowlanych.

Artur Mrugasiewicz zapewnia, że drogowcy nie dopuszczą do obniżki jakości budowanych dróg. GDDKiA nie pozwoli także na podnoszenie kontraktowych cen.

- Nie mamy w zwyczaju aneksować wysokości kontraktów. Jeżeli firma oferuje określoną cenę, za którą zobowiązuje się zrealizować inwestycję, musi się z umowy wywiązać. Jeśli tego nie zrobi, będzie płacić kary umowne - mówi Artur Mrugasiewicz.

W tym roku drogowcy zamierzają jeszcze rozstrzygnąć kilka wielkich przetargów. Pojawią się wykonawcy fragmentów autostrad A2 (92 km do Warszawy), A4 (w sumie 115 km trasy) oraz A1 (64 km).

Maciej Szczepaniuk

interia.pl

Firmy są gotowe budować drogi nawet za 50 proc. cen z kosztorysów

Kryzys sprawił, że w przetargach na polskie drogi startuje nawet po kilkadziesiąt firm. Drogowcy zacierają ręce, bo konkurencja sprzyja niższym cenom. Eksperci ostrzegają: kosztowa wojna może się odbić na jakości budowanych dróg.

Na dostosowanie Trasy Armii Krajowej w Warszawie do standardów drogi ekspresowej S8 mazowiecki Oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w swoim budżecie zarezerwował ponad 1,5 mld zł. W przetargu na wykonawcę prac, które mają ruszyć jeszcze latem, wykonawcy złożyli dziewięć ofert. Najtańszą złożył grecki koncern budowlany J&P Avax, który wycenił pracę na kwotę niemal dwa razy niższą - niespełna 870 mln zł. Nawet najdroższa oferta autorstwa Budimeksu-Dromeksu kontrolowanego przez hiszpańskie koncerny była niższa od kosztorysu i opiewała na 1,27 mld zł.

Według ekspertów, takie przeceny to efekt kryzysu i ogromnej konkurencji, z jaką jeszcze nie mieliśmy w Polsce do czynienia. Oto przykład. Do przetargu na pięć odcinków autostrady A2 z Łodzi do Warszawy zgłosiło się 87 przedsiębiorstw. Wśród chętnych znaleźli się gracze, którzy od lat dzielą między siebie polski rynek budowlany, m.in.: Strabag, Mostostal, Budimex-Dromex, Skanska. Nowością jest konkurencja gigantów z Chin, takich jak China Road and Bridge Corporation czy Shanghai Construction, które zrealizowały kilka tysięcy kilometrów dróg, głównie jednak na wewnętrznym rynku. W szranki stanęły również mniejsze firmy ze Słowenii i Macedonii.

Z wielkiej konkurencji cieszą się drogowcy. - Duża konkurencja oznacza niskie oferty. To daje nam szansę na zrealizowanie wszystkich planów, a zaoszczędzone pieniądze mogą być wydane na kolejne inwestycje - mówi Artur Mrugasiewicz z GDDKiA. Jednak bezpardonowa walka o kontrakty, w której brylują firmy z Zachodu, jest nie w smak firmom polskim. Konrad Jaskóła, prezes giełdowej spółki Polimex-Mostostal, otwarcie mówi o dumpingowych cenach.

- Jak można zejść z ceny kosztorysowej o 40-50 procent, to dla mnie prawdziwa zagadka. Co prawda warunki do budowania są obecnie korzystniejsze niż jeszcze kilka miesięcy temu, ale obawiam się, że tak niskie ceny są wynikiem desperackiej walki zachodnich koncernów o przetrwanie. Takie oferty grożą niskiej jakości wykonawstwem ? mówi GP Konrad Jaskóła.

Opinię prezesa Polimeksu-Mostostalu podziela Zbigniew Kotlarek, prezes Polskiego Kongresu Drogowego i były szef GDDKiA.

- To dobrze, że mamy oszczędności. Ostrzegałbym jednak przed możliwością powstania sfuszerowanych dróg albo nawet zatrzymaniem inwestycji - mówi Zbigniew Kotlarek.

Wykonawcy oferujący w przetargach niskie ceny bronią się korzystnym dla firm z Zachodu osłabieniem złotego i obniżką cen materiałów oraz usług budowlanych.

Artur Mrugasiewicz zapewnia, że drogowcy nie dopuszczą do obniżki jakości budowanych dróg. GDDKiA nie pozwoli także na podnoszenie kontraktowych cen.

- Nie mamy w zwyczaju aneksować wysokości kontraktów. Jeżeli firma oferuje określoną cenę, za którą zobowiązuje się zrealizować inwestycję, musi się z umowy wywiązać. Jeśli tego nie zrobi, będzie płacić kary umowne - mówi Artur Mrugasiewicz.

W tym roku drogowcy zamierzają jeszcze rozstrzygnąć kilka wielkich przetargów. Pojawią się wykonawcy fragmentów autostrad A2 (92 km do Warszawy), A4 (w sumie 115 km trasy) oraz A1 (64 km).

Maciej Szczepaniuk

interia.pl

IKELIMIT:Trzeci filar zostanie goły

Sejm odrzucił w środę obywatelski projekt nowelizacji ustawy o PIT, który zakładał ulgę podatkową dla oszczędzających na emeryturę w tzw. trzecim filarze.

We wtorek w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu przygotowanego przez Komitet Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej Razem. Podpisało się pod nim ponad 130 tys. osób.

Zgodnie z propozycjami Komitetu każdy podatnik miałby prawo do odliczenia od podstawy opodatkowania w PIT do 12 tys. złotych pod warunkiem, że pieniądze te zostałyby przeznaczone na oszczędzanie w III filarze emerytalnym: w zakładach ubezpieczeniowych, funduszach inwestycyjnych czy bankach.

Autorzy projektu argumentowali, że jest on wyrazem "troski o właściwy poziom życia przyszłych emerytów". Ich zdaniem, wypłacane z nowego systemu emerytalnego świadczenie będzie niższe niż obecnie. Przeciętna tzw. stopa zastąpienia wynagrodzenia otrzymywanego z I i II filara, (czyli z ZUS i OFE) wyniesie ok. 50 proc. (obecnie ok. 68 proc.). Oznacza to, że osoba zarabiająca np. 3 tys. zł dostanie emeryturę w wysokości 1,5 tys. zł. W przypadku kobiet, które pracują krócej, będzie to jeszcze mniej - emerytura wyniesie ok. 40 proc.

Według Komitetu możliwość odpisania od dochodu odpowiedniej kwoty może zachęcić do oszczędzania na przyszłą emeryturę. Obecnie trzeci filar, czyli ubezpieczenia dodatkowe i dobrowolne, niemal nie funkcjonuje.

Wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu złożył klub parlamentarny PO.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

IKELIMIT:Trzeci filar zostanie goły

Sejm odrzucił w środę obywatelski projekt nowelizacji ustawy o PIT, który zakładał ulgę podatkową dla oszczędzających na emeryturę w tzw. trzecim filarze.

We wtorek w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu przygotowanego przez Komitet Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej Razem. Podpisało się pod nim ponad 130 tys. osób.

Zgodnie z propozycjami Komitetu każdy podatnik miałby prawo do odliczenia od podstawy opodatkowania w PIT do 12 tys. złotych pod warunkiem, że pieniądze te zostałyby przeznaczone na oszczędzanie w III filarze emerytalnym: w zakładach ubezpieczeniowych, funduszach inwestycyjnych czy bankach.

Autorzy projektu argumentowali, że jest on wyrazem "troski o właściwy poziom życia przyszłych emerytów". Ich zdaniem, wypłacane z nowego systemu emerytalnego świadczenie będzie niższe niż obecnie. Przeciętna tzw. stopa zastąpienia wynagrodzenia otrzymywanego z I i II filara, (czyli z ZUS i OFE) wyniesie ok. 50 proc. (obecnie ok. 68 proc.). Oznacza to, że osoba zarabiająca np. 3 tys. zł dostanie emeryturę w wysokości 1,5 tys. zł. W przypadku kobiet, które pracują krócej, będzie to jeszcze mniej - emerytura wyniesie ok. 40 proc.

Według Komitetu możliwość odpisania od dochodu odpowiedniej kwoty może zachęcić do oszczędzania na przyszłą emeryturę. Obecnie trzeci filar, czyli ubezpieczenia dodatkowe i dobrowolne, niemal nie funkcjonuje.

Wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu złożył klub parlamentarny PO.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Rosną ceny w wielkich sklepach

Żywności drożeje - wynika z badania cen prowadzonego przez firmę Nielsen na zlecenie "Rzeczpospolitej".

W ciągu ostatniego kwartału ceny 20 podstawowych produktów wzrosły o 2,6 proc., choć wcześniej regularnie spadały.

Choć nadal najtaniej jest w hipermarketach, to sklepy wielkopowierzchniowe zaskoczyły klientów największymi podwyżkami. W dyskontach ceny podniosły się o 3,1 proc., w supermarketach o 3,2 proc., a w hipermarketach za te same produkty zapłacimy aż o 4,7 proc. więcej niż w poprzednim kwartale.

Handlowcy - jednak tylko nieoficjalnie - mówią wprost, że ceny będą rosły, choć branża boi się reakcji klientów - pisze "Rz".

źródło informacji: PAP/Rzeczpospolita

Rosną ceny w wielkich sklepach

Żywności drożeje - wynika z badania cen prowadzonego przez firmę Nielsen na zlecenie "Rzeczpospolitej".

W ciągu ostatniego kwartału ceny 20 podstawowych produktów wzrosły o 2,6 proc., choć wcześniej regularnie spadały.

Choć nadal najtaniej jest w hipermarketach, to sklepy wielkopowierzchniowe zaskoczyły klientów największymi podwyżkami. W dyskontach ceny podniosły się o 3,1 proc., w supermarketach o 3,2 proc., a w hipermarketach za te same produkty zapłacimy aż o 4,7 proc. więcej niż w poprzednim kwartale.

Handlowcy - jednak tylko nieoficjalnie - mówią wprost, że ceny będą rosły, choć branża boi się reakcji klientów - pisze "Rz".

źródło informacji: PAP/Rzeczpospolita

Posłowie proponują: działka za 1 proc. jej wartości

Uwłaszczenie działkowców, wysokie bonifikaty za przekształcenie prawa użytkowania w prawo własności, przekazanie gminom uprawnień do tworzenia ogrodów, utworzenie wspólnot ogrodu, wprowadzenie kodeksowych zasad dziedziczenia działek, likwidację Polskiego Związku Działkowców, przejęcie jego majątku przez Skarb Państwa proponuje poselski (PiS) projekt ustawy o ogrodach działkowych. Dziś odbędzie się jego pierwsze czytanie w Sejmie.

Wywłaszczenie działkowców z ich własności, nacjonalizacja majątku samorządnej organizacji społecznej powiązana z jej likwidacją mocą ustawy sejmowej to tylko niektóre z rozwiązań, których sprzeczność z konstytucją wydaje się być oczywista - podnosi Bartłomiej Piech, radca prawny w Biurze Krajowej Rady PZD.

Ustawodawca, tworząc PZD i nadając mu osobowość prawną, powołał do życia odrębny byt prawny. Państwo musi uszanować jego niezależność, w przeciwnym wypadku złamane zostaną konstytucyjne zasady ochrony praw nabytych oraz demokratycznego państwa prawnego - uważa Łukasz Guratowski, prawnik kancelarii Baker & McKenzie.

Najwięcej emocji działkowców i posłów budzą jednak zasady uwłaszczenia działkowców, które przewidują możliwość odpłatnego przekształcenia prawa użytkowania działki w prawo własności. Każdy obecny użytkownik działki będzie miał dwa lata od chwili wejścia w życie ustawy na złożenie wniosku o przekształcenie do wójta (burmistrza, prezydenta), starosty lub marszałka województwa albo w przypadku działki stanowiącej własność skarbu państwa do starosty. Oni też podejmą decyzję o uzyskaniu przez wnioskodawcę tytułu własności działki. Ostateczne decyzje urzędów będą podstawą wpisu do księgi wieczystej.

Czy działkowcy, otrzymując tytuł prawny do ogrodu, uzyskają pewność korzystania z działki? Od czyjej decyzji będzie zależny wykup działek? Czy działkowcy otrzymają prawo wyboru formy korzystania z zajmowanej działki?

Jerzy Kowalski
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Posłowie proponują: działka za 1 proc. jej wartości

Uwłaszczenie działkowców, wysokie bonifikaty za przekształcenie prawa użytkowania w prawo własności, przekazanie gminom uprawnień do tworzenia ogrodów, utworzenie wspólnot ogrodu, wprowadzenie kodeksowych zasad dziedziczenia działek, likwidację Polskiego Związku Działkowców, przejęcie jego majątku przez Skarb Państwa proponuje poselski (PiS) projekt ustawy o ogrodach działkowych. Dziś odbędzie się jego pierwsze czytanie w Sejmie.

Wywłaszczenie działkowców z ich własności, nacjonalizacja majątku samorządnej organizacji społecznej powiązana z jej likwidacją mocą ustawy sejmowej to tylko niektóre z rozwiązań, których sprzeczność z konstytucją wydaje się być oczywista - podnosi Bartłomiej Piech, radca prawny w Biurze Krajowej Rady PZD.

Ustawodawca, tworząc PZD i nadając mu osobowość prawną, powołał do życia odrębny byt prawny. Państwo musi uszanować jego niezależność, w przeciwnym wypadku złamane zostaną konstytucyjne zasady ochrony praw nabytych oraz demokratycznego państwa prawnego - uważa Łukasz Guratowski, prawnik kancelarii Baker & McKenzie.

Najwięcej emocji działkowców i posłów budzą jednak zasady uwłaszczenia działkowców, które przewidują możliwość odpłatnego przekształcenia prawa użytkowania działki w prawo własności. Każdy obecny użytkownik działki będzie miał dwa lata od chwili wejścia w życie ustawy na złożenie wniosku o przekształcenie do wójta (burmistrza, prezydenta), starosty lub marszałka województwa albo w przypadku działki stanowiącej własność skarbu państwa do starosty. Oni też podejmą decyzję o uzyskaniu przez wnioskodawcę tytułu własności działki. Ostateczne decyzje urzędów będą podstawą wpisu do księgi wieczystej.

Czy działkowcy, otrzymując tytuł prawny do ogrodu, uzyskają pewność korzystania z działki? Od czyjej decyzji będzie zależny wykup działek? Czy działkowcy otrzymają prawo wyboru formy korzystania z zajmowanej działki?

Jerzy Kowalski
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Lloyds zwalnia 2,1 tys. pracowników

Jedna z największych w W. Brytanii grup bankowych (Lloyds Banking Group) ogłosiła zwolnienie 2,1 tys. pracowników. 700 miejsc pracy mają objąć zwolnienia dobrowolne, a resztę przymusowe.

Ogłoszono też decyzję o utworzeniu 350 nowych funkcji.

Grupa bankowa Lloyds została utworzona z końcem ub.r. z połączenia Lloyds TSB z bankiem HBOS (Halifax Bank of Scotland). Po dokapitalizowaniu jej przez rząd sumą 17 mld funtów skarb państwa przejął w niej 43 proc. udziałów.

W ramach konsolidacji operacji połączonych banków od stycznia br. Lloyds zwolnił ogółem 7 tys. pracowników.

Związek zawodowy Accord reprezentujący głównie pracowników wchłoniętego banku HBOS spotyka się z zarządem zabiegając o uzyskanie zapewnień, iż restrukturyzacja, której elementem jest redukcja zatrudnienia rzeczywiście ma na celu długofalowy interes banku, a nie samą tylko obniżkę kosztów na krótką metę.

Jest to już druga fala zwolnień grupowych u Lloydsa w czerwcu. 9 czerwca ogłoszono o zwolnieniu 1660 pracowników zatrudnionych w oddziałach wchodzącego w skład grupy towarzystwa hipotecznego Cheltenham & Gloucester.

Lloyds zwalnia 2,1 tys. pracowników

Jedna z największych w W. Brytanii grup bankowych (Lloyds Banking Group) ogłosiła zwolnienie 2,1 tys. pracowników. 700 miejsc pracy mają objąć zwolnienia dobrowolne, a resztę przymusowe.

Ogłoszono też decyzję o utworzeniu 350 nowych funkcji.

Grupa bankowa Lloyds została utworzona z końcem ub.r. z połączenia Lloyds TSB z bankiem HBOS (Halifax Bank of Scotland). Po dokapitalizowaniu jej przez rząd sumą 17 mld funtów skarb państwa przejął w niej 43 proc. udziałów.

W ramach konsolidacji operacji połączonych banków od stycznia br. Lloyds zwolnił ogółem 7 tys. pracowników.

Związek zawodowy Accord reprezentujący głównie pracowników wchłoniętego banku HBOS spotyka się z zarządem zabiegając o uzyskanie zapewnień, iż restrukturyzacja, której elementem jest redukcja zatrudnienia rzeczywiście ma na celu długofalowy interes banku, a nie samą tylko obniżkę kosztów na krótką metę.

Jest to już druga fala zwolnień grupowych u Lloydsa w czerwcu. 9 czerwca ogłoszono o zwolnieniu 1660 pracowników zatrudnionych w oddziałach wchodzącego w skład grupy towarzystwa hipotecznego Cheltenham & Gloucester.

NIK alarmuje

NIK alarmuje, że w wielu miejscach samowolę budowlaną da się zalegalizować za łapówkę - pisze "Gazeta Wyborcza".

Z opublikowanego właśnie przez NIK raportu wynika, że w niemal co trzecim z 24 skontrolowanych inspektoratów nadzoru budowlanego miały w przeszłości miejsce przypadki "nadmiernej przychylności wobec inwestorów w sprawach opłat legalizacyjnych" (kontrole były przeprowadzone między 2005 r. a pierwszym półroczem 2008 r.).

Według NIK "powiatowe inspektoraty nadzoru budowlanego działają jak państwo w państwie - łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych".

Przykładowo w ponad jednej trzeciej skontrolowanych inspektoratów (m.in. w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach) nie sprawdzono, czy budowa jest zgodna z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz techniczno-budowlanym, co jest warunkiem rozpoczęcia legalizacji. W ośmiu inspektoratach, m.in. w Zamościu i Bielsku Podlaskim, inspektorzy legalizowali samowole bez sprawdzenia, czy inwestorzy wnieśli opłaty legalizacyjne.

Źródło: wp.pl

NIK alarmuje

NIK alarmuje, że w wielu miejscach samowolę budowlaną da się zalegalizować za łapówkę - pisze "Gazeta Wyborcza".

Z opublikowanego właśnie przez NIK raportu wynika, że w niemal co trzecim z 24 skontrolowanych inspektoratów nadzoru budowlanego miały w przeszłości miejsce przypadki "nadmiernej przychylności wobec inwestorów w sprawach opłat legalizacyjnych" (kontrole były przeprowadzone między 2005 r. a pierwszym półroczem 2008 r.).

Według NIK "powiatowe inspektoraty nadzoru budowlanego działają jak państwo w państwie - łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych".

Przykładowo w ponad jednej trzeciej skontrolowanych inspektoratów (m.in. w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach) nie sprawdzono, czy budowa jest zgodna z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz techniczno-budowlanym, co jest warunkiem rozpoczęcia legalizacji. W ośmiu inspektoratach, m.in. w Zamościu i Bielsku Podlaskim, inspektorzy legalizowali samowole bez sprawdzenia, czy inwestorzy wnieśli opłaty legalizacyjne.

Źródło: wp.pl

Paryż chętnie wykorzysta moment osłabienia Londynu

Kiedy Paryż – największy faworyt w wyścigu o organizację igrzysk olimpijskich 2012 - przegrał z Londynem, we Francji dało się wyczuć rozczarowanie. Ale prezydent Nicolas Sarkozy liczy, że teraz odbije sobie i skorzysta z obecnych problemów, jakie Londyn przeżywa wskutek kryzysu finansowego. Krótko mówiąc, Francuzi są gotowi zainwestować ok 50 mld euro w przekształcenie Paryża i okolic w tętniące życiem nowoczesne centrum życia gospodarczego.
W tym tygodniu Sarkozy podtrzymał swój zamiar przyspieszenia realizacji ambitnego planu połączenia historycznego centrum stolicy z szeroko rozsianymi przedmieściami tak, by scalić w jedno "Wielki Paryż". Projekt ten zakłada budowę wielu nowych obiektów i szlaków transportowych, co zapewni jakże potrzebne bodźce dla gospodarki. Istnieją także ambitne plany powiększenia dzielnicy biznesowej La Defense, aby ściągnąć tam jeszcze więcej banków, ubezpieczycieli i innych korporacyjnych bytów.

Jednocześnie organizacja Paris Europlace, skupiająca wszystkich wielkich świata finansów i przemysłu we Francji, zintensyfikowała lobbing na rzecz poprawy wizerunku Paryża jako nowoczesnego centrum obiegu finansowego. Oczywistym celem jest przejęcie choćby części biznesu który wynosi się obecnie z londyńskiego City. Chodzi o to by zagrozić czołowej pozycji Londynu w dziedzinie usług finansowych.

Jeśli w ogóle istnieje jakiś dogodny moment na stworzenie rywala dla Londynu, to właśnie teraz. Reputacja City (podobnie zresztą jak nowojorskiej Wall Street) poniosła poważny uszczerbek. Banki i inne instytucje sektora finansowego wyrzuciły na bruk mnóstwo pracowników, spora część z nich wyniosła się z Londynu. Konkurencyjne miasta takie jak Paryż i Frankfurt dostrzegły obecnie sposobność odzyskania choć części firm, które poprzenosiły się do brytyjskiej stolicy w ciągu minionych 20 lat.

Paryż z pewnością ma na swoją rzecz więcej argumentów niż w czasach przedkryzysowych. Poradził sobie w ostatnich miesiącach lepiej od innych ośrodków. Ma też takie atuty jak położenie geograficzne i połączenia szybkiej kolei do Londynu, Brukseli, Genewy, Amsterdamu a od niedawna Frankfurtu. Pełno w nim inteligentnych ludzi i dobrych restauracji.

A przede wszystkim zawsze miał za sobą rządy i prezydentów gotowych z całego serca inwestować w ambitne projekty, jako widome znaki ich dziedzictwa dla potomnych. Pod tym względem Sarkozy nie różni się od socjalisty Francois Mitterranda. Francuscy prezydenci tradycyjnie mieli skłonność do inicjowania szeroko zakrojonych budów a obywatele zdają się to doceniać. Zwłaszcza jeśli – tak jak obecnie – daje to okazję do wyrównania porachunków z Brytyjczykami.

Londyn ma jednak jeden atut, którego Paryż tak łatwo nie przebije. Chodzi po prostu o język i kulturę. To angielski – a nie francuski – stał się uniwersalnym językiem biznesu a Londyn jest lepiej przygotowany kulturowo do pełnienia roli międzynarodowego centrum finansowego. Nawet jeśli temu zaprzeczają, Francuzi pozostają w głębi duszy podejrzliwi wobec bogactwa a ich rządy z natury mają ciągoty protekcjonistyczne. Nawet samozwańczy modernizator Sarkozy wciąż ma opory przed zniesieniem kontrowersyjnego podatku od wzbogacenia. Jest też zagorzałym krytykiem tego, co zwie "kapitalizmem finansowym".

Sektor finansowy nie rozwija się, a kurczy. Wyzwaniem na dziś dla Londynu jest zminimalizowanie liczby firm, które odchodzą z City, by powrócić do swych dawnych siedzib w Paryżu czy Frankfurcie. Jest to bez wątpienia większe zagrożenie niż rozrost nowych wielkich centrów finansowych w Azji takich jak Szanghaj. Nawet w 24-godzinnym systemie ciągłych transakcji zawsze będzie potrzeba istnienia wiodącego ośrodka w Europie. Tę pozycję Londyn musi teraz obronić.

Tour de France nie pomoże księstwu

Po raz pierwszy w swych długich dziejach Tour de France zacznie się w sobotę w Monako. Ta najpopularniejsza impreza sportowa przyciągnie na pewno znaczne tłumy, ale nie ludzi z najwyższej półki, których to księstwo dramatycznie teraz potrzebuje.

W Monako bowiem na dobre zagościł kryzys, uderzając w najważniejszą firmę – Societe des Bains de Mer (SBM), czyli właściciela kasyna i najlepszych hoteli – kontrolowaną przez rodzinę książęcą. Obroty zaczęły spadać krótko po tym, jak zeszłej jesieni doszło do załamania finansowego. Swoje też zrobiła kampania zwalczania rajów podatkowych.

Zysk netto SBM za ostatni rok podatkowy (kończący się w marcu) spadł o 57% do 40,6 mld euro. Najbardziej ucierpiały przychody z hazardu, który stanowi ok 55% proc. całej działalności. Niewykluczone, że jednym z powodów, których zniechęcił wielu graczy jest niedawno wprowadzony zakaz palenia. Dział hotelowy firmy poradził sobie lepiej, ale i jego przychody były o 6% niższe.

Autor: Paul Betts

Paryż chętnie wykorzysta moment osłabienia Londynu

Kiedy Paryż – największy faworyt w wyścigu o organizację igrzysk olimpijskich 2012 - przegrał z Londynem, we Francji dało się wyczuć rozczarowanie. Ale prezydent Nicolas Sarkozy liczy, że teraz odbije sobie i skorzysta z obecnych problemów, jakie Londyn przeżywa wskutek kryzysu finansowego. Krótko mówiąc, Francuzi są gotowi zainwestować ok 50 mld euro w przekształcenie Paryża i okolic w tętniące życiem nowoczesne centrum życia gospodarczego.
W tym tygodniu Sarkozy podtrzymał swój zamiar przyspieszenia realizacji ambitnego planu połączenia historycznego centrum stolicy z szeroko rozsianymi przedmieściami tak, by scalić w jedno "Wielki Paryż". Projekt ten zakłada budowę wielu nowych obiektów i szlaków transportowych, co zapewni jakże potrzebne bodźce dla gospodarki. Istnieją także ambitne plany powiększenia dzielnicy biznesowej La Defense, aby ściągnąć tam jeszcze więcej banków, ubezpieczycieli i innych korporacyjnych bytów.

Jednocześnie organizacja Paris Europlace, skupiająca wszystkich wielkich świata finansów i przemysłu we Francji, zintensyfikowała lobbing na rzecz poprawy wizerunku Paryża jako nowoczesnego centrum obiegu finansowego. Oczywistym celem jest przejęcie choćby części biznesu który wynosi się obecnie z londyńskiego City. Chodzi o to by zagrozić czołowej pozycji Londynu w dziedzinie usług finansowych.

Jeśli w ogóle istnieje jakiś dogodny moment na stworzenie rywala dla Londynu, to właśnie teraz. Reputacja City (podobnie zresztą jak nowojorskiej Wall Street) poniosła poważny uszczerbek. Banki i inne instytucje sektora finansowego wyrzuciły na bruk mnóstwo pracowników, spora część z nich wyniosła się z Londynu. Konkurencyjne miasta takie jak Paryż i Frankfurt dostrzegły obecnie sposobność odzyskania choć części firm, które poprzenosiły się do brytyjskiej stolicy w ciągu minionych 20 lat.

Paryż z pewnością ma na swoją rzecz więcej argumentów niż w czasach przedkryzysowych. Poradził sobie w ostatnich miesiącach lepiej od innych ośrodków. Ma też takie atuty jak położenie geograficzne i połączenia szybkiej kolei do Londynu, Brukseli, Genewy, Amsterdamu a od niedawna Frankfurtu. Pełno w nim inteligentnych ludzi i dobrych restauracji.

A przede wszystkim zawsze miał za sobą rządy i prezydentów gotowych z całego serca inwestować w ambitne projekty, jako widome znaki ich dziedzictwa dla potomnych. Pod tym względem Sarkozy nie różni się od socjalisty Francois Mitterranda. Francuscy prezydenci tradycyjnie mieli skłonność do inicjowania szeroko zakrojonych budów a obywatele zdają się to doceniać. Zwłaszcza jeśli – tak jak obecnie – daje to okazję do wyrównania porachunków z Brytyjczykami.

Londyn ma jednak jeden atut, którego Paryż tak łatwo nie przebije. Chodzi po prostu o język i kulturę. To angielski – a nie francuski – stał się uniwersalnym językiem biznesu a Londyn jest lepiej przygotowany kulturowo do pełnienia roli międzynarodowego centrum finansowego. Nawet jeśli temu zaprzeczają, Francuzi pozostają w głębi duszy podejrzliwi wobec bogactwa a ich rządy z natury mają ciągoty protekcjonistyczne. Nawet samozwańczy modernizator Sarkozy wciąż ma opory przed zniesieniem kontrowersyjnego podatku od wzbogacenia. Jest też zagorzałym krytykiem tego, co zwie "kapitalizmem finansowym".

Sektor finansowy nie rozwija się, a kurczy. Wyzwaniem na dziś dla Londynu jest zminimalizowanie liczby firm, które odchodzą z City, by powrócić do swych dawnych siedzib w Paryżu czy Frankfurcie. Jest to bez wątpienia większe zagrożenie niż rozrost nowych wielkich centrów finansowych w Azji takich jak Szanghaj. Nawet w 24-godzinnym systemie ciągłych transakcji zawsze będzie potrzeba istnienia wiodącego ośrodka w Europie. Tę pozycję Londyn musi teraz obronić.

Tour de France nie pomoże księstwu

Po raz pierwszy w swych długich dziejach Tour de France zacznie się w sobotę w Monako. Ta najpopularniejsza impreza sportowa przyciągnie na pewno znaczne tłumy, ale nie ludzi z najwyższej półki, których to księstwo dramatycznie teraz potrzebuje.

W Monako bowiem na dobre zagościł kryzys, uderzając w najważniejszą firmę – Societe des Bains de Mer (SBM), czyli właściciela kasyna i najlepszych hoteli – kontrolowaną przez rodzinę książęcą. Obroty zaczęły spadać krótko po tym, jak zeszłej jesieni doszło do załamania finansowego. Swoje też zrobiła kampania zwalczania rajów podatkowych.

Zysk netto SBM za ostatni rok podatkowy (kończący się w marcu) spadł o 57% do 40,6 mld euro. Najbardziej ucierpiały przychody z hazardu, który stanowi ok 55% proc. całej działalności. Niewykluczone, że jednym z powodów, których zniechęcił wielu graczy jest niedawno wprowadzony zakaz palenia. Dział hotelowy firmy poradził sobie lepiej, ale i jego przychody były o 6% niższe.

Autor: Paul Betts

Nieruchomości: Rynek wtórny mieszkań w I półroczu 2009 r.

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości
są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się „klientów gotówkowych” pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania – w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym  o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty – wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania
Prezes Zarządu Metrohouse S.A.
inwestycje.pl

Nieruchomości: Rynek wtórny mieszkań w I półroczu 2009 r.

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości
są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się „klientów gotówkowych” pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania – w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym  o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty – wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania
Prezes Zarządu Metrohouse S.A.
inwestycje.pl

Nieruchomości: Jak dobrze ulokować swój kapitał?

Rynek usług finansowych oferuje nam szeroki wachlarz produktów do pomnażania naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Lokata terminowa? Fundusze? A może inwestycje giełdowe? Jedno jest pewne – nieruchomości są zawsze dobrą lokatą kapitału.
Zainwestować tak, ale w co?

Z powodu ostatnich spadków cen na rynku nieruchomości wiele osób zaczęło myśleć nad zainwestowaniem w nieruchomość. I tu pojawiają się pierwsze pytania: kupić dom, czy mieszkanie? Jeżeli mieszkanie, to duże, czy małe? Pod wynajem, czy na potrzeby własne? A jeżeli dom, to gotowy, czy wybudować samemu? Bliżej centrum, czy może nieco dalej, ale za to większy i tańszy? A może by tak zainwestować w coś bardziej prestiżowego?

Nieruchomości trochę inne niż wszystkie

W ostatnich latach na popularności zyskują inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną, typu Golf & Country Club. To lokalizacje w pobliżu dużych aglomeracji miejskich, gdzie znajdują się pola golfowe, driving range, akademia golfa i coraz częściej również domy lub apartamenty dla wszystkich tych, którzy cenią sobie spokój oraz komfort mieszkania w luksusowych warunkach. To również ciekawy sposób na inwestycje dla osób, które szukają pewnego i innowacyjnego sposobu na ulokowanie swoich pieniędzy.

Warszawa też to ma

Taka inwestycja powstaje również pod Warszawą
. 80 domów jednorodzinnych, 18-dołkowe pole klasy mistrzowskiej, driving range, akademia golfa oraz lądowisko dla samolotów turystycznych, wszystko to oferuje inwestycja pod nazwą Sobienie Królewskie Golf & Country Club. Położona w odległości 30 km od Warszawy inwestycja spełnia wymagania nawet najbardziej wymagających klientów. Pierwsze domy pokazowe są już wybudowane i można je zwiedzać. Akademia golfa i driving range ruszają jeszcze tego lata, a lądowisko i szkoła awiacji działają na tym terenie już od ponad roku. W przyszłości zostanie uruchomiony również hotel mieszczący się w XIX wiecznym pałacyku w Sobieniach Szlacheckich, gdzie mieszkańcy i goście będą mięli możliwość skorzystania z ośrodka SPA, restauracji, kortów tenisowych oraz jazdy konnej.

Czy to się opłaca?

Analitycy rynku nieruchomości są zgodni co do tego, że spadek cen nie utrzyma się długo. Już niebawem rynek będzie odczuwał kolejny niedosyt – podaż nie pokryje popytu. Taka sytuacja miała miejsce kilka lat temu i będzie miała miejsce również w przyszłości. Jeżeli jednak nie chcemy ryzykować, to warto sięgać po takie nieruchomości, na które wahania rynkowe nie mają wpływu. Do nich zaliczają się luksusowe inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną. Ich wielofunkcyjność, bliskość do dużych aglomeracji miejskich, jak i prestiżowy charakter sprawiają, że są one doskonałym sposobem na lokatę swojego kapitału.

Sobienie Królewskie Golf & Country Club
inwestycje.pl

Nieruchomości: Jak dobrze ulokować swój kapitał?

Rynek usług finansowych oferuje nam szeroki wachlarz produktów do pomnażania naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Lokata terminowa? Fundusze? A może inwestycje giełdowe? Jedno jest pewne – nieruchomości są zawsze dobrą lokatą kapitału.
Zainwestować tak, ale w co?

Z powodu ostatnich spadków cen na rynku nieruchomości wiele osób zaczęło myśleć nad zainwestowaniem w nieruchomość. I tu pojawiają się pierwsze pytania: kupić dom, czy mieszkanie? Jeżeli mieszkanie, to duże, czy małe? Pod wynajem, czy na potrzeby własne? A jeżeli dom, to gotowy, czy wybudować samemu? Bliżej centrum, czy może nieco dalej, ale za to większy i tańszy? A może by tak zainwestować w coś bardziej prestiżowego?

Nieruchomości trochę inne niż wszystkie

W ostatnich latach na popularności zyskują inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną, typu Golf & Country Club. To lokalizacje w pobliżu dużych aglomeracji miejskich, gdzie znajdują się pola golfowe, driving range, akademia golfa i coraz częściej również domy lub apartamenty dla wszystkich tych, którzy cenią sobie spokój oraz komfort mieszkania w luksusowych warunkach. To również ciekawy sposób na inwestycje dla osób, które szukają pewnego i innowacyjnego sposobu na ulokowanie swoich pieniędzy.

Warszawa też to ma

Taka inwestycja powstaje również pod Warszawą
. 80 domów jednorodzinnych, 18-dołkowe pole klasy mistrzowskiej, driving range, akademia golfa oraz lądowisko dla samolotów turystycznych, wszystko to oferuje inwestycja pod nazwą Sobienie Królewskie Golf & Country Club. Położona w odległości 30 km od Warszawy inwestycja spełnia wymagania nawet najbardziej wymagających klientów. Pierwsze domy pokazowe są już wybudowane i można je zwiedzać. Akademia golfa i driving range ruszają jeszcze tego lata, a lądowisko i szkoła awiacji działają na tym terenie już od ponad roku. W przyszłości zostanie uruchomiony również hotel mieszczący się w XIX wiecznym pałacyku w Sobieniach Szlacheckich, gdzie mieszkańcy i goście będą mięli możliwość skorzystania z ośrodka SPA, restauracji, kortów tenisowych oraz jazdy konnej.

Czy to się opłaca?

Analitycy rynku nieruchomości są zgodni co do tego, że spadek cen nie utrzyma się długo. Już niebawem rynek będzie odczuwał kolejny niedosyt – podaż nie pokryje popytu. Taka sytuacja miała miejsce kilka lat temu i będzie miała miejsce również w przyszłości. Jeżeli jednak nie chcemy ryzykować, to warto sięgać po takie nieruchomości, na które wahania rynkowe nie mają wpływu. Do nich zaliczają się luksusowe inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną. Ich wielofunkcyjność, bliskość do dużych aglomeracji miejskich, jak i prestiżowy charakter sprawiają, że są one doskonałym sposobem na lokatę swojego kapitału.

Sobienie Królewskie Golf & Country Club
inwestycje.pl

Najwięcej Rodzin na swoim w Poznaniu

Od 1 lipca 2009r. obowiązują nowe limity maksymalnych cen mieszkań i domów, jakie mogą być nabywane w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Zmieniły się one jednak tylko w województwie pomorskim, gdzie cena podniesiona została z 4 721,50 zł/mkw. na 5 083,40 zł/mkw. W Gdańsku limit został podwyższony z 5 234,60 zł/mkw. na 5 744,20 zł/mkw.
W pozostałych województwach limity ulegną zmianie dopiero w kolejnym kwartale, czyli 1 października. Do tego czasu osoby zainteresowane tą formą finansowania mogą nabywać mieszkania w cenach obowiązujących od 1 kwietna tego roku, czyli od momentu, kiedy limity zostały znacznie podwyższone. Dzięki temu rządowy program ,,Rodzina na swoim’’ zaczął cieszyć się ogromnym zainteresowaniem. Ponadto z powodu spadku cen nieruchomości coraz więcej mieszkań spełnia cenowe warunki programu. Sprawdziliśmy, jak dużo lokali z naszej oferty można kupić, korzystając z kredytu z dopłatą. W tabeli nr 1. widzimy ile dokładnie mieszkań w danym mieście i dzielnicy  kwalifikuje się do programu. Pamiętajmy, że oprócz określonej ceny mieszkanie nie może przekraczać 75 mkw.

Tabela nr.1: Ilość mieszkań RNS  w ofercie Home Broker
 

Najwięcej mieszkań z dopłatą będziemy mogli kupić w Poznaniu. Tutaj aż 65 proc. lokali spełnia warunki programu. Jest to spowodowane tym, że limit w tym mieście jest bardzo wysoki (7 224 zł/mkw.), prawie taki jak w Warszawie, a średnie ceny mieszkań są zdecydowanie niższe niż w stolicy. Dlatego też dużo ofert znajdziemy w tak dobrych dzielnicach jak Stare Miasto czy Grunwald.

Kolejne miasta, gdzie znajdziemy dużo mieszkań spełniających warunki programu ,,Rodzina na swoim’’ to Katowice (62 proc.) i Łódź (58 proc.). W tych miastach limity wynoszą odpowiednio 5 133,80 zł/mkw. i 5 601,40 zł/mkw., czyli również dużo w porównaniu do średnich cen. Jak widać w tabeli nr 1. ciekawe oferty znajdziemy tu prawie w każdej dzielnicy.

We Wrocławiu 21 proc. mieszkań możemy kupić za pomocą kredytu z dopłatą. Jak na tak duże i zróżnicowane cenowo miasto to całkiem niezły wynik. Najwięcej mieszkań znajdziemy w dzielnicach Fabryczna (38 proc.) i Krzyki (31 proc.), czyli w całkiem popularnych lokalizacjach. Musimy się jednak liczyć z tym, że będą to głównie mieszkania z wielkiej płyty.

W Warszawie raptem 12,5 proc. mieszkań ma cenę pozwalającą na zakup mieszkania w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Większość lokali znajdziemy na obrzeżach, czyli w takich dzielnicach jak Białołęka (20,5 proc.) czy Targówek (10,5 proc.). Taka sytuacja spowodowana jest tym, że w Warszawie mieszkania są wciąż bardzo drogie. Jeżeli uda nam się znaleźć jakieś mieszkanie na Mokotowie lub na Ochocie to będzie to na pewno wielka płyta.

Na tle całej Polki najgorzej wypada Kraków. Tutaj tylko 6,5 proc. mieszkań spełnia warunki programu. Jednak w tym mieście limit cenowy jest na bardzo niskim poziomie (5 340,30 zł/mkw.) w porównaniu do średnich cen mieszkań i jeżeli nie zostanie on podniesiony, raczej nie powinniśmy spodziewać się większej liczby mieszkań.

Wyniki te pokazują, że oferta mieszkań, które można nabyć z rządową dopłatą jest całkiem spora. Zwłaszcza mieszkańcy mniejszych miast, gdzie zapotrzebowanie na ten produkt jest największy, mogą liczyć na szeroki wybór. Ponadto trzeba pamiętać o tym, że w naszej bazie znajdują się ceny ofertowe, czyli takie, jakie chcieliby otrzymać sprzedający. Jeśli odliczymy od nich to, co uda nam się wynegocjować (obecnie może być to nawet kilkanaście procent) może okazać się, że więcej ofert będzie można zaliczyć do programu ,,Rodzina na swoim’’. I nawet jeśli od 1 października limity będą niższe (chociaż może być odwrotnie), to nadal sporo mieszkań będzie można kupić z rządową dopłatą, ponieważ ceny mieszkań do końca roku powinny jeszcze spadać.

Aleksandra Szarek
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker 

Najwięcej Rodzin na swoim w Poznaniu

Od 1 lipca 2009r. obowiązują nowe limity maksymalnych cen mieszkań i domów, jakie mogą być nabywane w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Zmieniły się one jednak tylko w województwie pomorskim, gdzie cena podniesiona została z 4 721,50 zł/mkw. na 5 083,40 zł/mkw. W Gdańsku limit został podwyższony z 5 234,60 zł/mkw. na 5 744,20 zł/mkw.
W pozostałych województwach limity ulegną zmianie dopiero w kolejnym kwartale, czyli 1 października. Do tego czasu osoby zainteresowane tą formą finansowania mogą nabywać mieszkania w cenach obowiązujących od 1 kwietna tego roku, czyli od momentu, kiedy limity zostały znacznie podwyższone. Dzięki temu rządowy program ,,Rodzina na swoim’’ zaczął cieszyć się ogromnym zainteresowaniem. Ponadto z powodu spadku cen nieruchomości coraz więcej mieszkań spełnia cenowe warunki programu. Sprawdziliśmy, jak dużo lokali z naszej oferty można kupić, korzystając z kredytu z dopłatą. W tabeli nr 1. widzimy ile dokładnie mieszkań w danym mieście i dzielnicy  kwalifikuje się do programu. Pamiętajmy, że oprócz określonej ceny mieszkanie nie może przekraczać 75 mkw.

Tabela nr.1: Ilość mieszkań RNS  w ofercie Home Broker
 

Najwięcej mieszkań z dopłatą będziemy mogli kupić w Poznaniu. Tutaj aż 65 proc. lokali spełnia warunki programu. Jest to spowodowane tym, że limit w tym mieście jest bardzo wysoki (7 224 zł/mkw.), prawie taki jak w Warszawie, a średnie ceny mieszkań są zdecydowanie niższe niż w stolicy. Dlatego też dużo ofert znajdziemy w tak dobrych dzielnicach jak Stare Miasto czy Grunwald.

Kolejne miasta, gdzie znajdziemy dużo mieszkań spełniających warunki programu ,,Rodzina na swoim’’ to Katowice (62 proc.) i Łódź (58 proc.). W tych miastach limity wynoszą odpowiednio 5 133,80 zł/mkw. i 5 601,40 zł/mkw., czyli również dużo w porównaniu do średnich cen. Jak widać w tabeli nr 1. ciekawe oferty znajdziemy tu prawie w każdej dzielnicy.

We Wrocławiu 21 proc. mieszkań możemy kupić za pomocą kredytu z dopłatą. Jak na tak duże i zróżnicowane cenowo miasto to całkiem niezły wynik. Najwięcej mieszkań znajdziemy w dzielnicach Fabryczna (38 proc.) i Krzyki (31 proc.), czyli w całkiem popularnych lokalizacjach. Musimy się jednak liczyć z tym, że będą to głównie mieszkania z wielkiej płyty.

W Warszawie raptem 12,5 proc. mieszkań ma cenę pozwalającą na zakup mieszkania w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Większość lokali znajdziemy na obrzeżach, czyli w takich dzielnicach jak Białołęka (20,5 proc.) czy Targówek (10,5 proc.). Taka sytuacja spowodowana jest tym, że w Warszawie mieszkania są wciąż bardzo drogie. Jeżeli uda nam się znaleźć jakieś mieszkanie na Mokotowie lub na Ochocie to będzie to na pewno wielka płyta.

Na tle całej Polki najgorzej wypada Kraków. Tutaj tylko 6,5 proc. mieszkań spełnia warunki programu. Jednak w tym mieście limit cenowy jest na bardzo niskim poziomie (5 340,30 zł/mkw.) w porównaniu do średnich cen mieszkań i jeżeli nie zostanie on podniesiony, raczej nie powinniśmy spodziewać się większej liczby mieszkań.

Wyniki te pokazują, że oferta mieszkań, które można nabyć z rządową dopłatą jest całkiem spora. Zwłaszcza mieszkańcy mniejszych miast, gdzie zapotrzebowanie na ten produkt jest największy, mogą liczyć na szeroki wybór. Ponadto trzeba pamiętać o tym, że w naszej bazie znajdują się ceny ofertowe, czyli takie, jakie chcieliby otrzymać sprzedający. Jeśli odliczymy od nich to, co uda nam się wynegocjować (obecnie może być to nawet kilkanaście procent) może okazać się, że więcej ofert będzie można zaliczyć do programu ,,Rodzina na swoim’’. I nawet jeśli od 1 października limity będą niższe (chociaż może być odwrotnie), to nadal sporo mieszkań będzie można kupić z rządową dopłatą, ponieważ ceny mieszkań do końca roku powinny jeszcze spadać.

Aleksandra Szarek
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker 

Franczyza bankowa - rozwój mimo kryzysu

Z powodu kryzysu banki wstrzymały lub mocno ograniczyły otwarcia własnych oddziałów, ale rozbudowują sieci placówek partnerskich - wynika z badania firmy doradczej PROFIT system. W drugiej połowie 2008 roku banki łącznie uruchomiły 331 placówek prowadzonych na zasadzie franczyzy. Od stycznia do końca kwietnia 2009 roku pojawiło się 170 nowych jednostek partnerskich. W Polsce działają obecnie 3834 takie placówki.
Obecnie piętnaście spośród 30 największych banków detalicznych w Polsce oferuje licencje na placówki partnerskie - niemal wszystkie pod własną marką. Należą do nich AIG, BPH, Bank Zachodni WBK, Bank DnB Nord (marka Monetia), Dominet Bank, eurobank, GE Money Bank, Getin Bank, ING, Lukas Bank, mBank (marka mKiosk), Multibank, Bank Pekao SA, Bank PKO BP oraz Polbank.

W pierwszej połowie 2008 roku banki uruchomiły około 250 placówek franczyzowych.


Z badania PROFIT system wynika, że pod względem nowych otwarć druga połowa 2008 roku była znacznie lepsza od pierwszego półrocza. Od czerwca do końca grudnia powstało 331 nowych oddziałów franczyzowych. Wynik w pierwszym półroczu 2009 będzie nie gorszy od analogicznego okresu roku ubiegłego, ponieważ w okresie od stycznia do kwietnia 2009r. zostało otwartych już 170 nowych placówek franczyzowych.
 
Franczyza na kryzys?

W okresie kryzysu znakomita większość banków wstrzymała rozwój sieci własnych oddziałów. Część z nich, zamiast tego decyduje się na silniejszy rozwój sieci franczyzowej, niektóre banki rozważają też przekazanie części własnych (mniej dochodowych) oddziałów w ręce franczyzobiorców.

Od początku roku największą dynamiką rozwoju mogą pochwalić się banki, które oferują systemy o zróżnicowanej ofercie produktowej, otwierają placówki w niewielkich miejscowościach, a koszt inwestycji w placówkę nie przekracza kilkudziesięciu tysięcy złotych. Łącznie od początku roku do końca kwietnia banki uruchomiły 170 placówek na licencji - najwięcej Getin Bank (46), Bank BPH (24), eurobank (19) oraz DnB Nord (19). Plany otwarcia 250 placówek franczyzowych w 2009 roku zapowiedział Getin Bank. Eurobank, który kwiecień zamknął setką jednostek partnerskich, zamierza zrealizować do końca roku założenia dotyczące franczyzy – osiągnąć poziom 140 placówek partnerskich. Bank Zachodni WBK planuje uruchomienie w tym roku około 100 placówek pod szyldem BZ WBK Partner, a funkcjonalność sieci partnerskiej nie będzie odbiegać od standardu oddziałów własnych. Łącznie banki deklarują otwarcie w 2009 roku 634 jednostek partnerskich – donosi raport PROFIT system.

Część banków wstrzymuje się z kolejnymi otwarciami lub - ze względu na nasycenie placówkami - kończą rozbudowę sieci partnerskich. Dominet Bank i Polbank swoje franczyzowe plany uzależniają od rozwoju sytuacji w branży. ING oraz Multibank poinformowały, że zrealizowały już założenia dotyczące franczyzy i nie mają planów dalszego rozwoju sieci. 

Multifranczyzobiorcy

Wśród partnerów banków systematycznie rośnie liczba tzw multifranczyzobiorców – partnerów, którzy prowadzą więcej niż jedną placówkę tego samego banku. Obecnie ich liczba szacowana jest na około 590  (włączając agentów PKO BP). Największą liczbą multifranczyzobiorców posiada (z racji wielkości sieci) PKO BP – 353. Wśród młodszych sieci do czołówki należą DnB Nord (46), GE Monety (30), eurobank (26), BPH (25).

Niektóre banki nie stawiają ograniczeń co do maksymalnej liczby placówek w rękach jednego franczyzobiorcy, inne ograniczają tę liczbę do 2-3 jednostek. Głównym kryterium otwarcia kolejnej placówki przez tego samego partnera są wyniki pierwszej lokalizacji, zaangażowanie franczyzobiorcy w biznes oraz relacje z centralą.

PKO BP pionierem

Prekursorem bankowej franczyzy w Polsce był bank PKO BP. Swoją pierwszą agencję uruchomił 1952 roku w Toruniu. Główną funkcjonalnością agencji tego banku była (i pozostaje) działalność transakcyjna. W szczytowym okresie funkcjonowało blisko 5 tysięcy agencji PKO BP. W ciągu ostatnich lat ich liczba systematycznie spada – obecnie wynosi nieco około 2200. Ale w 2008 roku po raz pierwszy od lat spadek liczebności sieci został zatrzymany i PKO BP otworzył więcej nowych agencji niż zamknął starych.

Pierwszy nowoczesny bankowy system franczyzowy opracował Dominet Bank, który w 2003 roku zaoferował swoim parterom możliwość otwarcia dużego oddziału nie różniącego się w zasadzie od własnej placówki banku. Placówki te otwierane były jednak wyłącznie w większych miastach. Nieco inny kierunek wybrał bank BPH, który w 2 lata zbudował sieć 450 małych placówek agencyjnych o niższym standardzie, otwieranych w małych miejscowościach. Dynamiczny rozwój tego modelu bankowości przyczynił się do wyparcia z rynku punktów kasowych, - te, które pozostały, ewoluowały pod skrzydłami banków w kierunku agencyjnych placówek bankowych (Monetia z Bise, obecnie z DnB Nord).

W 2007 roku z franczyzą wystartował eurobank, który niewielkim placówkom partnerskim nadał pełną funkcjonalność właściwą dotychczas własnym oddziałom banku oraz jako pierwszy udostępnił agencjom rzeczywisty system banku (przedtem agencje pracowały na nakładkach na system informatyczny). Na początku 2008 roku z własnym, analogicznym projektem franczyzy ruszył Getin Bank, a jesienią 2008r. pojawiły się placówki oznaczone logo Bank Zachodni WBK Partner.

PROFIT system
inwestycje.pl

Franczyza bankowa - rozwój mimo kryzysu

Z powodu kryzysu banki wstrzymały lub mocno ograniczyły otwarcia własnych oddziałów, ale rozbudowują sieci placówek partnerskich - wynika z badania firmy doradczej PROFIT system. W drugiej połowie 2008 roku banki łącznie uruchomiły 331 placówek prowadzonych na zasadzie franczyzy. Od stycznia do końca kwietnia 2009 roku pojawiło się 170 nowych jednostek partnerskich. W Polsce działają obecnie 3834 takie placówki.
Obecnie piętnaście spośród 30 największych banków detalicznych w Polsce oferuje licencje na placówki partnerskie - niemal wszystkie pod własną marką. Należą do nich AIG, BPH, Bank Zachodni WBK, Bank DnB Nord (marka Monetia), Dominet Bank, eurobank, GE Money Bank, Getin Bank, ING, Lukas Bank, mBank (marka mKiosk), Multibank, Bank Pekao SA, Bank PKO BP oraz Polbank.

W pierwszej połowie 2008 roku banki uruchomiły około 250 placówek franczyzowych.


Z badania PROFIT system wynika, że pod względem nowych otwarć druga połowa 2008 roku była znacznie lepsza od pierwszego półrocza. Od czerwca do końca grudnia powstało 331 nowych oddziałów franczyzowych. Wynik w pierwszym półroczu 2009 będzie nie gorszy od analogicznego okresu roku ubiegłego, ponieważ w okresie od stycznia do kwietnia 2009r. zostało otwartych już 170 nowych placówek franczyzowych.
 
Franczyza na kryzys?

W okresie kryzysu znakomita większość banków wstrzymała rozwój sieci własnych oddziałów. Część z nich, zamiast tego decyduje się na silniejszy rozwój sieci franczyzowej, niektóre banki rozważają też przekazanie części własnych (mniej dochodowych) oddziałów w ręce franczyzobiorców.

Od początku roku największą dynamiką rozwoju mogą pochwalić się banki, które oferują systemy o zróżnicowanej ofercie produktowej, otwierają placówki w niewielkich miejscowościach, a koszt inwestycji w placówkę nie przekracza kilkudziesięciu tysięcy złotych. Łącznie od początku roku do końca kwietnia banki uruchomiły 170 placówek na licencji - najwięcej Getin Bank (46), Bank BPH (24), eurobank (19) oraz DnB Nord (19). Plany otwarcia 250 placówek franczyzowych w 2009 roku zapowiedział Getin Bank. Eurobank, który kwiecień zamknął setką jednostek partnerskich, zamierza zrealizować do końca roku założenia dotyczące franczyzy – osiągnąć poziom 140 placówek partnerskich. Bank Zachodni WBK planuje uruchomienie w tym roku około 100 placówek pod szyldem BZ WBK Partner, a funkcjonalność sieci partnerskiej nie będzie odbiegać od standardu oddziałów własnych. Łącznie banki deklarują otwarcie w 2009 roku 634 jednostek partnerskich – donosi raport PROFIT system.

Część banków wstrzymuje się z kolejnymi otwarciami lub - ze względu na nasycenie placówkami - kończą rozbudowę sieci partnerskich. Dominet Bank i Polbank swoje franczyzowe plany uzależniają od rozwoju sytuacji w branży. ING oraz Multibank poinformowały, że zrealizowały już założenia dotyczące franczyzy i nie mają planów dalszego rozwoju sieci. 

Multifranczyzobiorcy

Wśród partnerów banków systematycznie rośnie liczba tzw multifranczyzobiorców – partnerów, którzy prowadzą więcej niż jedną placówkę tego samego banku. Obecnie ich liczba szacowana jest na około 590  (włączając agentów PKO BP). Największą liczbą multifranczyzobiorców posiada (z racji wielkości sieci) PKO BP – 353. Wśród młodszych sieci do czołówki należą DnB Nord (46), GE Monety (30), eurobank (26), BPH (25).

Niektóre banki nie stawiają ograniczeń co do maksymalnej liczby placówek w rękach jednego franczyzobiorcy, inne ograniczają tę liczbę do 2-3 jednostek. Głównym kryterium otwarcia kolejnej placówki przez tego samego partnera są wyniki pierwszej lokalizacji, zaangażowanie franczyzobiorcy w biznes oraz relacje z centralą.

PKO BP pionierem

Prekursorem bankowej franczyzy w Polsce był bank PKO BP. Swoją pierwszą agencję uruchomił 1952 roku w Toruniu. Główną funkcjonalnością agencji tego banku była (i pozostaje) działalność transakcyjna. W szczytowym okresie funkcjonowało blisko 5 tysięcy agencji PKO BP. W ciągu ostatnich lat ich liczba systematycznie spada – obecnie wynosi nieco około 2200. Ale w 2008 roku po raz pierwszy od lat spadek liczebności sieci został zatrzymany i PKO BP otworzył więcej nowych agencji niż zamknął starych.

Pierwszy nowoczesny bankowy system franczyzowy opracował Dominet Bank, który w 2003 roku zaoferował swoim parterom możliwość otwarcia dużego oddziału nie różniącego się w zasadzie od własnej placówki banku. Placówki te otwierane były jednak wyłącznie w większych miastach. Nieco inny kierunek wybrał bank BPH, który w 2 lata zbudował sieć 450 małych placówek agencyjnych o niższym standardzie, otwieranych w małych miejscowościach. Dynamiczny rozwój tego modelu bankowości przyczynił się do wyparcia z rynku punktów kasowych, - te, które pozostały, ewoluowały pod skrzydłami banków w kierunku agencyjnych placówek bankowych (Monetia z Bise, obecnie z DnB Nord).

W 2007 roku z franczyzą wystartował eurobank, który niewielkim placówkom partnerskim nadał pełną funkcjonalność właściwą dotychczas własnym oddziałom banku oraz jako pierwszy udostępnił agencjom rzeczywisty system banku (przedtem agencje pracowały na nakładkach na system informatyczny). Na początku 2008 roku z własnym, analogicznym projektem franczyzy ruszył Getin Bank, a jesienią 2008r. pojawiły się placówki oznaczone logo Bank Zachodni WBK Partner.

PROFIT system
inwestycje.pl

Lipcowe rekordy złotego

Początek miesiąca jest jak na razie dość udany dla naszej waluty. Silny popyt na złotego idzie w parze z umocnieniem się pozostałych walut naszego regionu, co pokazuje, że motorem nie są czynniki lokalne.
To raczej wynik opublikowanego rano lepszego odczytu indeksu PMI dla przemysłu w Chinach, które ostatnio są traktowane jako swoisty barometr nastrojów dla rynków wschodzących. Znaczenie mają także nastroje na światowych giełdach i zwyżki kursu EUR/USD, który naruszył dzisiaj poziom 1,4150. Opublikowane dzisiaj przez resort finansów szacunki czerwcowej inflacji, która mogła obniżyć się do 3,4 proc. r/r wobec 3,6 proc. r/r nie są zaskoczeniem. Przedstawiciele ministerstwa od jakiegoś czasu prognozowali, że wskaźnik cen może spaść poniżej poziomu 3 proc. r/r w najbliższe wakacje, co też dzisiaj potwierdzili.

Po południu (godz. 16:16) za euro płacono 4,39 zł, dolar był wart nieco powyżej 3,10 zł (w międzyczasie ustanawiając minimum na 3,0930), a frank potaniał do 2,88 zł. Analiza techniczna nie wyklucza krótkoterminowej korekty po tak gwałtownym ruchu. W średniej perspektywie (do końca miesiąca) euro może spaść poniżej 4,20 zł, a dolar wyraźnie naruszyć poziom 3 zł. Z kolei "szwajcar" może potanieć do 2,74 zł.

Na rynku EUR/USD mieliśmy dzisiaj udaną próbę naruszenia ostatniego maksimum na 1,4151 - nowy lokalny szczyt został ustanowiony na poziomie 1,4170. Przyczynił się do tego lepszy odczyt indeksu PMI dla przemysłu w strefie euro (w czerwcu wzrósł on do 42,6 pkt. z 40,7 pkt. w maju). Dane z USA, podobnie jak wczoraj, były mieszane. Agencja ADP poinformowała o swoich szacunkach dotyczących nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych w czerwcu, które rozczarowały (-473 tys. wobec prognozy na poziomie -393 tys.).

Z kolei o godz. 16:00 opublikowane zostały dane o wydatkach na inwestycje budowlane w maju (-0,9 proc. m/m wobec prognozy -0,5 proc. m/m) i indeksie ISM dla przemysłu (44,8 pkt. wobec szacunków na poziomie 44,5 pkt.). Słabsza wymowa danych z USA może nieco osłabić EUR/USD w godzinach wieczornych, jeżeli przełoży się na ujemne zamknięcie indeksów na Wall Street. Silnym wsparciem są jednak okolice 1,41, które nie powinny zostać wyraźnie naruszone. Trend wzrostowy na tej parze trwa nadal. O godz. 16:16 kurs wynosił 1,4145.

Marek Rogalski
analityk DM BOŚ S.A.

Źródło: wp.pl

Lipcowe rekordy złotego

Początek miesiąca jest jak na razie dość udany dla naszej waluty. Silny popyt na złotego idzie w parze z umocnieniem się pozostałych walut naszego regionu, co pokazuje, że motorem nie są czynniki lokalne.
To raczej wynik opublikowanego rano lepszego odczytu indeksu PMI dla przemysłu w Chinach, które ostatnio są traktowane jako swoisty barometr nastrojów dla rynków wschodzących. Znaczenie mają także nastroje na światowych giełdach i zwyżki kursu EUR/USD, który naruszył dzisiaj poziom 1,4150. Opublikowane dzisiaj przez resort finansów szacunki czerwcowej inflacji, która mogła obniżyć się do 3,4 proc. r/r wobec 3,6 proc. r/r nie są zaskoczeniem. Przedstawiciele ministerstwa od jakiegoś czasu prognozowali, że wskaźnik cen może spaść poniżej poziomu 3 proc. r/r w najbliższe wakacje, co też dzisiaj potwierdzili.

Po południu (godz. 16:16) za euro płacono 4,39 zł, dolar był wart nieco powyżej 3,10 zł (w międzyczasie ustanawiając minimum na 3,0930), a frank potaniał do 2,88 zł. Analiza techniczna nie wyklucza krótkoterminowej korekty po tak gwałtownym ruchu. W średniej perspektywie (do końca miesiąca) euro może spaść poniżej 4,20 zł, a dolar wyraźnie naruszyć poziom 3 zł. Z kolei "szwajcar" może potanieć do 2,74 zł.

Na rynku EUR/USD mieliśmy dzisiaj udaną próbę naruszenia ostatniego maksimum na 1,4151 - nowy lokalny szczyt został ustanowiony na poziomie 1,4170. Przyczynił się do tego lepszy odczyt indeksu PMI dla przemysłu w strefie euro (w czerwcu wzrósł on do 42,6 pkt. z 40,7 pkt. w maju). Dane z USA, podobnie jak wczoraj, były mieszane. Agencja ADP poinformowała o swoich szacunkach dotyczących nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych w czerwcu, które rozczarowały (-473 tys. wobec prognozy na poziomie -393 tys.).

Z kolei o godz. 16:00 opublikowane zostały dane o wydatkach na inwestycje budowlane w maju (-0,9 proc. m/m wobec prognozy -0,5 proc. m/m) i indeksie ISM dla przemysłu (44,8 pkt. wobec szacunków na poziomie 44,5 pkt.). Słabsza wymowa danych z USA może nieco osłabić EUR/USD w godzinach wieczornych, jeżeli przełoży się na ujemne zamknięcie indeksów na Wall Street. Silnym wsparciem są jednak okolice 1,41, które nie powinny zostać wyraźnie naruszone. Trend wzrostowy na tej parze trwa nadal. O godz. 16:16 kurs wynosił 1,4145.

Marek Rogalski
analityk DM BOŚ S.A.

Źródło: wp.pl

Budownictwo apartamentowe - synergia piękna i oszczędności

Systemy fasad aluminiowych, tak modne w przypadku budynków publicznych, zyskują na popularności w polskim budownictwie apartamentowym.

Funkcjonalność i wysoki standard użytkowy stolarki aluminiowej firmy Schüco oraz jej nowoczesne piękno przy wysokiej funkcjonalności to atuty, którym nie sposób się oprzeć.

Technologia budowania w aluminium to wbrew pozorom nie jest zjawisko obce w Polsce. Początki używania tego materiału na rodzimym gruncie przypadają już na przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Niemal do połowy lat 90-tych aluminiowe okna, drzwi i fasady były stosowane wyłącznie w budynkach użyteczności publicznej ze względu reglamentację surowca. Aluminiowe elementy osłon budynków traktowane jako prestiżowe, nie były jednak atrakcyjne ze względu na masywne, surowe kształty, bardzo słabą izolacyjność cieplną, toporne okucia i słabe zabezpieczenie powierzchni przed oddziaływaniem środowiska. Najnowsze techniki wytwarzania profili aluminiowych, oferowane przez firmę Schüco, zapewniają dużą dowolność architektoniczną, połączoną z wysokimi walorami użytkowymi. Tak zwane ciepłe aluminium, zapewniające użytkownikom wysoki komfort cieplny zadecydowały o szerokim stosowaniu fasad, okien i drzwi aluminiowych nie tylko w biurowcach, lecz także w budownictwie apartamentowym. Takie konstrukcje z rozmachem powstają obecnie w wielu miastach Polski: w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku.


Oryginalny projekt architektoniczny i najnowocześniejsze rozwiązania techniczne stanowią gwarancję sukcesu finansowego inwestycji budowlanej. Coraz więcej realizacji z naszego rynku i z rynków innych krajów europejskich poświadcza prawdziwość tej tezy. Jednym z najciekawszych przykładów udanej inwestycji z ostatnich lat tworzonej właśnie w oparciu o tą tezę jest apartamentowiec Sonnenfeld, znajdujący się w niemieckim mieście Ulm.


Słoneczne pola


Twórcy apartamentowca postawili sobie za cel zapewnienie przyszłym mieszkańcom nieskrępowanego kontaktu z piękną okolicą przy jednoczesnej minimalizacji kosztów użytkowania. Stworzono prawie „przezroczysty" budynek - i to głównie od stron nasłonecznionych: południowej i południowo - zachodniej. Przeszklenia na wysokość pełnej kondygnacji, w ramach ze smukłych profili, nie ograniczają kontaktu z krajobrazem w żadnym z apartamentów. Przezroczystość elewacji północnej potraktowana bardziej zachowawczo, przyciąga uwagę ekspresyjną linią okien wykorzystującą połączenie szkła, aluminium i muru. Dobre współgranie wykończenia i wyposażenia budynku z jego położeniem świadczy o atrakcyjności estetycznej i ekonomicznej obiektu. Kluczową rolę odgrywają tu rozwiązania techniczne i strukturalne firmy Schüco zintegrowane w elewacji zewnętrznej budynku. Współtworzą one całkowitą koncepcję energetyczną budynku - mającą na celu z jednej strony minimalizację strat energii, a z drugiej strony - pozyskanie energii ze światła słonecznego. W obydwu wymienionych aspektach - nowoczesnego wzornictwa i energooszczędności - szczególnie ważną rolę odgrywają przeszklenia okienne. Systemowe rozwiązania okienne o dużych powierzchniach przeszkleń ze smukłymi, prawie niewidocznymi ramami okiennymi otwierają mieszkańcom nieskrępowany widok na panoramę starówki i doliny Blautal. Otwarta perspektywa i swobodny dostęp światła dziennego nie mogą jednak prowadzić do strat energetycznych i w efekcie końcowym - do wzrostu kosztów utrzymania. Dla uniknięcia tych niechcianych efektów skorzystano z najnowocześniejszych rozwiązań wysoko energoszczędnych systemów okienno-fasadowych Schüco. W elewacji południowej zastosowano aluminiową fasadę słupowo / ryglową (Schüco FW50+.HI) o module: wysokość 2,80 m i szerokości 1,25 m - z oknami blokowymi z tzw. ukrytym skrzydłem z pakietami trójszynowymi (odpowiednik Schüco AWS.75 BS.HI). Wykorzystanie nowoczesnego systemu izolowanych profili aluminiowych pozwala na bezproblemową integrację tych ciężkich wypełnień. Za wyborem tego systemu przemawiały również względy estetyczne, gdyż filigranowe wymiary widocznej szerokości profili - tylko 50 mm - współtworzą wraz z metalowymi balustradami balkonowymi harmonijnie smukły pionowy podział elewacji.


Do pogodzenia klasycznego dylematu piękna i kosztów użytkowania przeszklonej konstrukcji doszło na etapie doboru materiałów. Po stronie oszczędności energii należy wymienić: bardzo dobrą izolację ścian budynku, aluminiowe konstrukcje okienno - fasadowe o wysokiej izolacyjności cieplnej, kontrolowane przewietrzanie przestrzeni mieszkalnych z odzyskiem ciepła oraz najnowocześniejsze systemy wytwarzania dodatkowej energii ze światła słonecznego. Nowoczesne rozwiązania techniczne służące do wytwarzania energii to: kolektory słoneczne, zintegrowane z fasadą, do podgrzewania ciepłej wody użytkowej oraz systemy fotowoltaiczne o dużej powierzchni, zamontowane na dachu, produkujące dodatkową energię elektryczną (moc szczytowa 60 kW / produkcja roczna 54.000 kWh). Wszystkie te elementy dbają o to, aby wytworzona energia cieplna była możliwie jak najdłużej wykorzystywana w obrębie budynku, dając wymierny efekt finansowy w postaci niskich kosztów eksploatacji.

Materiały : Schüco International Polska Sp. z o.o.

Budownictwo apartamentowe - synergia piękna i oszczędności

Systemy fasad aluminiowych, tak modne w przypadku budynków publicznych, zyskują na popularności w polskim budownictwie apartamentowym.

Funkcjonalność i wysoki standard użytkowy stolarki aluminiowej firmy Schüco oraz jej nowoczesne piękno przy wysokiej funkcjonalności to atuty, którym nie sposób się oprzeć.

Technologia budowania w aluminium to wbrew pozorom nie jest zjawisko obce w Polsce. Początki używania tego materiału na rodzimym gruncie przypadają już na przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Niemal do połowy lat 90-tych aluminiowe okna, drzwi i fasady były stosowane wyłącznie w budynkach użyteczności publicznej ze względu reglamentację surowca. Aluminiowe elementy osłon budynków traktowane jako prestiżowe, nie były jednak atrakcyjne ze względu na masywne, surowe kształty, bardzo słabą izolacyjność cieplną, toporne okucia i słabe zabezpieczenie powierzchni przed oddziaływaniem środowiska. Najnowsze techniki wytwarzania profili aluminiowych, oferowane przez firmę Schüco, zapewniają dużą dowolność architektoniczną, połączoną z wysokimi walorami użytkowymi. Tak zwane ciepłe aluminium, zapewniające użytkownikom wysoki komfort cieplny zadecydowały o szerokim stosowaniu fasad, okien i drzwi aluminiowych nie tylko w biurowcach, lecz także w budownictwie apartamentowym. Takie konstrukcje z rozmachem powstają obecnie w wielu miastach Polski: w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku.


Oryginalny projekt architektoniczny i najnowocześniejsze rozwiązania techniczne stanowią gwarancję sukcesu finansowego inwestycji budowlanej. Coraz więcej realizacji z naszego rynku i z rynków innych krajów europejskich poświadcza prawdziwość tej tezy. Jednym z najciekawszych przykładów udanej inwestycji z ostatnich lat tworzonej właśnie w oparciu o tą tezę jest apartamentowiec Sonnenfeld, znajdujący się w niemieckim mieście Ulm.


Słoneczne pola


Twórcy apartamentowca postawili sobie za cel zapewnienie przyszłym mieszkańcom nieskrępowanego kontaktu z piękną okolicą przy jednoczesnej minimalizacji kosztów użytkowania. Stworzono prawie „przezroczysty" budynek - i to głównie od stron nasłonecznionych: południowej i południowo - zachodniej. Przeszklenia na wysokość pełnej kondygnacji, w ramach ze smukłych profili, nie ograniczają kontaktu z krajobrazem w żadnym z apartamentów. Przezroczystość elewacji północnej potraktowana bardziej zachowawczo, przyciąga uwagę ekspresyjną linią okien wykorzystującą połączenie szkła, aluminium i muru. Dobre współgranie wykończenia i wyposażenia budynku z jego położeniem świadczy o atrakcyjności estetycznej i ekonomicznej obiektu. Kluczową rolę odgrywają tu rozwiązania techniczne i strukturalne firmy Schüco zintegrowane w elewacji zewnętrznej budynku. Współtworzą one całkowitą koncepcję energetyczną budynku - mającą na celu z jednej strony minimalizację strat energii, a z drugiej strony - pozyskanie energii ze światła słonecznego. W obydwu wymienionych aspektach - nowoczesnego wzornictwa i energooszczędności - szczególnie ważną rolę odgrywają przeszklenia okienne. Systemowe rozwiązania okienne o dużych powierzchniach przeszkleń ze smukłymi, prawie niewidocznymi ramami okiennymi otwierają mieszkańcom nieskrępowany widok na panoramę starówki i doliny Blautal. Otwarta perspektywa i swobodny dostęp światła dziennego nie mogą jednak prowadzić do strat energetycznych i w efekcie końcowym - do wzrostu kosztów utrzymania. Dla uniknięcia tych niechcianych efektów skorzystano z najnowocześniejszych rozwiązań wysoko energoszczędnych systemów okienno-fasadowych Schüco. W elewacji południowej zastosowano aluminiową fasadę słupowo / ryglową (Schüco FW50+.HI) o module: wysokość 2,80 m i szerokości 1,25 m - z oknami blokowymi z tzw. ukrytym skrzydłem z pakietami trójszynowymi (odpowiednik Schüco AWS.75 BS.HI). Wykorzystanie nowoczesnego systemu izolowanych profili aluminiowych pozwala na bezproblemową integrację tych ciężkich wypełnień. Za wyborem tego systemu przemawiały również względy estetyczne, gdyż filigranowe wymiary widocznej szerokości profili - tylko 50 mm - współtworzą wraz z metalowymi balustradami balkonowymi harmonijnie smukły pionowy podział elewacji.


Do pogodzenia klasycznego dylematu piękna i kosztów użytkowania przeszklonej konstrukcji doszło na etapie doboru materiałów. Po stronie oszczędności energii należy wymienić: bardzo dobrą izolację ścian budynku, aluminiowe konstrukcje okienno - fasadowe o wysokiej izolacyjności cieplnej, kontrolowane przewietrzanie przestrzeni mieszkalnych z odzyskiem ciepła oraz najnowocześniejsze systemy wytwarzania dodatkowej energii ze światła słonecznego. Nowoczesne rozwiązania techniczne służące do wytwarzania energii to: kolektory słoneczne, zintegrowane z fasadą, do podgrzewania ciepłej wody użytkowej oraz systemy fotowoltaiczne o dużej powierzchni, zamontowane na dachu, produkujące dodatkową energię elektryczną (moc szczytowa 60 kW / produkcja roczna 54.000 kWh). Wszystkie te elementy dbają o to, aby wytworzona energia cieplna była możliwie jak najdłużej wykorzystywana w obrębie budynku, dając wymierny efekt finansowy w postaci niskich kosztów eksploatacji.

Materiały : Schüco International Polska Sp. z o.o.

W budowlance trochę lepiej. Rosną: eksport i inwestycje

- Zwiększa się poziom produkcji. Eksport zaczyna powoli rosnąć. Widoczne są pierwsze symptomy wzrostu inwestycji - wynika z badania koniunktury w budownictwie w II kwartale, opracowanego przez Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH.

- II kwartał 2009 roku był dziewiątym z kolei kwartałem, gdy wskaźnik koniunktury w budownictwie zmniejszył się w porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku. Sytuacja poszczególnych kategorii zakładów budowlanych jest jednak zróżnicowana - napisała w komentarzu do badania autorka raportu Maria Podgórska.

- Kondycja przedsiębiorstw publicznych jest znacznie lepsza od firm prywatnych; w warunkach kryzysu gorzej funkcjonują zakłady najmniejsze i największe, a zdecydowanie lepiej zakłady średniej wielkości. Wzrost produkcji występuje w 38 proc. firm będących własnością osób fizycznych, w 53 proc. przedsiębiorstw państwowych i 57 proc. komunalnych - dodaje.

Z badania wynika, że główną barierą ograniczającą aktywność branży budowlanej jest silna konkurencja, zmniejszają się natomiast problemy zbyt niskiego popytu.

- Coraz poważniejszą barierą są jednak zatory płatnicze. W bieżącym kwartale problem opóźnionych płatności zgłasza 34 proc. zakładów, podczas gdy w minionym kwartale odsetek ten wynosił 30 proc., a dwa kwartały wstecz 25 proc. - napisano.

W II kwartale uwidoczniły się pierwsze symptomy wzrostu nakładów inwestycyjnych.

- Zwiększenie inwestycji w nadchodzącym kwartale przewiduje 18 proc. firm budowlanych, w tym 14 proc. prywatnych i 26 proc. publicznych - pisze autorka raportu.

- O ponad 2 punkty procentowe zwiększył się odsetek zakładów prowadzących działalność eksportową, chociaż rozmiary eksportu wciąż są mniejsze niż przed rokiem. Przewidywania eksporterów są jednak optymistyczne - dodaje ekspert IRG SGH.

 

(PAP)

źródło: money.pl

 

 

W budowlance trochę lepiej. Rosną: eksport i inwestycje

- Zwiększa się poziom produkcji. Eksport zaczyna powoli rosnąć. Widoczne są pierwsze symptomy wzrostu inwestycji - wynika z badania koniunktury w budownictwie w II kwartale, opracowanego przez Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH.

- II kwartał 2009 roku był dziewiątym z kolei kwartałem, gdy wskaźnik koniunktury w budownictwie zmniejszył się w porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku. Sytuacja poszczególnych kategorii zakładów budowlanych jest jednak zróżnicowana - napisała w komentarzu do badania autorka raportu Maria Podgórska.

- Kondycja przedsiębiorstw publicznych jest znacznie lepsza od firm prywatnych; w warunkach kryzysu gorzej funkcjonują zakłady najmniejsze i największe, a zdecydowanie lepiej zakłady średniej wielkości. Wzrost produkcji występuje w 38 proc. firm będących własnością osób fizycznych, w 53 proc. przedsiębiorstw państwowych i 57 proc. komunalnych - dodaje.

Z badania wynika, że główną barierą ograniczającą aktywność branży budowlanej jest silna konkurencja, zmniejszają się natomiast problemy zbyt niskiego popytu.

- Coraz poważniejszą barierą są jednak zatory płatnicze. W bieżącym kwartale problem opóźnionych płatności zgłasza 34 proc. zakładów, podczas gdy w minionym kwartale odsetek ten wynosił 30 proc., a dwa kwartały wstecz 25 proc. - napisano.

W II kwartale uwidoczniły się pierwsze symptomy wzrostu nakładów inwestycyjnych.

- Zwiększenie inwestycji w nadchodzącym kwartale przewiduje 18 proc. firm budowlanych, w tym 14 proc. prywatnych i 26 proc. publicznych - pisze autorka raportu.

- O ponad 2 punkty procentowe zwiększył się odsetek zakładów prowadzących działalność eksportową, chociaż rozmiary eksportu wciąż są mniejsze niż przed rokiem. Przewidywania eksporterów są jednak optymistyczne - dodaje ekspert IRG SGH.

 

(PAP)

źródło: money.pl

 

 

Kapitał PKO BP wzrośnie o 2 mld zł netto

Ministerstwo Skarbu Państwa chce, aby PKO BP wypłacił 1 mld zł dywidendy z zysku za 2008 rok, co daje 1 zł dywidendy na akcję. Dodatkowo bank miałby po emisji akcji wypłacić zaliczkową dywidendę na poczet zysku za '09 i dodatkową dywidendę w 2010 roku - poinformował resort skarbu w komunikacie prasowym.

W efekcie tych działań, po emisji akcji i wypłacie dywidend, kapitał PKO BP ma być podwyższony o 2 mld zł netto (z czego 5 mld zł ma być pozyskane z emisji akcji, a 3 mld zł trafiłoby do akcjonariuszy w formie dywidendy).

W sprawie podwyższenia kapitału zakładowego SP zamierza głosować za podwyższeniem kapitału zakładowego o kwotę nie wyższą niż trzysta milionów złotych, poprzez emisję nie więcej niż trzystu milionów akcji. Przewidywanym dniem prawa poboru byłby 29 października 2009 roku.

Minister Skarbu Państwa proponuje zatem najpierw podwyższenie kapitału, a dopiero w drugiej kolejności wypłatę dywidendy zaliczkowej w 2009 roku oraz dodatkowej dywidendy w 2010 roku - w kwocie zależnej od zysku wygenerowanego przez Bank oraz potrzeb budżetowych. Takie podejście ogranicza ryzyko, nie rodzi przymusu podwyższenia kapitału na niekorzystnych dla obecnych akcjonariuszy warunkach, oraz pozwala na elastyczne reagowanie w warunkach zmienności na Giełdzie Papierów Wartościowych, czyli na pełną kontrolę i optymalizację procesu emisji - napisano w komunikacie MSP.

Dniem ustalenia prawa do dywidendy z zysku za 2008 rok ma być 24 września.

Wypłata dywidendy w wysokości jednego miliarda złotych powinna pozwolić na utrzymanie współczynnika wypłacalności PKO BP powyżej 10 proc., czyli poziomu rekomendowanego przez Komisję Nadzoru Finansowego i uważanego za bezpieczny dla stabilności banku jak i umożliwiającego rozwijanie akcji kredytowej - napisano w komunikacie resortu skarbu.

Wysokość dywidendy za 2008 rok jest również zgodna z dotychczasową praktyką banku wypłacania dywidendy w wysokości około 1 zł na akcję - dodano.

Ponadto, w celu zwiększenia bezpieczeństwa PKO BP, Ministerstwo Skarbu Państwa podejmie działania mające na celu otrzymanie przez Bank pożyczki podporządkowanej od Banku Gospodarstwa Krajowego, na warunkach pozwalających zaliczyć ją do kapitałów uzupełniających.

(PAP)

źródło: money.pl

Kapitał PKO BP wzrośnie o 2 mld zł netto

Ministerstwo Skarbu Państwa chce, aby PKO BP wypłacił 1 mld zł dywidendy z zysku za 2008 rok, co daje 1 zł dywidendy na akcję. Dodatkowo bank miałby po emisji akcji wypłacić zaliczkową dywidendę na poczet zysku za '09 i dodatkową dywidendę w 2010 roku - poinformował resort skarbu w komunikacie prasowym.

W efekcie tych działań, po emisji akcji i wypłacie dywidend, kapitał PKO BP ma być podwyższony o 2 mld zł netto (z czego 5 mld zł ma być pozyskane z emisji akcji, a 3 mld zł trafiłoby do akcjonariuszy w formie dywidendy).

W sprawie podwyższenia kapitału zakładowego SP zamierza głosować za podwyższeniem kapitału zakładowego o kwotę nie wyższą niż trzysta milionów złotych, poprzez emisję nie więcej niż trzystu milionów akcji. Przewidywanym dniem prawa poboru byłby 29 października 2009 roku.

Minister Skarbu Państwa proponuje zatem najpierw podwyższenie kapitału, a dopiero w drugiej kolejności wypłatę dywidendy zaliczkowej w 2009 roku oraz dodatkowej dywidendy w 2010 roku - w kwocie zależnej od zysku wygenerowanego przez Bank oraz potrzeb budżetowych. Takie podejście ogranicza ryzyko, nie rodzi przymusu podwyższenia kapitału na niekorzystnych dla obecnych akcjonariuszy warunkach, oraz pozwala na elastyczne reagowanie w warunkach zmienności na Giełdzie Papierów Wartościowych, czyli na pełną kontrolę i optymalizację procesu emisji - napisano w komunikacie MSP.

Dniem ustalenia prawa do dywidendy z zysku za 2008 rok ma być 24 września.

Wypłata dywidendy w wysokości jednego miliarda złotych powinna pozwolić na utrzymanie współczynnika wypłacalności PKO BP powyżej 10 proc., czyli poziomu rekomendowanego przez Komisję Nadzoru Finansowego i uważanego za bezpieczny dla stabilności banku jak i umożliwiającego rozwijanie akcji kredytowej - napisano w komunikacie resortu skarbu.

Wysokość dywidendy za 2008 rok jest również zgodna z dotychczasową praktyką banku wypłacania dywidendy w wysokości około 1 zł na akcję - dodano.

Ponadto, w celu zwiększenia bezpieczeństwa PKO BP, Ministerstwo Skarbu Państwa podejmie działania mające na celu otrzymanie przez Bank pożyczki podporządkowanej od Banku Gospodarstwa Krajowego, na warunkach pozwalających zaliczyć ją do kapitałów uzupełniających.

(PAP)

źródło: money.pl

Dom pasywny - co to jest?

Ekologia kojarzy się wielu ludziom z aktywistami zawieszonymi na drzewach, którzy walcząc o szczytne cele popijają od czasu do czasu kawę z termosów. Oczywiście to wielka przesada, ale coś jest na rzeczy, ponieważ budynki energooszczędne to nieruchomości szczelne i perfekcyjnie ocieplone. Takie domy są podobne do termosów, z tą różnicą, że w tych pasywnych nieruchomościach zawsze panuje idealny mikroklimat, który zapewnia mechaniczna wentylacja. Usuwając zużyty tlen jednocześnie odzyskuje ciepło oddając je z powrotem do nieruchomości.

Najszybciej zrozumiemy pasywność rozmawiając o wykonaniu poddasza. Planując budowę domu pasywnego architekt kierować się będzie jedną żelazną zasadą: żadnych możliwości dla niekontrolowanej wymiany powietrza. Czy wiecie, że właśnie przez tak popularną wentylację grawitacyjną połączoną z klasycznymi nieszczelnościami tracimy ponad 35% ciepła? Wyobraźmy sobie, że co roku przez cztery miesiące nie musimy płacić rachunków za energię. To możliwe. Możemy zaoszczędzić naprawdę sporo pieniędzy, ale sposobem na oszczędności nie jest wymiana okien na szczelniejsze oraz częściowe zatykanie kratek naszego komina – takie rozwiązania skutkować będą zawilgoceniem wnętrza a w przyszłości grzybem, który zagości na naszej ścianie.

Pasywna nieruchomość jest szczelna, grzybów na ścianie nie znajdziemy a jakość powietrza jest doskonała, czy to możliwe? Prawidłowo zaprojektowany i zainstalowany system mechanicznej wentylacji nawiewno-wywiewnej oraz reproduktor, który zawsze odzyska energię cieplną, która ukryta jest w wypychanym z domu powietrzu załatwia sprawę. Problem utraty ciepła na skutek działania wentylacji jest zmarginalizowany, przy czym przyjemne uczucie ciepła w domu jest zawsze na optymalnym dla nas poziomie.
 

Dom pasywny skupia uwagę architekta na połączeniach okien ze ścianami, połaci dachowej oraz na konstrukcji dachu. Klasyczne poddasze to  zazwyczaj papa ułożona na deskowaniu,  alternatywnie membrana paroprzepuszczalna osłania zewnętrze połacie dachu. Zaś patrząc na dach od środka domu, najprawdopodobniej zobaczymy izolacyjną folię paroprzepuszczalną – prawda jest taka, że tą folię rzadko kiedy się stosuje. Niby wszystko jest w szczelne, ale jeśli dodamy do połaci dachu kominy, kominki wentylacyjne oraz okna i włazy dachowe to o szczelności poddasza nie ma mowy. Projektant domu pasywnego wie, że dach to miejsce, w którym nie może hulać wiatr. Dom pasywny nie zna czegoś takiego jak oddychanie ścian, jest  bowiem pozbawiony mostków termicznych i innych punktów, przez które może uciekać energia.  

Na początku wspomnieliśmy o ekologach pijących kawę z termosów. Nieruchomość pasywna przypomina termos. W Polsce niełatwo wybudować taką nieruchomość. Budowa metra kwadratowego domu pasywnego jest ponad dziesięciokrotnie droższa niż budowa domu klasycznego. Jednak światowy trend wskazuje to, że za kilka lat to domy pasywne będą definicją domu klasycznego. Stanie się tak, ponieważ wzrastające ceny energii spowodują to, że mało kogo stać będzie na budowę domu nieszczelnego – domu, na którego ogrzanie wydamy fortunę.

AK

 

źródło: wp.p

Dom pasywny - co to jest?

Ekologia kojarzy się wielu ludziom z aktywistami zawieszonymi na drzewach, którzy walcząc o szczytne cele popijają od czasu do czasu kawę z termosów. Oczywiście to wielka przesada, ale coś jest na rzeczy, ponieważ budynki energooszczędne to nieruchomości szczelne i perfekcyjnie ocieplone. Takie domy są podobne do termosów, z tą różnicą, że w tych pasywnych nieruchomościach zawsze panuje idealny mikroklimat, który zapewnia mechaniczna wentylacja. Usuwając zużyty tlen jednocześnie odzyskuje ciepło oddając je z powrotem do nieruchomości.

Najszybciej zrozumiemy pasywność rozmawiając o wykonaniu poddasza. Planując budowę domu pasywnego architekt kierować się będzie jedną żelazną zasadą: żadnych możliwości dla niekontrolowanej wymiany powietrza. Czy wiecie, że właśnie przez tak popularną wentylację grawitacyjną połączoną z klasycznymi nieszczelnościami tracimy ponad 35% ciepła? Wyobraźmy sobie, że co roku przez cztery miesiące nie musimy płacić rachunków za energię. To możliwe. Możemy zaoszczędzić naprawdę sporo pieniędzy, ale sposobem na oszczędności nie jest wymiana okien na szczelniejsze oraz częściowe zatykanie kratek naszego komina – takie rozwiązania skutkować będą zawilgoceniem wnętrza a w przyszłości grzybem, który zagości na naszej ścianie.

Pasywna nieruchomość jest szczelna, grzybów na ścianie nie znajdziemy a jakość powietrza jest doskonała, czy to możliwe? Prawidłowo zaprojektowany i zainstalowany system mechanicznej wentylacji nawiewno-wywiewnej oraz reproduktor, który zawsze odzyska energię cieplną, która ukryta jest w wypychanym z domu powietrzu załatwia sprawę. Problem utraty ciepła na skutek działania wentylacji jest zmarginalizowany, przy czym przyjemne uczucie ciepła w domu jest zawsze na optymalnym dla nas poziomie.
 

Dom pasywny skupia uwagę architekta na połączeniach okien ze ścianami, połaci dachowej oraz na konstrukcji dachu. Klasyczne poddasze to  zazwyczaj papa ułożona na deskowaniu,  alternatywnie membrana paroprzepuszczalna osłania zewnętrze połacie dachu. Zaś patrząc na dach od środka domu, najprawdopodobniej zobaczymy izolacyjną folię paroprzepuszczalną – prawda jest taka, że tą folię rzadko kiedy się stosuje. Niby wszystko jest w szczelne, ale jeśli dodamy do połaci dachu kominy, kominki wentylacyjne oraz okna i włazy dachowe to o szczelności poddasza nie ma mowy. Projektant domu pasywnego wie, że dach to miejsce, w którym nie może hulać wiatr. Dom pasywny nie zna czegoś takiego jak oddychanie ścian, jest  bowiem pozbawiony mostków termicznych i innych punktów, przez które może uciekać energia.  

Na początku wspomnieliśmy o ekologach pijących kawę z termosów. Nieruchomość pasywna przypomina termos. W Polsce niełatwo wybudować taką nieruchomość. Budowa metra kwadratowego domu pasywnego jest ponad dziesięciokrotnie droższa niż budowa domu klasycznego. Jednak światowy trend wskazuje to, że za kilka lat to domy pasywne będą definicją domu klasycznego. Stanie się tak, ponieważ wzrastające ceny energii spowodują to, że mało kogo stać będzie na budowę domu nieszczelnego – domu, na którego ogrzanie wydamy fortunę.

AK

 

źródło: wp.p

U deweloperów tańsze kredyty

Biorąc kredyt za pośrednictwem dewelopera, można uzyskać niższą marżę, prowizję i szybciej załatwić wszystkie procedury. Nie należy spodziewać się, że bank łagodniej oceni naszą zdolność kredytową.

Niemal każdy deweloper ma w swojej ofercie propozycje kredytowania zakupu nieruchomości przez współpracujące z nim banki. Taki kredyt jest zwykle tańszy od tych dostępnych bezpośrednio w oddziałach banków.

– Nasza oferta kredytowa jest na ogół lepsza, gdyż mamy podpisane umowy m.in. z tymi bankami, które finansują nasze inwestycje – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka, dyrektor pionu ekonomicznego J.W. Construction.

– Dzięki umowom z bankami oferujemy dużo korzystniejsze warunki kredytowe niż te proponowane przez bank klientom z ulicy – dodaje Alicja Kościesz z Orco Poland.

Sami bankowcy potwierdzają, że są zainteresowani ułatwieniami w finansowaniu zakupu mieszkań w tych budynkach, których budowę kredytuje ich bank.

– Jeśli deweloper ma kredyt w banku, to rzeczywiście często jest specjalna oferta dla osób kupujących mieszkanie na takim osiedlu – mówi Iwona Załuska z Upper Finance.

Nie należy jednak się spodziewać, że bank złagodzi swoje wymagania dotyczące oceny zdolności kredytowej i udziału własnego w finansowanej nieruchomości.

– Wszystkie podstawowe warunki kredytowe są standardowe. Preferencje mogą dotyczyć tylko wysokości marży, prowizji lub innych opłat – mówi Agnieszka Nachyła z Banku Millennium.

Tak jak przy zwykłym kredycie trzeba więc posiadać odpowiednie dochody i zabezpieczenie. Za pośrednictwem dewelopera kredyt może być jednak tańszy. W Polnordzie przy kredycie mieszkaniowym z Noredea Bank marża przez pierwsze dwa lata nie jest pobierana, a potniej wynosi 1,7 proc. Marża przy pożyczkach mieszkaniowych PKO BP, oferowana w tej samej firmie, wynosi od 1,8 do 2 proc. Podobna oferta kredytowa PKO BP jest też w Dom Development.

Proponowana za naszym pośrednictwem marża jest o 0,5 pkt proc. niższa niż w standardowej ofercie banku. Prowizja zamiast 2 proc. wynosi 1 proc. Często w tych specjalnych ofertach kredytowych brak jest też opłat za oszacowanie wartości nieruchomości – mówi Janusz Stolarczyk z Dom Development.

Takie kredyty hipoteczne są dla banków nieco bezpieczniejsze.

– Jeśli wcześniej kredytujemy dewelopera, to jest oczywiste, że mamy wiedzę na temat inwestycji budowlanej, w ramach której konkretne mieszkania będą zabezpieczeniem udzielanych klientom kredytów mieszkaniowych – mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

Pośrednicy kredytowi twierdzą, że PKO BP jest obecnie zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe dostępne za pośrednictwem deweloperów. Klient może w tym banku liczyć na niską cenę kredytu oraz szybsze rozpatrzenie wniosku.

– Jeśli dana inwestycja jest znana bankowi, to oczywiste, że dużo szybciej można uzyskać w banku kredyt – mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie twierdzą inni deweloperzy.

– W każdym banku, z którym współpracujemy, jest wytypowana osoba, która się z nami kontaktuje, zna naszą firmę i nasze inwestycje. To bardzo skraca procedurę kredytową – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka.

Wszystkie te elementy powodują, że coraz więcej klientów korzysta z pomocy deweloperów przy kredycie.

– W tej chwili nawet 60–70 proc. osób kupujących u nas mieszkania korzysta z takiej specjalnej oferty kredytowej – twierdzi Janusz Stolarczyk.

Autor: Roman Grzyb

Źródło:Gazeta Prawna

 


                                                                                                                                          

 

U deweloperów tańsze kredyty

Biorąc kredyt za pośrednictwem dewelopera, można uzyskać niższą marżę, prowizję i szybciej załatwić wszystkie procedury. Nie należy spodziewać się, że bank łagodniej oceni naszą zdolność kredytową.

Niemal każdy deweloper ma w swojej ofercie propozycje kredytowania zakupu nieruchomości przez współpracujące z nim banki. Taki kredyt jest zwykle tańszy od tych dostępnych bezpośrednio w oddziałach banków.

– Nasza oferta kredytowa jest na ogół lepsza, gdyż mamy podpisane umowy m.in. z tymi bankami, które finansują nasze inwestycje – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka, dyrektor pionu ekonomicznego J.W. Construction.

– Dzięki umowom z bankami oferujemy dużo korzystniejsze warunki kredytowe niż te proponowane przez bank klientom z ulicy – dodaje Alicja Kościesz z Orco Poland.

Sami bankowcy potwierdzają, że są zainteresowani ułatwieniami w finansowaniu zakupu mieszkań w tych budynkach, których budowę kredytuje ich bank.

– Jeśli deweloper ma kredyt w banku, to rzeczywiście często jest specjalna oferta dla osób kupujących mieszkanie na takim osiedlu – mówi Iwona Załuska z Upper Finance.

Nie należy jednak się spodziewać, że bank złagodzi swoje wymagania dotyczące oceny zdolności kredytowej i udziału własnego w finansowanej nieruchomości.

– Wszystkie podstawowe warunki kredytowe są standardowe. Preferencje mogą dotyczyć tylko wysokości marży, prowizji lub innych opłat – mówi Agnieszka Nachyła z Banku Millennium.

Tak jak przy zwykłym kredycie trzeba więc posiadać odpowiednie dochody i zabezpieczenie. Za pośrednictwem dewelopera kredyt może być jednak tańszy. W Polnordzie przy kredycie mieszkaniowym z Noredea Bank marża przez pierwsze dwa lata nie jest pobierana, a potniej wynosi 1,7 proc. Marża przy pożyczkach mieszkaniowych PKO BP, oferowana w tej samej firmie, wynosi od 1,8 do 2 proc. Podobna oferta kredytowa PKO BP jest też w Dom Development.

Proponowana za naszym pośrednictwem marża jest o 0,5 pkt proc. niższa niż w standardowej ofercie banku. Prowizja zamiast 2 proc. wynosi 1 proc. Często w tych specjalnych ofertach kredytowych brak jest też opłat za oszacowanie wartości nieruchomości – mówi Janusz Stolarczyk z Dom Development.

Takie kredyty hipoteczne są dla banków nieco bezpieczniejsze.

– Jeśli wcześniej kredytujemy dewelopera, to jest oczywiste, że mamy wiedzę na temat inwestycji budowlanej, w ramach której konkretne mieszkania będą zabezpieczeniem udzielanych klientom kredytów mieszkaniowych – mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

Pośrednicy kredytowi twierdzą, że PKO BP jest obecnie zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe dostępne za pośrednictwem deweloperów. Klient może w tym banku liczyć na niską cenę kredytu oraz szybsze rozpatrzenie wniosku.

– Jeśli dana inwestycja jest znana bankowi, to oczywiste, że dużo szybciej można uzyskać w banku kredyt – mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie twierdzą inni deweloperzy.

– W każdym banku, z którym współpracujemy, jest wytypowana osoba, która się z nami kontaktuje, zna naszą firmę i nasze inwestycje. To bardzo skraca procedurę kredytową – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka.

Wszystkie te elementy powodują, że coraz więcej klientów korzysta z pomocy deweloperów przy kredycie.

– W tej chwili nawet 60–70 proc. osób kupujących u nas mieszkania korzysta z takiej specjalnej oferty kredytowej – twierdzi Janusz Stolarczyk.

Autor: Roman Grzyb

Źródło:Gazeta Prawna

 


                                                                                                                                          

 

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies