Ze świata nieruchomości - strona 165

Waluty szybko nie stanieją

Z prognoz wynika, że to nie koniec okresu słabości naszej waluty. Na poprawę trzeba będzie jeszcze kilka miesięcy poczekać.

Pod koniec ubiegłego tygodnia niewiele brakowało, by złoty przebił poziom 3 zł za franka i 4,50 na euro. Niebezpieczeństwo osiągnięcia takich wartości nieco się oddaliło, ale zdaniem analityków, nie na długo.

- Myślę, że te poziomy zostaną osiągnięte najpóźniej w przyszłym tygodniu. I okażą się być najwyższymi na kilka najbliższych lat. W przeciągu kolejnych miesięcy złoty pozostanie jednak jeszcze dość zmienny - spodziewałbym się szerokiego pasma wahań, w przypadku euro 4,20-4,45 zł. - przewiduje główny analityk First International Traders Marek Rogalski.

Podobny scenariusz rozwoju wydarzeń prognozuje Piotr Orłowski z Advanced Financial Solutions. - Spodziewamy się dalszego osłabienia złotego w ciągu najbliższych kilku tygodni - a więc w lutym i w marcu. Naszym zdaniem w tym okresie kurs złotego wobec euro oraz franka może osiągnąć szczytowe wartości Osiągnięcie 4,50zł za euro oraz 3 zł za franka jest więc zdecydowanie prawdopodobne.


Kto za tym stoi?

W ciągu ostatnich trzech tygodni euro zdrożało ponad 40 gr. Wahania o 10 gr w ciągu jednego dnia stały się już normą. Mimo spodziewanego spowolnieni polskiej gospodarki, co doskonale odzwierciedlają redukcje prognoz wzrostu PKB w 2009 roku dla Polski, skala osłabienia naszej waluty jest mocno zaskakująca. Złoty stał się jedną z najszybciej tracących na wartości walut w regionie. Tymczasem nawet najgorsze prognozy stawiają polską gospodarkę w roli lidera regionu, co oznacza, że nasza waluta nie powinna być tą najgorszą.

Więcej: money.pl

Waluty szybko nie stanieją

Z prognoz wynika, że to nie koniec okresu słabości naszej waluty. Na poprawę trzeba będzie jeszcze kilka miesięcy poczekać.

Pod koniec ubiegłego tygodnia niewiele brakowało, by złoty przebił poziom 3 zł za franka i 4,50 na euro. Niebezpieczeństwo osiągnięcia takich wartości nieco się oddaliło, ale zdaniem analityków, nie na długo.

- Myślę, że te poziomy zostaną osiągnięte najpóźniej w przyszłym tygodniu. I okażą się być najwyższymi na kilka najbliższych lat. W przeciągu kolejnych miesięcy złoty pozostanie jednak jeszcze dość zmienny - spodziewałbym się szerokiego pasma wahań, w przypadku euro 4,20-4,45 zł. - przewiduje główny analityk First International Traders Marek Rogalski.

Podobny scenariusz rozwoju wydarzeń prognozuje Piotr Orłowski z Advanced Financial Solutions. - Spodziewamy się dalszego osłabienia złotego w ciągu najbliższych kilku tygodni - a więc w lutym i w marcu. Naszym zdaniem w tym okresie kurs złotego wobec euro oraz franka może osiągnąć szczytowe wartości Osiągnięcie 4,50zł za euro oraz 3 zł za franka jest więc zdecydowanie prawdopodobne.


Kto za tym stoi?

W ciągu ostatnich trzech tygodni euro zdrożało ponad 40 gr. Wahania o 10 gr w ciągu jednego dnia stały się już normą. Mimo spodziewanego spowolnieni polskiej gospodarki, co doskonale odzwierciedlają redukcje prognoz wzrostu PKB w 2009 roku dla Polski, skala osłabienia naszej waluty jest mocno zaskakująca. Złoty stał się jedną z najszybciej tracących na wartości walut w regionie. Tymczasem nawet najgorsze prognozy stawiają polską gospodarkę w roli lidera regionu, co oznacza, że nasza waluta nie powinna być tą najgorszą.

Więcej: money.pl

Farba, która blokuje WiFi

Japońscy naukowcy stworzyli farbę, która potrafi blokować wszystkie bezprzewodowe sieci WiFi. Wystarczy, że pomalujemy nią ściany pomieszczenia, w którym znajduje się router czy punkt dostępowy - wtedy nikt z zewnątrz nie będzie w stanie podłączyć się do naszej sieci.

Sam pomysł nie jest nowy - New Scientist przypomina, że takie farby są już na rynku od kilku lat. Problem w tym, że od pewnego czasu nie są już skuteczne - zaprojektowano je bowiem tak, by blokowały fale radiowe generowane przez sprzęt sieciowy sprzed kilku lat. W przypadku nowoczesnych, ultraszybkich urządzeń WiFi stare farby nie gwarantują już odpowiedniej ochrony.

Zespół naukowców z Uniwersytetu w Tokio zdołał jednak opracować nowy typ farby "antybezprzewodowej", której kluczowymi składnikami są tlenek żelaza oraz tlenek alumunium. Testy wykazały, że substancja ta bez problemu radzi sobie z blokowaniem fal radiowych wykorzystywanych w popularnym obecnie sprzęcie WiFi (zawarte w niej tlenki metali sprawiają, że pomalowane ściany stają się swoistą barierą elektromagnetyczną).

Wiadomo już, że farba stworzona w oparciu o nową recepturę nie powinna być bardzo droga - japońscy naukowcy szacują koszt wyprodukowania jednego kilograma na ok. 14 USD. Choć naszym zdaniem to i tak sporo - szczególnie, jeśli uwzględnimy fakt, iż podobne efekty można osiągnąć odpowiednio konfigurując zabezpieczenia sieci...

Więcej informacji: New Scientist.

Farba, która blokuje WiFi

Japońscy naukowcy stworzyli farbę, która potrafi blokować wszystkie bezprzewodowe sieci WiFi. Wystarczy, że pomalujemy nią ściany pomieszczenia, w którym znajduje się router czy punkt dostępowy - wtedy nikt z zewnątrz nie będzie w stanie podłączyć się do naszej sieci.

Sam pomysł nie jest nowy - New Scientist przypomina, że takie farby są już na rynku od kilku lat. Problem w tym, że od pewnego czasu nie są już skuteczne - zaprojektowano je bowiem tak, by blokowały fale radiowe generowane przez sprzęt sieciowy sprzed kilku lat. W przypadku nowoczesnych, ultraszybkich urządzeń WiFi stare farby nie gwarantują już odpowiedniej ochrony.

Zespół naukowców z Uniwersytetu w Tokio zdołał jednak opracować nowy typ farby "antybezprzewodowej", której kluczowymi składnikami są tlenek żelaza oraz tlenek alumunium. Testy wykazały, że substancja ta bez problemu radzi sobie z blokowaniem fal radiowych wykorzystywanych w popularnym obecnie sprzęcie WiFi (zawarte w niej tlenki metali sprawiają, że pomalowane ściany stają się swoistą barierą elektromagnetyczną).

Wiadomo już, że farba stworzona w oparciu o nową recepturę nie powinna być bardzo droga - japońscy naukowcy szacują koszt wyprodukowania jednego kilograma na ok. 14 USD. Choć naszym zdaniem to i tak sporo - szczególnie, jeśli uwzględnimy fakt, iż podobne efekty można osiągnąć odpowiednio konfigurując zabezpieczenia sieci...

Więcej informacji: New Scientist.

Nowa zmora polskich spółek

Na światło dzienne wychodzi kolejna mina, na którą masowo władowały się firmy: swapy walutowo-procentowe (red. CIRS). Jest to instrument dużo bardziej niebezpieczny od opcji. Już generuje straty, które mogą sięgnąć nawet kilku mld złotych.
O ile opcje są instrumentem zabezpieczającym, który niewłaściwie lub nieświadomie użyty może przysporzyć strat, o tyle "gołe" swapy to czysta spekulacja bez żadnej biznesowej wymówki, szczególnie dla firm, które nic nie eksportują.

Wyjaśnijmy najpierw, na czym polega swap. To czasowe przewalutowanie określonej kwoty, które wygląda jak zwykłe kupno waluty, na przykład za 323 złote kupujemy 100 dolarów. Umowa swapowa zakłada jednak obowiązek wymiany odwrotnej tych samych kwot po upływie określonego czasu. Na przykład, po tygodniu, sprzedajemy tej samej osobie dokładnie 100 dolarów za dokładnie 323 złote. Jest to w takim razie rodzaj kontraktu.
Swapy zostały stworzone na potrzeby dużych międzynarodowych firm, aby ominąć rozmaite ograniczenia w wymianie walut, nakładane przez rządy (na przykład sztywny kurs, ograniczenia w wielkości kwot podlegających transferowi za granicę, zakaz używania obcej waluty na terytorium, itd.). Rynek finansowy podchwycił ten instrument i wykorzystał do stworzenia nowych instrumentów, w których swap jest tylko częścią. Tak powstały między innymi swapy walutowo-procentowe, co jest niezbyt wiele mówiącym tłumaczeniem angielskiego Currency Interest Rate Swaps i mogłoby brzmieć na przykład "swapy odsetek walutowych", tym bardziej, że w tym instrumencie kwota główna jest wirtualna, a między stronami rozliczane są tylko odsetki. Swapów tych jest ich kilka rodzajów, w zależności od tego, czy bazują na jednej czy dwóch walutach, oraz czy stopa procentowa jest stała czy zmienna.
Jak wynika z informacji "Pulsu Biznesu", wiele polskich firm zawarło umowy swapowe, które zostały im zaproponowane przez banki jako sposób na obniżenie rat spłacanego kredytu. Jak to możliwe? To po prostu forma wirtualnego przewalutowania kredytu na tańszą walutę, czyli kraju, który ma niższe stopy procentowe. Gdy do tego doda się spadający kurs tej waluty względem złotego, pozostaje dodatkowy zysk z ciągle zmniejszających się rat. Polskim firmom zaproponowano japońskiego jena jako wykazującego ten trend od wielu lat, a do tego japońskie stopy procentowe są bliskie zeru. Jednak w rynki uderzyło tsunami, które odwróciło ten długofalowy porządek. Stopy procentowe jena wprawdzie nadal pozostają poniżej 2 proc., ale kurs wymiany wzrósł z 2,31 zł za 100 jenów do ponad 3,50 zł za 100 jenów. Niestety, umowa swapowa nie ma w sobie nic z opcji i zadeklarowane kwoty trzeba spłacać przez cały czas jej trwania. Podobno jest to średnio 5 lat, co przy swapach nie dziwi, są one bowiem zawierane na okres aż do 30 lat. Stąd straty firm, które mogą być ogromne, gdyż takie swapy zawierane są na bazie nie istniejącej kwoty, która może być dowolnie duża. I co gorsza, nie są księgowane na bilans, tylko chowane do szuflady.

Czy banki znowu naciągnęły klientów? Z jednej strony tak, bo używając swojej renomy i zaufania sprzedały bardzo ryzykowny produkt jako zabezpieczenie, tak naprawdę eksponując klienta na ryzyko - bez dostatecznego poinformowania o nim. Tak przynajmniej wynika ze szczątkowych na razie informacji od firm ponoszących straty. Z drugiej jednak strony, czy banki chciały żerować na nieświadomości? Nie sądzę, bo po pierwsze sami bankowcy rzadko kiedy rozumieją co sprzedają, szczególnie w wypadku tak skomplikowanych struktur. A po drugie, bank strukturalnie redukuje ryzyko, czyli rutynowo domyka każdą nową pozycję walutową odpowiednim instrumentem zabezpieczającym. Sam zadowala się prowizją.

Drodzy menedżerowie, właściciele spółek i dyrektorzy, dla was kolejna kosztowna i bolesna lekcja z ryzyka. A także zaufania i makroekonomii. Biznesu nie da się już prowadzić "na czuja". Co gorsza, problem braku edukacji oraz lekkomyślności dotyczy także dużych spółek giełdowych. Prawie codziennie pojawiają się informacje o kolejnych "umoczonych", tak dużych jak i małych. Jednak swapy walutowe dotykają nie tylko eksporterów, którzy część kosztów opcji pokryją sobie zwiększonymi przychodami z zagranicy dzięki droższej walucie. Rodzime firmy obracające złotym nie mają tej szansy.

gazeta.pl giełda

Nowa zmora polskich spółek

Na światło dzienne wychodzi kolejna mina, na którą masowo władowały się firmy: swapy walutowo-procentowe (red. CIRS). Jest to instrument dużo bardziej niebezpieczny od opcji. Już generuje straty, które mogą sięgnąć nawet kilku mld złotych.
O ile opcje są instrumentem zabezpieczającym, który niewłaściwie lub nieświadomie użyty może przysporzyć strat, o tyle "gołe" swapy to czysta spekulacja bez żadnej biznesowej wymówki, szczególnie dla firm, które nic nie eksportują.

Wyjaśnijmy najpierw, na czym polega swap. To czasowe przewalutowanie określonej kwoty, które wygląda jak zwykłe kupno waluty, na przykład za 323 złote kupujemy 100 dolarów. Umowa swapowa zakłada jednak obowiązek wymiany odwrotnej tych samych kwot po upływie określonego czasu. Na przykład, po tygodniu, sprzedajemy tej samej osobie dokładnie 100 dolarów za dokładnie 323 złote. Jest to w takim razie rodzaj kontraktu.
Swapy zostały stworzone na potrzeby dużych międzynarodowych firm, aby ominąć rozmaite ograniczenia w wymianie walut, nakładane przez rządy (na przykład sztywny kurs, ograniczenia w wielkości kwot podlegających transferowi za granicę, zakaz używania obcej waluty na terytorium, itd.). Rynek finansowy podchwycił ten instrument i wykorzystał do stworzenia nowych instrumentów, w których swap jest tylko częścią. Tak powstały między innymi swapy walutowo-procentowe, co jest niezbyt wiele mówiącym tłumaczeniem angielskiego Currency Interest Rate Swaps i mogłoby brzmieć na przykład "swapy odsetek walutowych", tym bardziej, że w tym instrumencie kwota główna jest wirtualna, a między stronami rozliczane są tylko odsetki. Swapów tych jest ich kilka rodzajów, w zależności od tego, czy bazują na jednej czy dwóch walutach, oraz czy stopa procentowa jest stała czy zmienna.
Jak wynika z informacji "Pulsu Biznesu", wiele polskich firm zawarło umowy swapowe, które zostały im zaproponowane przez banki jako sposób na obniżenie rat spłacanego kredytu. Jak to możliwe? To po prostu forma wirtualnego przewalutowania kredytu na tańszą walutę, czyli kraju, który ma niższe stopy procentowe. Gdy do tego doda się spadający kurs tej waluty względem złotego, pozostaje dodatkowy zysk z ciągle zmniejszających się rat. Polskim firmom zaproponowano japońskiego jena jako wykazującego ten trend od wielu lat, a do tego japońskie stopy procentowe są bliskie zeru. Jednak w rynki uderzyło tsunami, które odwróciło ten długofalowy porządek. Stopy procentowe jena wprawdzie nadal pozostają poniżej 2 proc., ale kurs wymiany wzrósł z 2,31 zł za 100 jenów do ponad 3,50 zł za 100 jenów. Niestety, umowa swapowa nie ma w sobie nic z opcji i zadeklarowane kwoty trzeba spłacać przez cały czas jej trwania. Podobno jest to średnio 5 lat, co przy swapach nie dziwi, są one bowiem zawierane na okres aż do 30 lat. Stąd straty firm, które mogą być ogromne, gdyż takie swapy zawierane są na bazie nie istniejącej kwoty, która może być dowolnie duża. I co gorsza, nie są księgowane na bilans, tylko chowane do szuflady.

Czy banki znowu naciągnęły klientów? Z jednej strony tak, bo używając swojej renomy i zaufania sprzedały bardzo ryzykowny produkt jako zabezpieczenie, tak naprawdę eksponując klienta na ryzyko - bez dostatecznego poinformowania o nim. Tak przynajmniej wynika ze szczątkowych na razie informacji od firm ponoszących straty. Z drugiej jednak strony, czy banki chciały żerować na nieświadomości? Nie sądzę, bo po pierwsze sami bankowcy rzadko kiedy rozumieją co sprzedają, szczególnie w wypadku tak skomplikowanych struktur. A po drugie, bank strukturalnie redukuje ryzyko, czyli rutynowo domyka każdą nową pozycję walutową odpowiednim instrumentem zabezpieczającym. Sam zadowala się prowizją.

Drodzy menedżerowie, właściciele spółek i dyrektorzy, dla was kolejna kosztowna i bolesna lekcja z ryzyka. A także zaufania i makroekonomii. Biznesu nie da się już prowadzić "na czuja". Co gorsza, problem braku edukacji oraz lekkomyślności dotyczy także dużych spółek giełdowych. Prawie codziennie pojawiają się informacje o kolejnych "umoczonych", tak dużych jak i małych. Jednak swapy walutowe dotykają nie tylko eksporterów, którzy część kosztów opcji pokryją sobie zwiększonymi przychodami z zagranicy dzięki droższej walucie. Rodzime firmy obracające złotym nie mają tej szansy.

gazeta.pl giełda

Kryzys uderza w Polaków na Wyspach

Recesja w Wielkiej Brytanii rozkręca się na dobre. Spada produkcja, rośnie bezrobocie. Na zasiłku są już dwa miliony pracowników. Wśród nich coraz więcej Polaków
- Pracowałam w zakładzie produkującym elementy do telefonów komórkowych w południowej Walii. Polacy stanowili tam połowę załogi. W grudniu wzywali nas po kolei i wręczali wypowiedzenia. Dwie trzecie ze zwolnionych to byli Polacy - mówi Anna Stelmach, która przyjechała do Anglii trzy lata temu.

O pracę martwią się też zatrudnieni w usługach i budownictwie. - Pracowałam jako kelnerka w firmie cateringowej, która obsługiwała przyjęcia dla bogatych ludzi. Gdy wybuchł kryzys wszyscy zaczęli ciąć koszty. W pierwszej kolejności te na cele reprezentacyjne, więc zapotrzebowanie na nasze usługi spadło niemal do zera. Firma padła - opowiada Kasia Krakowiak, która przeniosła się do Wielkiej Brytanii dwa lata temu. Wśród jej znajomych co druga osoba też straciła pracę. Najgorzej mają ci zatrudnieni w fabrykach, a według brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych pracuje tam ok. 65 proc. Polaków. Po upadku sieci sklepów Woolworths pracę straciło w tym miesiącu już ok. 30 tys. ludzi, w tym kilkuset Polaków.

W tak fatalnej sytuacji tamtejsza gospodarka nie była od czasu kryzysu z lat 80. W ubiegłym roku PKB Wielkiej Brytanii spadł najbardziej od 1980 roku. - W czwartym kwartale 2008 roku zmalał o 1,5 procent - podało brytyjskie Krajowe Biuro Statystyczne. Równie gwałtownie spadają obroty przemysłu. Na przykład produkcja samochodów zmalała w grudniu 2008 r. prawie o połowę w porównaniu z tym samym miesiącem poprzedniego roku. Kryzys odczuwa też handel. Zwłaszcza sklepy z droższymi towarami mają coraz mniej klientów, np. sklepy muzyczne Zavvi. Do przedsiębiorstw, które musiały ograniczyć zatrudnienie, należał też producent słynnej Viagry - Pfizer, czy wytwórca przenośników taśmowych Fenner. Najbardziej hiobowe prognozy mówią, że bezrobocie w Wielkiej Brytanii będzie rosło aż do 2010 r. Na koniec listopada ub.r. bez pracy było już 6,1 procent - dwa miliony ludzi. To najwyższy poziom od 1999 roku.

Zwalniają emigrantów

Na nieszczęście dla Polaków wśród zwalnianych jest coraz więcej emigrantów. Pracy nie mogą być pewni ani ci nieznający angielskiego i zatrudnieni na przysłowiowym zmywaku (coraz mniej Brytyjczyków chodzi do restauracji), ani nawet perfekcyjnie władający językiem specjaliści od finansów czy zarządzania. - Żaden pracodawca nie przyzna się, że powodem zwolnienia Polaka była jego narodowość, ale nie ma co się czarować, że brytyjscy pracodawcy wolą zwolnić emigranta niż Brytyjczyka. Ze zwykłej narodowej solidarności. Zwolnienie motywowane pochodzeniem trudno udowodnić, bo szef zawsze może coś wymyślić - mówi socjolog Aleksandra Łojek-Magdziarz, która zajmuje się polską emigracją na Wyspach.

- Na początku recesji pracodawcy są bardziej skłonni do zwalniania pracowników mniej wykwalifikowanych, a do nich należy większość Polaków na Wyspach - komentuje sytuację prof. Krystyna Iglicka z Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Pracę tracą więc ci, których Wielka Brytania jeszcze nie tak dawno serdecznie do siebie zapraszała. W tym ok. pół miliona zatrudnionych legalnie polskich emigrantów. Niektórzy z naszych rodaków stracili pracę natychmiast, gdy jesienią ubiegłego roku odtrąbiono kryzys finansowy.

Na zasiłku, a może do Norwegii?

A ma być jeszcze gorzej. W tym roku bezrobocie ma wzrosnąć powyżej 8 proc., co oznacza, że na zieloną trawkę trafi kolejny milion ludzi. - Dokładnych danych można oczekiwać dopiero w kwietniu, ale już teraz można powiedzieć, że w wyniku kryzysu pracę straciło kilkadziesiąt tysięcy Polaków - mówi Bator.

Najgorsze jest to, że Brytyjczycy, zwłaszcza ci z niższych klas, coraz bardziej otwarcie okazują wrogość wobec emigrantów. - Niektórzy już bez ogródek potrafią obciążać nas winą za rosnące bezrobocie. Nie podoba się im, że Polacy korzystają z brytyjskich zasiłków (w Wielkiej Brytanii wynosi on 60 funtów tygodniowo - 276 zł) - mówi Aleksandra Łojek-Magdziarz.

Mimo rosnącej niechęci Brytyjczyków większość z tych Polaków, którzy stracili ostatnio pracę, raczej nie myśli o wyjeździe. Chce przeczekać kryzys, właśnie korzystając z zasiłków.

- Do kraju wrócili głównie ci, którzy liczyli na szybki zarobek na Wyspach - mówi Maciej Bator. - Tacy, którzy liczyli, że szybko zarobią tyle, by w Polsce kupić mieszkanie czy rozkręcić własny interes. Szacuje się, że takich osób jest ok. 100 tys.

Jeszcze inni wyruszają w poszukiwaniu pracy do Norwegii czy Holandii, gdzie kryzys nie jest tak dotkliwy jak w Wielkiej Brytanii.
źródło: metro

Kryzys uderza w Polaków na Wyspach

Recesja w Wielkiej Brytanii rozkręca się na dobre. Spada produkcja, rośnie bezrobocie. Na zasiłku są już dwa miliony pracowników. Wśród nich coraz więcej Polaków
- Pracowałam w zakładzie produkującym elementy do telefonów komórkowych w południowej Walii. Polacy stanowili tam połowę załogi. W grudniu wzywali nas po kolei i wręczali wypowiedzenia. Dwie trzecie ze zwolnionych to byli Polacy - mówi Anna Stelmach, która przyjechała do Anglii trzy lata temu.

O pracę martwią się też zatrudnieni w usługach i budownictwie. - Pracowałam jako kelnerka w firmie cateringowej, która obsługiwała przyjęcia dla bogatych ludzi. Gdy wybuchł kryzys wszyscy zaczęli ciąć koszty. W pierwszej kolejności te na cele reprezentacyjne, więc zapotrzebowanie na nasze usługi spadło niemal do zera. Firma padła - opowiada Kasia Krakowiak, która przeniosła się do Wielkiej Brytanii dwa lata temu. Wśród jej znajomych co druga osoba też straciła pracę. Najgorzej mają ci zatrudnieni w fabrykach, a według brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych pracuje tam ok. 65 proc. Polaków. Po upadku sieci sklepów Woolworths pracę straciło w tym miesiącu już ok. 30 tys. ludzi, w tym kilkuset Polaków.

W tak fatalnej sytuacji tamtejsza gospodarka nie była od czasu kryzysu z lat 80. W ubiegłym roku PKB Wielkiej Brytanii spadł najbardziej od 1980 roku. - W czwartym kwartale 2008 roku zmalał o 1,5 procent - podało brytyjskie Krajowe Biuro Statystyczne. Równie gwałtownie spadają obroty przemysłu. Na przykład produkcja samochodów zmalała w grudniu 2008 r. prawie o połowę w porównaniu z tym samym miesiącem poprzedniego roku. Kryzys odczuwa też handel. Zwłaszcza sklepy z droższymi towarami mają coraz mniej klientów, np. sklepy muzyczne Zavvi. Do przedsiębiorstw, które musiały ograniczyć zatrudnienie, należał też producent słynnej Viagry - Pfizer, czy wytwórca przenośników taśmowych Fenner. Najbardziej hiobowe prognozy mówią, że bezrobocie w Wielkiej Brytanii będzie rosło aż do 2010 r. Na koniec listopada ub.r. bez pracy było już 6,1 procent - dwa miliony ludzi. To najwyższy poziom od 1999 roku.

Zwalniają emigrantów

Na nieszczęście dla Polaków wśród zwalnianych jest coraz więcej emigrantów. Pracy nie mogą być pewni ani ci nieznający angielskiego i zatrudnieni na przysłowiowym zmywaku (coraz mniej Brytyjczyków chodzi do restauracji), ani nawet perfekcyjnie władający językiem specjaliści od finansów czy zarządzania. - Żaden pracodawca nie przyzna się, że powodem zwolnienia Polaka była jego narodowość, ale nie ma co się czarować, że brytyjscy pracodawcy wolą zwolnić emigranta niż Brytyjczyka. Ze zwykłej narodowej solidarności. Zwolnienie motywowane pochodzeniem trudno udowodnić, bo szef zawsze może coś wymyślić - mówi socjolog Aleksandra Łojek-Magdziarz, która zajmuje się polską emigracją na Wyspach.

- Na początku recesji pracodawcy są bardziej skłonni do zwalniania pracowników mniej wykwalifikowanych, a do nich należy większość Polaków na Wyspach - komentuje sytuację prof. Krystyna Iglicka z Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Pracę tracą więc ci, których Wielka Brytania jeszcze nie tak dawno serdecznie do siebie zapraszała. W tym ok. pół miliona zatrudnionych legalnie polskich emigrantów. Niektórzy z naszych rodaków stracili pracę natychmiast, gdy jesienią ubiegłego roku odtrąbiono kryzys finansowy.

Na zasiłku, a może do Norwegii?

A ma być jeszcze gorzej. W tym roku bezrobocie ma wzrosnąć powyżej 8 proc., co oznacza, że na zieloną trawkę trafi kolejny milion ludzi. - Dokładnych danych można oczekiwać dopiero w kwietniu, ale już teraz można powiedzieć, że w wyniku kryzysu pracę straciło kilkadziesiąt tysięcy Polaków - mówi Bator.

Najgorsze jest to, że Brytyjczycy, zwłaszcza ci z niższych klas, coraz bardziej otwarcie okazują wrogość wobec emigrantów. - Niektórzy już bez ogródek potrafią obciążać nas winą za rosnące bezrobocie. Nie podoba się im, że Polacy korzystają z brytyjskich zasiłków (w Wielkiej Brytanii wynosi on 60 funtów tygodniowo - 276 zł) - mówi Aleksandra Łojek-Magdziarz.

Mimo rosnącej niechęci Brytyjczyków większość z tych Polaków, którzy stracili ostatnio pracę, raczej nie myśli o wyjeździe. Chce przeczekać kryzys, właśnie korzystając z zasiłków.

- Do kraju wrócili głównie ci, którzy liczyli na szybki zarobek na Wyspach - mówi Maciej Bator. - Tacy, którzy liczyli, że szybko zarobią tyle, by w Polsce kupić mieszkanie czy rozkręcić własny interes. Szacuje się, że takich osób jest ok. 100 tys.

Jeszcze inni wyruszają w poszukiwaniu pracy do Norwegii czy Holandii, gdzie kryzys nie jest tak dotkliwy jak w Wielkiej Brytanii.
źródło: metro

Bank chce pieniędzy, nie mieszkania

Kiedy tracisz pracę, masz kłopoty finansowe i nie stać cię na spłatę kredytu mieszkaniowego, nie załamuj się. Bank rozłoży ci raty na mniejsze, a nawet przez jakiś czas pozwoli ich nie spłacać. Ale pożyczonych pieniędzy nie daruje
Co powinien zrobić kredytobiorca, który stracił pracę, nie ma już nic, co mógłby sprzedać, np. samochodu, i nie stać go na spłatę raty?

Piotr Utrata, rzecznik ING Banku: - Najlepiej jak najwcześniej zgłosić się do banku i powiedzieć o swoich problemach. Bankowi zależy na tym, aby klient spłacił kredyt, a nie stracił mieszkanie. W trudnych sytuacjach możemy rozłożyć raty na mniejsze. Na przykład, jeśli osoba ma 200-tysięczny kredyt zaciągnięty na 20 lat, możemy jego spłatę przedłużyć do 30 lat. Dzięki temu raty zmniejszą się o kilkaset złotych.

Maciej Kazimierski, biuro prasowe PKO BP: - Istnieje również możliwość zawieszenia spłaty kredytu na jakiś czas. W PKO BP w awaryjnych sytuacjach "wolne" od rat można dostać na trzy miesiące. W tym czasie spokojnie można szukać nowego zatrudnienia. Są jeszcze miesięczne wakacje kredytowe, które każdemu rzetelnemu klientowi przysługują raz w roku. W obydwu przypadkach niezapłacone raty doliczane są do reszty kredytu.

Na czym polega ubezpieczenie kredytu na wypadek utraty pracy?

Michał Krajkowski, doradca z Domu Kredytowego "Notus": - Za takie osoby, kiedy stracą pracę nie z własnej winy (np. ich firma zostanie zlikwidowana lub zostaną zwolnieni w związku z redukcją zatrudnienia), raty przez jakiś czas - w zależności od umowy - spłaca ubezpieczyciel. Nie dotyczy to jednak tych, którzy sami złożą wypowiedzenie lub zostaną zwolnieni dyscyplinarnie. Trzeba jednak pamiętać, że ubezpieczeniem objęci są tylko ci, którzy je wykupili przy podpisywaniu umowy.

Czy można wykupić takie ubezpieczenie np. dwa lata po podpisaniu umowy kredytowej?

Michał Krajkowski: - Żaden bank na to się nie zgodzi. Ubezpieczenie takie jest dosyć drogie, w przypadku kredytu 300-tysięcznego kosztuje w zależności od banku od 3 do 5 tys. zł rocznie, dlatego gdyby można je było wykupić, kiedy się chce, klienci robiliby to tylko w momentach kryzysowych, kiedy faktycznie obawiają się utraty pracy. Banki traciłyby na tym. Myślę jednak, że w prywatnej firmie ubezpieczeniowej taką gwarancję za odpowiednio wysoką cenę można kupić w każdym momencie.

W grudniu Narodowy Bank Szwajcarii obniżył stopy procentowe o 2,5 proc. Nie wszyscy kredytobiorcy odczuli to jednak w postaci niższych rat. Niektórym - w zależności od umowy - banki oprocentowanie zmieniają co trzy lub co sześć miesięcy. Czy istnieje możliwość zmiany umowy na taką, aby oprocentowanie było weryfikowane co miesiąc?

Maciej Kazimierski: - Niestety, nie. Nie znam banku, który zgodziłby się na zmianę tego zapisu. Poza tym należy pamiętać, że umowa w identyczny sposób traktuje dwie strony: zarówno klienta, jak i bank. Kiedy stopy procentowe rosną, to osoba spłacająca kredyt nie odczuwa tego od razu, ale dopiero po jakimś czasie. Ale kiedy stopy są obniżane, to na niższą ratę też trzeba poczekać.

Jednak klienci mBanku wywalczyli sobie ostatnio możliwość zmiany umowy, dzięki której oprocentowanie będą mieli uaktualniane co miesiąc.

Michał Krajowski: - Tak, ale dotyczy to tylko tej grupy, która zaciągnęła kredyty przed wrześniem 2006 r. i w przypadku ich kredytów oprocentowanie ustala zarząd banku. Tej metody nikt już nie stosuje. Dlatego klientom bank proponuje zmianę umów na takie, jakie zawierane są obecnie, dzięki czemu oprocentowanie będzie zmieniane co miesiąc.

Jeszcze we wrześniu marża kredytu zaciąganego we frankach szwajcarskich wynosiła średnio 1 proc. Od października, w związku z zamieszaniem na światowych rynkach finansowych, banki podniosły tę stawkę do nawet 7 proc. Czy marżę można renegocjować?

Piotr Utrata: - W obecnej sytuacji na obniżenie marży są raczej niewielkie szanse. Ale jak wszystko wróci za jakiś czas do normy, to pewnie wróci też możliwość zmiany marży.

Michał Krajkowski: - Nie ma co jednak liczyć na to, że wrócą marże 1-procentowe, bo już dawno banki mówiły, że udzielając takich kredytów, działają na granicy opłacalności. Myślę, że jak za pół roku wynegocjujemy marżę na poziomie 2 proc., to będzie to dobra oferta.

Co w sytuacji, kiedy klient pomimo zaproponowanych mu przez bank rozwiązań, dalej nie jest w stanie spłacać rat?

Maciej Kazimierski: - Banki unikają jak ognia kierowania spraw do komornika i licytacji mieszkania. Najczęściej dochodzi do ugody, kiedy to klient na własną rękę sprzedaje mieszkanie i oddaje bankowi pieniądze.

A co w przypadku, kiedy cena uzyskana za nieruchomość jest niższa od zaciągniętego kredytu? Na przykład pożyczyliśmy od banku 400 tys., a nasze mieszkanie jest teraz warte 40 tys. zł mniej.

Piotr Utrata: - Niestety, klient musi oddać tyle, ile pożyczył. Czyli suma, jakiej nie uda się spłacić po sprzedaży nieruchomości, rozkładana jest na nieduże raty.

Źródło: Metro

Bank chce pieniędzy, nie mieszkania

Kiedy tracisz pracę, masz kłopoty finansowe i nie stać cię na spłatę kredytu mieszkaniowego, nie załamuj się. Bank rozłoży ci raty na mniejsze, a nawet przez jakiś czas pozwoli ich nie spłacać. Ale pożyczonych pieniędzy nie daruje
Co powinien zrobić kredytobiorca, który stracił pracę, nie ma już nic, co mógłby sprzedać, np. samochodu, i nie stać go na spłatę raty?

Piotr Utrata, rzecznik ING Banku: - Najlepiej jak najwcześniej zgłosić się do banku i powiedzieć o swoich problemach. Bankowi zależy na tym, aby klient spłacił kredyt, a nie stracił mieszkanie. W trudnych sytuacjach możemy rozłożyć raty na mniejsze. Na przykład, jeśli osoba ma 200-tysięczny kredyt zaciągnięty na 20 lat, możemy jego spłatę przedłużyć do 30 lat. Dzięki temu raty zmniejszą się o kilkaset złotych.

Maciej Kazimierski, biuro prasowe PKO BP: - Istnieje również możliwość zawieszenia spłaty kredytu na jakiś czas. W PKO BP w awaryjnych sytuacjach "wolne" od rat można dostać na trzy miesiące. W tym czasie spokojnie można szukać nowego zatrudnienia. Są jeszcze miesięczne wakacje kredytowe, które każdemu rzetelnemu klientowi przysługują raz w roku. W obydwu przypadkach niezapłacone raty doliczane są do reszty kredytu.

Na czym polega ubezpieczenie kredytu na wypadek utraty pracy?

Michał Krajkowski, doradca z Domu Kredytowego "Notus": - Za takie osoby, kiedy stracą pracę nie z własnej winy (np. ich firma zostanie zlikwidowana lub zostaną zwolnieni w związku z redukcją zatrudnienia), raty przez jakiś czas - w zależności od umowy - spłaca ubezpieczyciel. Nie dotyczy to jednak tych, którzy sami złożą wypowiedzenie lub zostaną zwolnieni dyscyplinarnie. Trzeba jednak pamiętać, że ubezpieczeniem objęci są tylko ci, którzy je wykupili przy podpisywaniu umowy.

Czy można wykupić takie ubezpieczenie np. dwa lata po podpisaniu umowy kredytowej?

Michał Krajkowski: - Żaden bank na to się nie zgodzi. Ubezpieczenie takie jest dosyć drogie, w przypadku kredytu 300-tysięcznego kosztuje w zależności od banku od 3 do 5 tys. zł rocznie, dlatego gdyby można je było wykupić, kiedy się chce, klienci robiliby to tylko w momentach kryzysowych, kiedy faktycznie obawiają się utraty pracy. Banki traciłyby na tym. Myślę jednak, że w prywatnej firmie ubezpieczeniowej taką gwarancję za odpowiednio wysoką cenę można kupić w każdym momencie.

W grudniu Narodowy Bank Szwajcarii obniżył stopy procentowe o 2,5 proc. Nie wszyscy kredytobiorcy odczuli to jednak w postaci niższych rat. Niektórym - w zależności od umowy - banki oprocentowanie zmieniają co trzy lub co sześć miesięcy. Czy istnieje możliwość zmiany umowy na taką, aby oprocentowanie było weryfikowane co miesiąc?

Maciej Kazimierski: - Niestety, nie. Nie znam banku, który zgodziłby się na zmianę tego zapisu. Poza tym należy pamiętać, że umowa w identyczny sposób traktuje dwie strony: zarówno klienta, jak i bank. Kiedy stopy procentowe rosną, to osoba spłacająca kredyt nie odczuwa tego od razu, ale dopiero po jakimś czasie. Ale kiedy stopy są obniżane, to na niższą ratę też trzeba poczekać.

Jednak klienci mBanku wywalczyli sobie ostatnio możliwość zmiany umowy, dzięki której oprocentowanie będą mieli uaktualniane co miesiąc.

Michał Krajowski: - Tak, ale dotyczy to tylko tej grupy, która zaciągnęła kredyty przed wrześniem 2006 r. i w przypadku ich kredytów oprocentowanie ustala zarząd banku. Tej metody nikt już nie stosuje. Dlatego klientom bank proponuje zmianę umów na takie, jakie zawierane są obecnie, dzięki czemu oprocentowanie będzie zmieniane co miesiąc.

Jeszcze we wrześniu marża kredytu zaciąganego we frankach szwajcarskich wynosiła średnio 1 proc. Od października, w związku z zamieszaniem na światowych rynkach finansowych, banki podniosły tę stawkę do nawet 7 proc. Czy marżę można renegocjować?

Piotr Utrata: - W obecnej sytuacji na obniżenie marży są raczej niewielkie szanse. Ale jak wszystko wróci za jakiś czas do normy, to pewnie wróci też możliwość zmiany marży.

Michał Krajkowski: - Nie ma co jednak liczyć na to, że wrócą marże 1-procentowe, bo już dawno banki mówiły, że udzielając takich kredytów, działają na granicy opłacalności. Myślę, że jak za pół roku wynegocjujemy marżę na poziomie 2 proc., to będzie to dobra oferta.

Co w sytuacji, kiedy klient pomimo zaproponowanych mu przez bank rozwiązań, dalej nie jest w stanie spłacać rat?

Maciej Kazimierski: - Banki unikają jak ognia kierowania spraw do komornika i licytacji mieszkania. Najczęściej dochodzi do ugody, kiedy to klient na własną rękę sprzedaje mieszkanie i oddaje bankowi pieniądze.

A co w przypadku, kiedy cena uzyskana za nieruchomość jest niższa od zaciągniętego kredytu? Na przykład pożyczyliśmy od banku 400 tys., a nasze mieszkanie jest teraz warte 40 tys. zł mniej.

Piotr Utrata: - Niestety, klient musi oddać tyle, ile pożyczył. Czyli suma, jakiej nie uda się spłacić po sprzedaży nieruchomości, rozkładana jest na nieduże raty.

Źródło: Metro

Łatwiej będzie uzyskać premię

Łatwiej będzie odzyskać pieniądze zablokowane na starych książeczkach mieszkaniowych. Od 1 kwietnia rozszerzona zostanie lista czynności, które przy likwidacji książeczki uprawniają do wypłaty tzw. premii gwarancyjnej.
Takie zmiany wprowadza nowelizacja ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która trafiła do podpisu prezydenta. Premia jest specjalnym dodatkiem do pieniędzy zgromadzonych na książeczkach mieszkaniowych wydanych przed 24 października 1990 r. Jest wypłacana przez bank PKO BP. Aby ją otrzymać, właściciel książeczki musi przeprowadzić inwestycje związane z budową domu lub zakupem mieszkania

Remonty mieszkań

Od kwietnia premię będzie można uzyskać przy remontach lokali i domów jednorodzinnych.

- Właściciel książeczki będzie mógł dostać premię w przypadku przeprowadzenia remontu polegającego na wymianie stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej - wskazuje Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury

Remont będzie mógł dotyczyć mieszkania lub domu jednorodzinnego. Warunkiem koniecznym będzie posiadanie przez właściciela książeczki mieszkaniowej tytułu własności do remontowanej nieruchomości lub spółdzielczego prawa do lokalu lub domu jednorodzinnego. - To oznacza, że z premii nie skorzysta np. najemca - podkreśla wiceminister.

Premię będzie można otrzymać także w przypadku wpłaty przez właściciela książeczki na fundusz remontowy we wspólnocie mieszkaniowej lub spółdzielni kwoty funduszu za okres 12 miesięcy. W tym wypadku kwota wydatków wspólnoty lub spółdzielni poniesionych na remont części wspólnych budynku przez ostatnie dwa lata w części odpowiadającej udziałowi właściciela musi być co najmniej równa dokonanej wpłacie.

Nowela wprowadza harmonogram uzyskiwania uprawnień do premii w związku z remontem i wpłatami na fundusz remontowy. Wszystko ma zależeć od tego, w którym roku została wystawiona książeczka mieszkaniowa. Przykładowo ci, których książeczki wystawiono do roku 1968, uzyskają prawo do premii od 1 kwietnia 2009 r. A wszyscy ci, których książeczki wystawiono w latach 1989-1990, uprawnienia do premii nabędą od 1 stycznia 2017 r.

Czy prawo do premii gwarancyjnej będzie można nabyć także w razie całkowitej spłaty zadłużenia obciążającego lokal właściciela książeczki mieszkaniowej ? Jaka jest procedura wypłaty premii gwarancyjnej na wkład własny ? Czy premia będzie przysługiwała przyszłym mieszkańcom TBS-ów ?

Więcej: Gazeta Prawna 27.01.2009 (18) - str.2-3

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl  Wtorek, 27 stycznia (07:30)

Łatwiej będzie uzyskać premię

Łatwiej będzie odzyskać pieniądze zablokowane na starych książeczkach mieszkaniowych. Od 1 kwietnia rozszerzona zostanie lista czynności, które przy likwidacji książeczki uprawniają do wypłaty tzw. premii gwarancyjnej.
Takie zmiany wprowadza nowelizacja ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która trafiła do podpisu prezydenta. Premia jest specjalnym dodatkiem do pieniędzy zgromadzonych na książeczkach mieszkaniowych wydanych przed 24 października 1990 r. Jest wypłacana przez bank PKO BP. Aby ją otrzymać, właściciel książeczki musi przeprowadzić inwestycje związane z budową domu lub zakupem mieszkania

Remonty mieszkań

Od kwietnia premię będzie można uzyskać przy remontach lokali i domów jednorodzinnych.

- Właściciel książeczki będzie mógł dostać premię w przypadku przeprowadzenia remontu polegającego na wymianie stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej - wskazuje Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury

Remont będzie mógł dotyczyć mieszkania lub domu jednorodzinnego. Warunkiem koniecznym będzie posiadanie przez właściciela książeczki mieszkaniowej tytułu własności do remontowanej nieruchomości lub spółdzielczego prawa do lokalu lub domu jednorodzinnego. - To oznacza, że z premii nie skorzysta np. najemca - podkreśla wiceminister.

Premię będzie można otrzymać także w przypadku wpłaty przez właściciela książeczki na fundusz remontowy we wspólnocie mieszkaniowej lub spółdzielni kwoty funduszu za okres 12 miesięcy. W tym wypadku kwota wydatków wspólnoty lub spółdzielni poniesionych na remont części wspólnych budynku przez ostatnie dwa lata w części odpowiadającej udziałowi właściciela musi być co najmniej równa dokonanej wpłacie.

Nowela wprowadza harmonogram uzyskiwania uprawnień do premii w związku z remontem i wpłatami na fundusz remontowy. Wszystko ma zależeć od tego, w którym roku została wystawiona książeczka mieszkaniowa. Przykładowo ci, których książeczki wystawiono do roku 1968, uzyskają prawo do premii od 1 kwietnia 2009 r. A wszyscy ci, których książeczki wystawiono w latach 1989-1990, uprawnienia do premii nabędą od 1 stycznia 2017 r.

Czy prawo do premii gwarancyjnej będzie można nabyć także w razie całkowitej spłaty zadłużenia obciążającego lokal właściciela książeczki mieszkaniowej ? Jaka jest procedura wypłaty premii gwarancyjnej na wkład własny ? Czy premia będzie przysługiwała przyszłym mieszkańcom TBS-ów ?

Więcej: Gazeta Prawna 27.01.2009 (18) - str.2-3

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl  Wtorek, 27 stycznia (07:30)

Spadł indeks cen domów S&P/CaseShiller w USA w listopadzie

Indeks cen domów S&P/CaseShiller spadł w listopadzie o 18,18 proc. rdr i wyniósł 154,59 punktów.
Przed miesiącem indeks zniżkował o 18,06 proc. rdr. do 158,12 punktów po korekcie. Indeks zniżkuje co miesiąc od stycznia 2007 roku. Indeks S&P/CaseShiller obrazuje ceny nieruchomości w 20 największych miastach Stanów Zjednoczonych.
interia.pl Wtorek, 27 stycznia (16:08)

Spadł indeks cen domów S&P/CaseShiller w USA w listopadzie

Indeks cen domów S&P/CaseShiller spadł w listopadzie o 18,18 proc. rdr i wyniósł 154,59 punktów.
Przed miesiącem indeks zniżkował o 18,06 proc. rdr. do 158,12 punktów po korekcie. Indeks zniżkuje co miesiąc od stycznia 2007 roku. Indeks S&P/CaseShiller obrazuje ceny nieruchomości w 20 największych miastach Stanów Zjednoczonych.
interia.pl Wtorek, 27 stycznia (16:08)

Analitycy: stopa NBP spadnie na koniec roku do 3 proc.

Rada Polityki Pieniężnej nadal martwi się perspektywami polskiej gospodarki i dlatego, drugi raz z rzędu, zdecydowała się na obniżkę stóp o 75 pkt baz. do 4,25 proc. Wiele wskazuje na to, że RPP na tym nie poprzestanie - oceniają ekonomiści.
Decyzja nie zaskoczyła rynku. Już wcześniej analitycy spodziewali się, że RPP będzie kontynuowała rozpoczęty w listopadzie ubiegłego roku cykl obniżek stóp. Według nich rada przy podejmowaniu decyzji w styczniu miała poważnie potraktować złe informacje ze sfery realnej gospodarki - m.in. dane o spadku produkcji w grudniu o 4,4 proc.

Sytuacja gospodarcza nie zmieniła się, od czasu gdy RPP poprzednio podejmowała decyzję. Stąd taki krok. Obniżka inna niż o 75 pkt proc. wprowadzałaby zamęt w polityce pieniężnej - mówi Marcin Mróz, ekonomista Fortis Banku.
Ta decyzja świadczy o tym, że zaniepokojenie kondycją polskiej gospodarki, które przewijało się podczas grudniowej dyskusji w radzie, cały czas się utrzymuje - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK

Dane grudniowe nie tchnęły więcej nadziei w RPP, stąd też podtrzymanie taktyki agresywnych cięć stóp - dodaje.

W komentarzu do swojej decyzji RPP wypunktowała główne - jej zdaniem - problemy polskiej gospodarki. Za spowolnienie gospodarcze według członków rady odpowiada spadek popytu zewnętrznego, ale też utrudniony dostęp do kredytów. RPP uznała, że nie ma zagrożenia wzrostu presji inflacyjnej, w warunkach spadku zatrudnienia, wzrostu bezrobocia i obniżania się dynamiki wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw.

Co dalej? Według ekonomistów cykl obniżek będzie kontynuowany. Bardzo prawdopodobne, że kolejną redukcję zobaczymy już w lutym. Eksperci spodziewają się, że większość obniżek nastąpi w I kwartale i na początku II kwartału tego roku. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że na koniec roku stopa referencyjna nie przekroczy 3,5 proc. Najbardziej radykalne prognozy mówią o redukcji do 2,5 proc.

Obecnie spodziewamy się, że stopa referencyjna zostanie obniżona w tym roku do poziomu 3 proc., a obniżki będą skoncentrowane w nadchodzących miesiącach - uważa Maja Goettig, ekonomistka Banku BPH.

Teraz pora na obniżki o 0,5 pkt proc. Takie oczekiwania będą się umacniać w miarę napływu kolejnych danych makro. Po kilku obniżkach o 0,5 pkt przyjdzie czas na szlifowanie polityki pieniężnej i rada powinna wrócić do rytmu 0,25 pkt proc. - mówi Grzegorz Ogonek

Wczorajszą decyzję rynek pieniężny przynajmniej częściowo już skonsumował, jeszcze przed ogłoszeniem komunikatu RPP trzymiesięczny WIBOR spadł do poziomu 5,15 proc. To o 75 pkt baz. mniej, niż w grudniu, gdy rada poprzednio obniżała stopy. Przy takim poziomie WIBORU, oprócz spadku wielkości rat kredytowych, powinna poprawić się także zdolność kredytowa osób, które ubiegają się o nowe pożyczki w bankach. Dotyczy to zarówno tych, którzy starają się o kredyt złotowy, jak i walutowy.

Przy WIBORZE trzymiesięcznym w granicach 5,15 proc. to dla dobrze zarabiającej osoby - powiedzmy 5 tys. zł netto miesięcznie - która ma minimalne wydatki miesięczne w wysokości 500 zł, zdolność kredytowa przy 30-letnim kredycie w złotych wzrośnie do około 458 tys. zł z około 426 tys. zł pod koniec grudnia - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Dla kredytu we frankach szwajcarskich byłoby to odpowiednio 381,7 tys. zł wobec 355,5 tys. zł - dodaje.

Marek Chądzyński

Gazeta Prawna
wp.pl
Gazeta Prawna 2009-01-28 (06:50)

Analitycy: stopa NBP spadnie na koniec roku do 3 proc.

Rada Polityki Pieniężnej nadal martwi się perspektywami polskiej gospodarki i dlatego, drugi raz z rzędu, zdecydowała się na obniżkę stóp o 75 pkt baz. do 4,25 proc. Wiele wskazuje na to, że RPP na tym nie poprzestanie - oceniają ekonomiści.
Decyzja nie zaskoczyła rynku. Już wcześniej analitycy spodziewali się, że RPP będzie kontynuowała rozpoczęty w listopadzie ubiegłego roku cykl obniżek stóp. Według nich rada przy podejmowaniu decyzji w styczniu miała poważnie potraktować złe informacje ze sfery realnej gospodarki - m.in. dane o spadku produkcji w grudniu o 4,4 proc.

Sytuacja gospodarcza nie zmieniła się, od czasu gdy RPP poprzednio podejmowała decyzję. Stąd taki krok. Obniżka inna niż o 75 pkt proc. wprowadzałaby zamęt w polityce pieniężnej - mówi Marcin Mróz, ekonomista Fortis Banku.
Ta decyzja świadczy o tym, że zaniepokojenie kondycją polskiej gospodarki, które przewijało się podczas grudniowej dyskusji w radzie, cały czas się utrzymuje - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK

Dane grudniowe nie tchnęły więcej nadziei w RPP, stąd też podtrzymanie taktyki agresywnych cięć stóp - dodaje.

W komentarzu do swojej decyzji RPP wypunktowała główne - jej zdaniem - problemy polskiej gospodarki. Za spowolnienie gospodarcze według członków rady odpowiada spadek popytu zewnętrznego, ale też utrudniony dostęp do kredytów. RPP uznała, że nie ma zagrożenia wzrostu presji inflacyjnej, w warunkach spadku zatrudnienia, wzrostu bezrobocia i obniżania się dynamiki wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw.

Co dalej? Według ekonomistów cykl obniżek będzie kontynuowany. Bardzo prawdopodobne, że kolejną redukcję zobaczymy już w lutym. Eksperci spodziewają się, że większość obniżek nastąpi w I kwartale i na początku II kwartału tego roku. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że na koniec roku stopa referencyjna nie przekroczy 3,5 proc. Najbardziej radykalne prognozy mówią o redukcji do 2,5 proc.

Obecnie spodziewamy się, że stopa referencyjna zostanie obniżona w tym roku do poziomu 3 proc., a obniżki będą skoncentrowane w nadchodzących miesiącach - uważa Maja Goettig, ekonomistka Banku BPH.

Teraz pora na obniżki o 0,5 pkt proc. Takie oczekiwania będą się umacniać w miarę napływu kolejnych danych makro. Po kilku obniżkach o 0,5 pkt przyjdzie czas na szlifowanie polityki pieniężnej i rada powinna wrócić do rytmu 0,25 pkt proc. - mówi Grzegorz Ogonek

Wczorajszą decyzję rynek pieniężny przynajmniej częściowo już skonsumował, jeszcze przed ogłoszeniem komunikatu RPP trzymiesięczny WIBOR spadł do poziomu 5,15 proc. To o 75 pkt baz. mniej, niż w grudniu, gdy rada poprzednio obniżała stopy. Przy takim poziomie WIBORU, oprócz spadku wielkości rat kredytowych, powinna poprawić się także zdolność kredytowa osób, które ubiegają się o nowe pożyczki w bankach. Dotyczy to zarówno tych, którzy starają się o kredyt złotowy, jak i walutowy.

Przy WIBORZE trzymiesięcznym w granicach 5,15 proc. to dla dobrze zarabiającej osoby - powiedzmy 5 tys. zł netto miesięcznie - która ma minimalne wydatki miesięczne w wysokości 500 zł, zdolność kredytowa przy 30-letnim kredycie w złotych wzrośnie do około 458 tys. zł z około 426 tys. zł pod koniec grudnia - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Dla kredytu we frankach szwajcarskich byłoby to odpowiednio 381,7 tys. zł wobec 355,5 tys. zł - dodaje.

Marek Chądzyński

Gazeta Prawna
wp.pl
Gazeta Prawna 2009-01-28 (06:50)

Wzrost PKB Polski za 2009 r. wyniesie 1,5 proc. - EBOR

Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR) przewiduje obecnie wzrost PKB Polski za 2009 r. o 1,5 proc., wobec 2,8 proc. zakładanego w raporcie z listopada (obniżka prognozy o 1,3 proc.).
W reakcji na pogłębiającą się recesję w państwach wysoko uprzemysłowionych, EBOR obniżył we wtorek swoje prognozy z listopada 2008 r. dla każdego z 30 państw postkomunistycznych i Turcji, w których ma inwestycje.

Średnia wzrostu dla regionu Europy Centralnej (z uwzględnieniem Chorwacji i Słowenii) zakłada obecnie przeciętny wzrost gospodarczy o 0,4 proc., co w porównaniu z prognozą z listopada oznacza pogorszenie prognozy o 1,7 proc.
Przeciętna wzrostu w 2008 r. dla tych państw wyniosła 3,9 proc.

W 2009 r. PKB znajdzie się pod kreską we wszystkich trzech państwach bałtyckich, na Węgrzech, Ukrainie i w Turcji. Gospodarki Ukrainy i Łotwy skurczą się o 5,0 proc., Estonii o 3,5 proc., Litwy o 2,5 proc., Węgier o 2,0 proc., Turcji o 3,0 proc. Dla Czech i Chorwacji EBOR przewiduje wzrost zerowy.

Największą stosunkowo dynamikę wzrostu w grupie państw zaliczonych do regionu Europy Centralnej odnotuje w br. Słowacja (2,5 proc.). Gospodarka rosyjska wzrośnie o 1,0 proc. W grupie państw bałkańskich największy wzrost osiągnie Albania 4,0 proc., zaś Azji Centralnej - Turkmenistan (10,5 proc).

Dla wszystkich 30 państw, w których działa EBOR spodziewana średnia wzrostu wynosi obecnie 0,1 proc., w porównaniu z przewidywaną średnią na poziomie 2,5 proc. rdr w listopadzie. W 2008 r. w ocenie banku gospodarki 30 państw wzrosły średnio o 4,8 proc. W listopadzie ub. r. EBOR przewidywał 6,3 proc.

"Państwa, w których działa EBOR wystawione są na wszystkie skutki globalnego spowolnienia, głównie z powodu ich zwiększonej integracji z globalną gospodarką" - powiedział główny ekonomista EBOR-u Erik Berglof, cytowany w komunikacie banku.

"Zdolność stawienia czoła tak dużemu szokowi z zewnątrz w dłuższym okresie, zależeć będzie od tego, jak szybko nastąpi globalne ożywienie, jak skuteczne będą połączone zabiegi poszczególnych rządów i międzynarodowych instytucji finansowych na rzecz zabezpieczenia systemów finansowych w tych państwach oraz od tego w jakim stopniu zagraniczne banki wesprą swoje filie w nich" - dodał.

Berglof sądzi, iż odbicie gospodarki w niektórych spośród 30 państw może nastąpić już z początkiem 2010 r. Zauważa, iż ich fundamenty gospodarcze poprawiły się w ostatnim 10-leciu, co toruje drogę odbiciu, z chwilą gdy globalne spowolnienie ustąpi. (PAP)
wp.pl PAP | 27.01.2009 | 19:35

Wzrost PKB Polski za 2009 r. wyniesie 1,5 proc. - EBOR

Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR) przewiduje obecnie wzrost PKB Polski za 2009 r. o 1,5 proc., wobec 2,8 proc. zakładanego w raporcie z listopada (obniżka prognozy o 1,3 proc.).
W reakcji na pogłębiającą się recesję w państwach wysoko uprzemysłowionych, EBOR obniżył we wtorek swoje prognozy z listopada 2008 r. dla każdego z 30 państw postkomunistycznych i Turcji, w których ma inwestycje.

Średnia wzrostu dla regionu Europy Centralnej (z uwzględnieniem Chorwacji i Słowenii) zakłada obecnie przeciętny wzrost gospodarczy o 0,4 proc., co w porównaniu z prognozą z listopada oznacza pogorszenie prognozy o 1,7 proc.
Przeciętna wzrostu w 2008 r. dla tych państw wyniosła 3,9 proc.

W 2009 r. PKB znajdzie się pod kreską we wszystkich trzech państwach bałtyckich, na Węgrzech, Ukrainie i w Turcji. Gospodarki Ukrainy i Łotwy skurczą się o 5,0 proc., Estonii o 3,5 proc., Litwy o 2,5 proc., Węgier o 2,0 proc., Turcji o 3,0 proc. Dla Czech i Chorwacji EBOR przewiduje wzrost zerowy.

Największą stosunkowo dynamikę wzrostu w grupie państw zaliczonych do regionu Europy Centralnej odnotuje w br. Słowacja (2,5 proc.). Gospodarka rosyjska wzrośnie o 1,0 proc. W grupie państw bałkańskich największy wzrost osiągnie Albania 4,0 proc., zaś Azji Centralnej - Turkmenistan (10,5 proc).

Dla wszystkich 30 państw, w których działa EBOR spodziewana średnia wzrostu wynosi obecnie 0,1 proc., w porównaniu z przewidywaną średnią na poziomie 2,5 proc. rdr w listopadzie. W 2008 r. w ocenie banku gospodarki 30 państw wzrosły średnio o 4,8 proc. W listopadzie ub. r. EBOR przewidywał 6,3 proc.

"Państwa, w których działa EBOR wystawione są na wszystkie skutki globalnego spowolnienia, głównie z powodu ich zwiększonej integracji z globalną gospodarką" - powiedział główny ekonomista EBOR-u Erik Berglof, cytowany w komunikacie banku.

"Zdolność stawienia czoła tak dużemu szokowi z zewnątrz w dłuższym okresie, zależeć będzie od tego, jak szybko nastąpi globalne ożywienie, jak skuteczne będą połączone zabiegi poszczególnych rządów i międzynarodowych instytucji finansowych na rzecz zabezpieczenia systemów finansowych w tych państwach oraz od tego w jakim stopniu zagraniczne banki wesprą swoje filie w nich" - dodał.

Berglof sądzi, iż odbicie gospodarki w niektórych spośród 30 państw może nastąpić już z początkiem 2010 r. Zauważa, iż ich fundamenty gospodarcze poprawiły się w ostatnim 10-leciu, co toruje drogę odbiciu, z chwilą gdy globalne spowolnienie ustąpi. (PAP)
wp.pl PAP | 27.01.2009 | 19:35

Deweloperzy schodzą z marżą z 40 do 10 proc.

Rozmawiamy z Wojciechem Ciurzyńskim, prezesem firmy deweloperskiej Polnord.
W sądach jest co najmniej 55 wniosków o bankructwo firm deweloperskich. Czy wiele firm nie przetrzyma tego roku?
Oczywiście, że będzie dochodziło do bankructwa firm deweloperskich. Nie może być inaczej, skoro banki drastycznie zmniejszyły liczbę udzielanych kredytów hipotecznych. Cała odpowiedzialność za zatrzymanie rynku deweloperskiego spoczywa na bankach. Nawet osoby, które miały u nas podpisane umowy przedwstępne, odchodzą i rezygnują, bo nie mogą dostać w banku kredytu. Dopóki nie będzie dostępu do kredytów hipotecznych, mali deweloperzy będą padali. Od banków zależy, ile będzie tych bankructw. Jeśli banki zgodzą się wydłużać spłatę kredytu, prolongować go, to może nie być tak źle.

A nie obawia się pan sytuacji, że coś złego może się stać też z dużymi deweloperami?
To zależy, jak firma była prowadzona i czy jest mocno zadłużona. Myślę jednak, że nie będzie bankructw dużych deweloperów.
Mówi się, że deweloperzy zostali zdemoralizowani w ostatnich latach. Poprzednio budowali niemal wyłącznie za pieniądze klientów, którzy kupowali mieszkania na etapie dziury w ziemi. Teraz rynek całkowicie się zmienił i jest szok.
To jest nie do końca prawda, bo to dotyczy tylko ostatniego okresu. Hossa na rynku nieruchomości trwała w latach 2003–2004. Deweloperzy rzeczywiście sporo od tego czasu zarobili, ale firmy wykonawcze dopiero niedawno zaczęły chwytać wiatr w żagle i trafiły na kolejny kryzys.

A w tej sytuacji Polnord będzie rozpoczynał jakieś nowe inwestycje?
Będziemy budować. Już kilka kryzysów przeżyłem, więc wiem, jak to działa. Pamiętam poprzedni kryzys na rynku nieruchomości w latach 2001–2002. Budowy trzeba rozpocząć w kryzysie po to, by mieć co sprzedawać, gdy kryzys się skończy. W czasie wspomnianego poprzedniego kryzysu budowałem w Sopocie przy głównym deptaku apartamentowiec, w którym wówczas nikt nie chciał kupić mieszkań po 5 tys. zł za mkw. Skończyliśmy ten budynek i po jakimś czasie sprzedaliśmy te mieszkania po 8 tys. za mkw. Dzisiaj cena rynkowa w tym budynku sięga 25 tys./mkw. Więc także w czasie kryzysu można inwestować, ale trzeba to robić mądrze. Mamy kontrakt w Szczecinie, gdzie w tym roku rozpoczniemy budowę 700 mieszkań. Zaczynamy też nową inwestycję w Sopocie i drugi etap inwestycji w Olsztynie i Wilanowie. Zdajemy sobie sprawę, że te mieszkania mogą się w tym roku słabo sprzedawać, ale jeśli nie zaczniemy tych inwestycji, to – tak jak mówiłem – nie będziemy mieli co sprzedawać, gdy kryzys się skończy.

Jakie są propozycje nowych rozwiązań na sprzedaż mieszkań ? Czy deweloperzy zaczną sprzedawać mieszkania poniżej kosztów budowy?

Rozmawiał Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 28.01.2009 (19) – forsal.pl - str.A-8
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl
Gazeta Prawna | 28.01.2009 | 06:56

Deweloperzy schodzą z marżą z 40 do 10 proc.

Rozmawiamy z Wojciechem Ciurzyńskim, prezesem firmy deweloperskiej Polnord.
W sądach jest co najmniej 55 wniosków o bankructwo firm deweloperskich. Czy wiele firm nie przetrzyma tego roku?
Oczywiście, że będzie dochodziło do bankructwa firm deweloperskich. Nie może być inaczej, skoro banki drastycznie zmniejszyły liczbę udzielanych kredytów hipotecznych. Cała odpowiedzialność za zatrzymanie rynku deweloperskiego spoczywa na bankach. Nawet osoby, które miały u nas podpisane umowy przedwstępne, odchodzą i rezygnują, bo nie mogą dostać w banku kredytu. Dopóki nie będzie dostępu do kredytów hipotecznych, mali deweloperzy będą padali. Od banków zależy, ile będzie tych bankructw. Jeśli banki zgodzą się wydłużać spłatę kredytu, prolongować go, to może nie być tak źle.

A nie obawia się pan sytuacji, że coś złego może się stać też z dużymi deweloperami?
To zależy, jak firma była prowadzona i czy jest mocno zadłużona. Myślę jednak, że nie będzie bankructw dużych deweloperów.
Mówi się, że deweloperzy zostali zdemoralizowani w ostatnich latach. Poprzednio budowali niemal wyłącznie za pieniądze klientów, którzy kupowali mieszkania na etapie dziury w ziemi. Teraz rynek całkowicie się zmienił i jest szok.
To jest nie do końca prawda, bo to dotyczy tylko ostatniego okresu. Hossa na rynku nieruchomości trwała w latach 2003–2004. Deweloperzy rzeczywiście sporo od tego czasu zarobili, ale firmy wykonawcze dopiero niedawno zaczęły chwytać wiatr w żagle i trafiły na kolejny kryzys.

A w tej sytuacji Polnord będzie rozpoczynał jakieś nowe inwestycje?
Będziemy budować. Już kilka kryzysów przeżyłem, więc wiem, jak to działa. Pamiętam poprzedni kryzys na rynku nieruchomości w latach 2001–2002. Budowy trzeba rozpocząć w kryzysie po to, by mieć co sprzedawać, gdy kryzys się skończy. W czasie wspomnianego poprzedniego kryzysu budowałem w Sopocie przy głównym deptaku apartamentowiec, w którym wówczas nikt nie chciał kupić mieszkań po 5 tys. zł za mkw. Skończyliśmy ten budynek i po jakimś czasie sprzedaliśmy te mieszkania po 8 tys. za mkw. Dzisiaj cena rynkowa w tym budynku sięga 25 tys./mkw. Więc także w czasie kryzysu można inwestować, ale trzeba to robić mądrze. Mamy kontrakt w Szczecinie, gdzie w tym roku rozpoczniemy budowę 700 mieszkań. Zaczynamy też nową inwestycję w Sopocie i drugi etap inwestycji w Olsztynie i Wilanowie. Zdajemy sobie sprawę, że te mieszkania mogą się w tym roku słabo sprzedawać, ale jeśli nie zaczniemy tych inwestycji, to – tak jak mówiłem – nie będziemy mieli co sprzedawać, gdy kryzys się skończy.

Jakie są propozycje nowych rozwiązań na sprzedaż mieszkań ? Czy deweloperzy zaczną sprzedawać mieszkania poniżej kosztów budowy?

Rozmawiał Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 28.01.2009 (19) – forsal.pl - str.A-8
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl
Gazeta Prawna | 28.01.2009 | 06:56

Domy w Wielkiej Brytanii dramatycznie tanieją

Ceny domów w Wielkiej Brytanii spadły w ubiegłym roku średnio o prawie 16 procent. Przeciętny dom kosztuje 153 tys. funtów.

Brytyjski serwis BBC powołuje się na dane Nationwide Building Society - instytucji zajmującej się m.in. udzielaniem kredytów hipotecznych. Wynika z nich, że ceny domów w Wielkiej Brytanii spadały przez 14 miesięcy od szczytu jaki miał miejsce w październiku 2007 roku. W sumie są one średnio o 18 proc. niższe.

Jak podkreśla BBC 2008 rok był okresem, w którym zaobserwowano największe obniżki cen nieruchomości. Powód - zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, które ucierpiały w wyniku światowego kryzysu finansowego. W efekcie załamała się sprzedaż, która teraz jest o 60 proc. niższa niż przed rokiem.

Z danych Nationwide wynika, że najbardziej potaniały domy w Irlandii Północnej (34,2 proc.). Najbardziej stabilne były ceny nieruchomości w Szkocji - spadek o 8,1 proc. Najdroższe domy są wciąż w Londynie, gdzie średnia cena wynosi 257 tys. funtów.

money.pl 2009-01-07 05:20:17

Domy w Wielkiej Brytanii dramatycznie tanieją

Ceny domów w Wielkiej Brytanii spadły w ubiegłym roku średnio o prawie 16 procent. Przeciętny dom kosztuje 153 tys. funtów.

Brytyjski serwis BBC powołuje się na dane Nationwide Building Society - instytucji zajmującej się m.in. udzielaniem kredytów hipotecznych. Wynika z nich, że ceny domów w Wielkiej Brytanii spadały przez 14 miesięcy od szczytu jaki miał miejsce w październiku 2007 roku. W sumie są one średnio o 18 proc. niższe.

Jak podkreśla BBC 2008 rok był okresem, w którym zaobserwowano największe obniżki cen nieruchomości. Powód - zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, które ucierpiały w wyniku światowego kryzysu finansowego. W efekcie załamała się sprzedaż, która teraz jest o 60 proc. niższa niż przed rokiem.

Z danych Nationwide wynika, że najbardziej potaniały domy w Irlandii Północnej (34,2 proc.). Najbardziej stabilne były ceny nieruchomości w Szkocji - spadek o 8,1 proc. Najdroższe domy są wciąż w Londynie, gdzie średnia cena wynosi 257 tys. funtów.

money.pl 2009-01-07 05:20:17

6 tys. za metr ceną równowagi!

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" twierdzi, że przełom roku 2009 i 2010 będzie najlepszym okresem na zakup mieszkania, powołując się przy tym na opinie ekspertów Narodowego Banku Polskiego.

Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.

Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.

Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.

interia.pl Piątek, 23 stycznia (16:18)

6 tys. za metr ceną równowagi!

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" twierdzi, że przełom roku 2009 i 2010 będzie najlepszym okresem na zakup mieszkania, powołując się przy tym na opinie ekspertów Narodowego Banku Polskiego.

Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.

Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.

Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.

interia.pl Piątek, 23 stycznia (16:18)

Budowlany potentat zwolni 20 tys.?

Amerykańska firma Caterpillar, jeden z największych producentów maszyn budowlanych, ogłosiła w poniedziałek, że zamierza zwolnić około 20 tys. pracowników na całym świecie, aby stawić czoło "bardzo ciężkim czasom".

Caterpillar, który pod koniec 2008 roku zatrudniał 113 tys. ludzi, planuje zwolnienie 11,5 tys. pracowników, w tym dobrowolne i przymusowe odejście 7,5 tys. pracowników administracyjnych. Dodatkowo zamierza nie przedłużyć umowy 8 tys. osób zatrudnionych na umowy terminowe.

Środki te, którym towarzyszą "znaczne ograniczenia ilości godzin nadliczbowych" oraz zamrożenie zatrudniania i wypłat dla pracowników administracyjnych, wprowadzono z powodu spadku dochodów firmy w 2008 roku.

W czwartym kwartale zyski firmy spadły o 32 proc. z powodu wzrostu kosztów prowadzenia działalności i światowego kryzysu ekonomicznego, który spowodował zmniejszenie popytu na jej produkty. Caterpillar przewiduje też zmniejszenie sprzedaży i zysków w roku 2009 o około 20 proc.

interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (17:11)

Budowlany potentat zwolni 20 tys.?

Amerykańska firma Caterpillar, jeden z największych producentów maszyn budowlanych, ogłosiła w poniedziałek, że zamierza zwolnić około 20 tys. pracowników na całym świecie, aby stawić czoło "bardzo ciężkim czasom".

Caterpillar, który pod koniec 2008 roku zatrudniał 113 tys. ludzi, planuje zwolnienie 11,5 tys. pracowników, w tym dobrowolne i przymusowe odejście 7,5 tys. pracowników administracyjnych. Dodatkowo zamierza nie przedłużyć umowy 8 tys. osób zatrudnionych na umowy terminowe.

Środki te, którym towarzyszą "znaczne ograniczenia ilości godzin nadliczbowych" oraz zamrożenie zatrudniania i wypłat dla pracowników administracyjnych, wprowadzono z powodu spadku dochodów firmy w 2008 roku.

W czwartym kwartale zyski firmy spadły o 32 proc. z powodu wzrostu kosztów prowadzenia działalności i światowego kryzysu ekonomicznego, który spowodował zmniejszenie popytu na jej produkty. Caterpillar przewiduje też zmniejszenie sprzedaży i zysków w roku 2009 o około 20 proc.

interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (17:11)

Budowanie obiektów opłaci się tylko w większych miastach

Zaostrzająca się polityka kredytowa skutkuje opóźnieniami w inwestycjach. Spada popyt, szczególnie ze strony firm giełdowych.
Kryzys finansowy nie wywiera większego wpływu na ekspansję sieci handlowych. Na brak najemców nie narzeka Plaza Centers. Realizowane przez firmę centrum handlowe w Zgorzelcu, które zostanie oddane do użytku w 2010 roku, jest wynajęte w 75 proc. Dużą liczbę najemców notują też inne obiekty tej firmy. Centrum w Suwałkach jest wynajęte w 60 proc., w Toruniu w 36 proc.

- Tak wysoki procent pozwala przyjąć, że projekty w chwili otwarcia będą w 100 proc. zagospodarowane - mówi Agnieszka Cymerman z Plaza Centers Polska.

Z opinią o niesłabnącym popycie nie zgadza się Andrzej Jarosz z Maryland Real Estate, który szuka najemców do czterech projektów - w Krakowie, Bielsku-Białej, Pile i Słupsku.

- Widać zmiany w strategii firm handlowych, które ekspansję uzależniały od środków z giełdy, a teraz ograniczają plany - uważa Andrzej Jarosz.

Na taki krok zdecydowała się firma LPP, właściciel marek odzieżowych Reserved i Cropp. Na poszerzenie sieci w I połowie 2009 r. wyda 30 mln zł, a nie, jak planowała, 90 mln.

- Popyt jest, ale mniejszy. Ograniczeniu uległa także podaż z powodu utrudnionego dostępu do kredytów - zauważa Andrzej Jarosz.

Analitycy Cushman & Wakefield uważają, że z powodu zaostrzenia polityki kredytowej można spodziewać się opóźnień w realizacji planowanych centrów handlowych.

- A najemcy poszukują takich projektów, które na pewno zostaną zrealizowane zgodnie z harmonogramem - mówi Andrzej Jarosz.

Obiekty, które powstaną w większych miastach, znacznie szybciej pozyskają najemców. Sieci rezygnują z lokalizacji, które nie gwarantują klientów, a tym samym nie zapewnią sklepowi szybkiego zysku.

Dlatego problemy z wynajmem będą miały obiekty zlokalizowane w małych miastach. Jest ich ponad 60 w grupie około 100 zaplanowanych do oddania do 2012 roku.

39-75euro za mkw. to stawki za wynajem powierzchni handlowej

Patrycja Otto
interia.pl Gazeta Prawna
Wtorek, 27 stycznia (08:20)

Budowanie obiektów opłaci się tylko w większych miastach

Zaostrzająca się polityka kredytowa skutkuje opóźnieniami w inwestycjach. Spada popyt, szczególnie ze strony firm giełdowych.
Kryzys finansowy nie wywiera większego wpływu na ekspansję sieci handlowych. Na brak najemców nie narzeka Plaza Centers. Realizowane przez firmę centrum handlowe w Zgorzelcu, które zostanie oddane do użytku w 2010 roku, jest wynajęte w 75 proc. Dużą liczbę najemców notują też inne obiekty tej firmy. Centrum w Suwałkach jest wynajęte w 60 proc., w Toruniu w 36 proc.

- Tak wysoki procent pozwala przyjąć, że projekty w chwili otwarcia będą w 100 proc. zagospodarowane - mówi Agnieszka Cymerman z Plaza Centers Polska.

Z opinią o niesłabnącym popycie nie zgadza się Andrzej Jarosz z Maryland Real Estate, który szuka najemców do czterech projektów - w Krakowie, Bielsku-Białej, Pile i Słupsku.

- Widać zmiany w strategii firm handlowych, które ekspansję uzależniały od środków z giełdy, a teraz ograniczają plany - uważa Andrzej Jarosz.

Na taki krok zdecydowała się firma LPP, właściciel marek odzieżowych Reserved i Cropp. Na poszerzenie sieci w I połowie 2009 r. wyda 30 mln zł, a nie, jak planowała, 90 mln.

- Popyt jest, ale mniejszy. Ograniczeniu uległa także podaż z powodu utrudnionego dostępu do kredytów - zauważa Andrzej Jarosz.

Analitycy Cushman & Wakefield uważają, że z powodu zaostrzenia polityki kredytowej można spodziewać się opóźnień w realizacji planowanych centrów handlowych.

- A najemcy poszukują takich projektów, które na pewno zostaną zrealizowane zgodnie z harmonogramem - mówi Andrzej Jarosz.

Obiekty, które powstaną w większych miastach, znacznie szybciej pozyskają najemców. Sieci rezygnują z lokalizacji, które nie gwarantują klientów, a tym samym nie zapewnią sklepowi szybkiego zysku.

Dlatego problemy z wynajmem będą miały obiekty zlokalizowane w małych miastach. Jest ich ponad 60 w grupie około 100 zaplanowanych do oddania do 2012 roku.

39-75euro za mkw. to stawki za wynajem powierzchni handlowej

Patrycja Otto
interia.pl Gazeta Prawna
Wtorek, 27 stycznia (08:20)

Kredyt złoty vs. frank vs. euro

Która z walut zwycięży? Przekonaj się sam

KREDYT W ZŁOTYCH

Sytuacja kredytobiorców zadłużonych w złotych wyraźnie poprawiła się od czasu publikacji naszego wspólnego raportu, a raty kredytów mogą obniżyć się nawet o 9 proc. Od 9 grudnia do 19 stycznia stopa trzymiesięcznego WIBOR-u spadła z 6,48 do 5,56 proc., a więc aż o 92 pkt bazowe. W międzyczasie Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe w Polsce o 75 pkt bazowych - rynek pieniężny zdyskontował już tę obniżkę i spodziewa się kolejnej - analizuje Emil Szweda z Open Finance. Stąd tak znaczny spadek stopy WIBOR, która znalazła się na najniższym poziomie od roku. Kredyty hipoteczne są więc oprocentowane wyraźnie niższej niż w czasie sprzed nasilenia kryzysu na rynkach finansowych jesienią 2008 roku.

Poniższe wyliczenia mają charakter przykładowy - nikt przecież nie płaci rat kredytów w odstępie 41 dni. Pokazują jednakże wpływ sytuacji na rynku pieniężnym na wysokość rat. Należy przy tym pamiętać, że banki dokonują aktualizacji oprocentowania raz na kwartał, pół roku lub nawet rok. Dlatego spadek stóp procentowych będzie miał faktyczny wpływ na wysokość płaconych rat dopiero po kolejnej aktualizacji oprocentowania.


Open Finance

W przypadku nowych kredytów hipotecznych korzyść nie jest już tak oczywista, ponieważ warunki ich udzielania nieustannie się zmieniają. W tym wypadku obowiązują wyższe średnie marże, a nie można też zapominać, że banki bardzo cenią klientów z wkładem własnym. Ale spadek rynkowych stóp procentowych ma naturalnie wpływ na wysokość rat.


Open Finance

KREDYTY WE FRANKACH

Zadłużeni we frakach szwajcarskich nadal znajdują się pod presją spadającego złotego. Licząc od ostatniego raportu Open Finance z grudnia 2008 r., frank podrożał o 16,8 proc. z ok. 2,50 do 2,92 PLN osiągając najwyższy poziom notowań od pięciu lat. Spadek stopy LIBOR z 1,15 do 0,56 proc. częściowo (połowicznie) amortyzuje tak szybki wzrost kursu franka.


Open Finance

Im większy spadek notowań złotego obecnie, tym większe bezpieczeństwo wśród osób, które dopiero myślą o zaciąganiu kredytów we frankach - wraz ze zbliżaniem się kursu CHF do rekordowo wysokiego poziomu, ewentualna skala dalszych zwyżek powinna być mniejsza - zauważa Emil Szweda.

KREDYTY W EURO

Z analiz Open Finance wynika, że przez ostatni miesiąc stopy procentowe w strefie euro spadły i trzymiesięczny EURIBOR wynosi już 2,45 proc., co przy średniej marży na poziomie 2,50 proc., dawałoby oprocentowanie kredytu hipotecznego na poziomie 4,95 proc. - niewiele więcej niż we franku (obecnie 4,1 proc.) i mniej niż w złotym (7,56 proc.). Niestety dostępność kredytów w euro nadal pozostawia wiele do życzenia (choć generalnie jest większa niż w przypadku kredytów we frankach). Różnica między ratą kredytu w euro i w złotym wynosi obecnie ok. 35 proc., ale ze względu na oczekiwane silniejsze cięcia stóp w NBP niż w ECB różnica ta skurczy się do ok. 15 proc. w połowie roku. Polska wydaje się być nawet dalej od przyjęcia euro niż miesiąc temu, wobec czego zaciąganie tego typu kredytów nadal obarczone jest ryzykiem kursowym. Podobnie jak w przypadku franka - ryzyko to maleje z każdym kolejnym osłabieniem złotego.

INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W GRUDNIU 2008 R.

Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych przez klientów OPEN FINANCE w grudniu 2008 r.


open finance
interia.pl

Kredyt złoty vs. frank vs. euro

Która z walut zwycięży? Przekonaj się sam

KREDYT W ZŁOTYCH

Sytuacja kredytobiorców zadłużonych w złotych wyraźnie poprawiła się od czasu publikacji naszego wspólnego raportu, a raty kredytów mogą obniżyć się nawet o 9 proc. Od 9 grudnia do 19 stycznia stopa trzymiesięcznego WIBOR-u spadła z 6,48 do 5,56 proc., a więc aż o 92 pkt bazowe. W międzyczasie Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe w Polsce o 75 pkt bazowych - rynek pieniężny zdyskontował już tę obniżkę i spodziewa się kolejnej - analizuje Emil Szweda z Open Finance. Stąd tak znaczny spadek stopy WIBOR, która znalazła się na najniższym poziomie od roku. Kredyty hipoteczne są więc oprocentowane wyraźnie niższej niż w czasie sprzed nasilenia kryzysu na rynkach finansowych jesienią 2008 roku.

Poniższe wyliczenia mają charakter przykładowy - nikt przecież nie płaci rat kredytów w odstępie 41 dni. Pokazują jednakże wpływ sytuacji na rynku pieniężnym na wysokość rat. Należy przy tym pamiętać, że banki dokonują aktualizacji oprocentowania raz na kwartał, pół roku lub nawet rok. Dlatego spadek stóp procentowych będzie miał faktyczny wpływ na wysokość płaconych rat dopiero po kolejnej aktualizacji oprocentowania.


Open Finance

W przypadku nowych kredytów hipotecznych korzyść nie jest już tak oczywista, ponieważ warunki ich udzielania nieustannie się zmieniają. W tym wypadku obowiązują wyższe średnie marże, a nie można też zapominać, że banki bardzo cenią klientów z wkładem własnym. Ale spadek rynkowych stóp procentowych ma naturalnie wpływ na wysokość rat.


Open Finance

KREDYTY WE FRANKACH

Zadłużeni we frakach szwajcarskich nadal znajdują się pod presją spadającego złotego. Licząc od ostatniego raportu Open Finance z grudnia 2008 r., frank podrożał o 16,8 proc. z ok. 2,50 do 2,92 PLN osiągając najwyższy poziom notowań od pięciu lat. Spadek stopy LIBOR z 1,15 do 0,56 proc. częściowo (połowicznie) amortyzuje tak szybki wzrost kursu franka.


Open Finance

Im większy spadek notowań złotego obecnie, tym większe bezpieczeństwo wśród osób, które dopiero myślą o zaciąganiu kredytów we frankach - wraz ze zbliżaniem się kursu CHF do rekordowo wysokiego poziomu, ewentualna skala dalszych zwyżek powinna być mniejsza - zauważa Emil Szweda.

KREDYTY W EURO

Z analiz Open Finance wynika, że przez ostatni miesiąc stopy procentowe w strefie euro spadły i trzymiesięczny EURIBOR wynosi już 2,45 proc., co przy średniej marży na poziomie 2,50 proc., dawałoby oprocentowanie kredytu hipotecznego na poziomie 4,95 proc. - niewiele więcej niż we franku (obecnie 4,1 proc.) i mniej niż w złotym (7,56 proc.). Niestety dostępność kredytów w euro nadal pozostawia wiele do życzenia (choć generalnie jest większa niż w przypadku kredytów we frankach). Różnica między ratą kredytu w euro i w złotym wynosi obecnie ok. 35 proc., ale ze względu na oczekiwane silniejsze cięcia stóp w NBP niż w ECB różnica ta skurczy się do ok. 15 proc. w połowie roku. Polska wydaje się być nawet dalej od przyjęcia euro niż miesiąc temu, wobec czego zaciąganie tego typu kredytów nadal obarczone jest ryzykiem kursowym. Podobnie jak w przypadku franka - ryzyko to maleje z każdym kolejnym osłabieniem złotego.

INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W GRUDNIU 2008 R.

Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych przez klientów OPEN FINANCE w grudniu 2008 r.


open finance
interia.pl

Stabilne ceny najmu

Wbrew powszechnym przewidywaniom, że zastój na rynku sprzedaży mieszkań spowoduje dalsze wzrosty stawek za najem, wyniki analizy ofert najmu zgłoszonych w serwisie Oferty.net nie potwierdzają takiego trendu. Czynsze, które osiągnęły swój górny pułap we wrześniu i październiku ub. roku tj. na początku roku akademickiego, nie wzrosły lecz przeciwnie - minimalnie spadły. Niższe stawki to efekt zmniejszonego w - stosunku do jesieni - popytu na rynku najmu oraz znaczącego, wynoszącego ok. 40%, wzrostu podaży ofert.

Wbrew powszechnym przewidywaniom, że zastój na rynku sprzedaży mieszkań spowoduje dalsze wzrosty stawek za najem, wyniki analizy ofert najmu zgłoszonych w serwisie Oferty.net nie potwierdzają takiego trendu. Czynsze, które osiągnęły swój górny pułap we wrześniu i październiku ub. roku tj. na początku roku akademickiego, nie wzrosły lecz przeciwnie - minimalnie spadły. Niższe stawki to efekt zmniejszonego w - stosunku do jesieni - popytu na rynku najmu oraz znaczącego, wynoszącego ok. 40%, wzrostu podaży ofert.

Zdaniem Marcina Drogomireckiego z Oferty.net pojawienie się na rynku tak wielu nowych ofert wynajmu mieszkań jest skutkiem problemów ze znalezieniem chętnych na ich zakup. Część właścicieli nie mogąc zbyć swoich nieruchomości za oczekiwaną cenę decyduje się na mniejszy ale stały dochód i oddaje je w najem.

Obecnie wynajęcie kawalerki w Warszawie wiąże się ze średnim miesięcznym wydatkiem na poziomie 1770 PLN. Za mieszkanie 2-pokojowe trzeba zapłacić ok. 2400 PLN/mies. a za 3-pokojowe - ok. 3500 PLN/mies.

Mieszkania większe, zwykle o charakterze apartamentowym lub przeznaczone na funkcje biurowe oferowane są w cenach 5150 PLN/mies. za 4 pokoje i prawie 7000 za lokal 5-pokojowy.

(podane średnie ceny obejmuję opłaty tytułem czynszu dla administracji)


interia.pl Wtorek, 27 stycznia (06:00)

Stabilne ceny najmu

Wbrew powszechnym przewidywaniom, że zastój na rynku sprzedaży mieszkań spowoduje dalsze wzrosty stawek za najem, wyniki analizy ofert najmu zgłoszonych w serwisie Oferty.net nie potwierdzają takiego trendu. Czynsze, które osiągnęły swój górny pułap we wrześniu i październiku ub. roku tj. na początku roku akademickiego, nie wzrosły lecz przeciwnie - minimalnie spadły. Niższe stawki to efekt zmniejszonego w - stosunku do jesieni - popytu na rynku najmu oraz znaczącego, wynoszącego ok. 40%, wzrostu podaży ofert.

Wbrew powszechnym przewidywaniom, że zastój na rynku sprzedaży mieszkań spowoduje dalsze wzrosty stawek za najem, wyniki analizy ofert najmu zgłoszonych w serwisie Oferty.net nie potwierdzają takiego trendu. Czynsze, które osiągnęły swój górny pułap we wrześniu i październiku ub. roku tj. na początku roku akademickiego, nie wzrosły lecz przeciwnie - minimalnie spadły. Niższe stawki to efekt zmniejszonego w - stosunku do jesieni - popytu na rynku najmu oraz znaczącego, wynoszącego ok. 40%, wzrostu podaży ofert.

Zdaniem Marcina Drogomireckiego z Oferty.net pojawienie się na rynku tak wielu nowych ofert wynajmu mieszkań jest skutkiem problemów ze znalezieniem chętnych na ich zakup. Część właścicieli nie mogąc zbyć swoich nieruchomości za oczekiwaną cenę decyduje się na mniejszy ale stały dochód i oddaje je w najem.

Obecnie wynajęcie kawalerki w Warszawie wiąże się ze średnim miesięcznym wydatkiem na poziomie 1770 PLN. Za mieszkanie 2-pokojowe trzeba zapłacić ok. 2400 PLN/mies. a za 3-pokojowe - ok. 3500 PLN/mies.

Mieszkania większe, zwykle o charakterze apartamentowym lub przeznaczone na funkcje biurowe oferowane są w cenach 5150 PLN/mies. za 4 pokoje i prawie 7000 za lokal 5-pokojowy.

(podane średnie ceny obejmuję opłaty tytułem czynszu dla administracji)


interia.pl Wtorek, 27 stycznia (06:00)

Mieszkania tańsze już o 20 proc.

Trwający od kilku miesięcy zastój na rynku nieruchomości zaowocował w grudniu dalszymi spadkami cen mieszkań oferowanych do sprzedaży na rynku wtórnym w największych miastach Polski. Jak wynika z analizy serwisu Oferty.net ich miesięczna skala była największa w Gdańsku - sięgnęła 7,8%. Wyraźnie spadły też oczekiwania sprzedających mieszkania w Białymstoku i Łodzi - w grudniu średnie ceny ofertowe były tam niższe od listopadowych odpowiednio o 6,5 i 4,3%.

Z biegiem czasu coraz wyraźniejsze stają się też różnice cen w zestawieniu rok do roku. W porównaniu z grudniem 2007 najbardziej potaniały mieszkania w Łodzi (-11,1%), Gdańsku (-9,5%) i Wrocławiu (-8,7%).

Najmniejsze spadki cen ofertowych w skali roku odnotowały: Szczecin (-1,4%), Gdynia (-2%) i Sopot (-2,6%). Nieco wyższe niż przed rokiem były w grudniu średnie ceny ofertowe mieszkań w Bydgoszczy (o 2,9%).


WARSZAWA - CENY JAK DWA LATA TEMU

Utrzymujące się stosunkowo długo wysokie ceny ofertowe mieszkań w Warszawie spadły w ostatnim miesiącu o blisko 3% i są obecnie wyższe średnio o 7,1% od średniej z grudnia 2006 r. Jednak będące już codziennością udzielanie przez sprzedających dodatkowych upustów sięgających niekiedy nawet 20% ceny wyjściowej, pozwala stwierdzić, że obecnie w wielu przypadkach ceny transakcyjne kształtują się na poziomie takim, jak przed dwoma laty.

Wspomniane, wysokie upusty towarzyszą w szczególności transakcjom sprzedaży mieszkań o niższym standardzie, wymagających remontów, zlokalizowanych w peryferyjnych dzielnicach jak również tym, które ze względu na wysoką cenę ofertową przez długi czas nie wzbudzały zainteresowania nabywców.


interia.pl Wtorek, 27 stycznia (06:00)

Mieszkania tańsze już o 20 proc.

Trwający od kilku miesięcy zastój na rynku nieruchomości zaowocował w grudniu dalszymi spadkami cen mieszkań oferowanych do sprzedaży na rynku wtórnym w największych miastach Polski. Jak wynika z analizy serwisu Oferty.net ich miesięczna skala była największa w Gdańsku - sięgnęła 7,8%. Wyraźnie spadły też oczekiwania sprzedających mieszkania w Białymstoku i Łodzi - w grudniu średnie ceny ofertowe były tam niższe od listopadowych odpowiednio o 6,5 i 4,3%.

Z biegiem czasu coraz wyraźniejsze stają się też różnice cen w zestawieniu rok do roku. W porównaniu z grudniem 2007 najbardziej potaniały mieszkania w Łodzi (-11,1%), Gdańsku (-9,5%) i Wrocławiu (-8,7%).

Najmniejsze spadki cen ofertowych w skali roku odnotowały: Szczecin (-1,4%), Gdynia (-2%) i Sopot (-2,6%). Nieco wyższe niż przed rokiem były w grudniu średnie ceny ofertowe mieszkań w Bydgoszczy (o 2,9%).


WARSZAWA - CENY JAK DWA LATA TEMU

Utrzymujące się stosunkowo długo wysokie ceny ofertowe mieszkań w Warszawie spadły w ostatnim miesiącu o blisko 3% i są obecnie wyższe średnio o 7,1% od średniej z grudnia 2006 r. Jednak będące już codziennością udzielanie przez sprzedających dodatkowych upustów sięgających niekiedy nawet 20% ceny wyjściowej, pozwala stwierdzić, że obecnie w wielu przypadkach ceny transakcyjne kształtują się na poziomie takim, jak przed dwoma laty.

Wspomniane, wysokie upusty towarzyszą w szczególności transakcjom sprzedaży mieszkań o niższym standardzie, wymagających remontów, zlokalizowanych w peryferyjnych dzielnicach jak również tym, które ze względu na wysoką cenę ofertową przez długi czas nie wzbudzały zainteresowania nabywców.


interia.pl Wtorek, 27 stycznia (06:00)

Bardzo drogi prąd kopnie wszystkich Polaków

Przedsiębiorcy skarżą się na podwyżki cen energii. W tym roku firmy zapłacą nawet o 90 proc. więcej za prąd niż w ubiegłym - pisze "Gazeta Wyborcza". "Będziemy zwalniać ludzi i ograniczać produkcję" - ostrzegają przedsiębiorcy.

"Gdy dostałem rachunek za prąd za styczeń, pomyślałem, że to pomyłka" - opowiada gazecie krakowski piekarz Janusz Halagarda. "Teraz płacę ok. 40 tys. zł miesięcznie, mam płacić aż 20 tys. więcej. Akurat tyle mam miesięcznego zysku"

  • Południowy Koncern Energetyczny SA (PKE) i Zakłady Azotowe Kędzierzyn SA (ZAK) chcą wspólnie wybudować supernowoczesną elektrownię poligeneracyjną z zerową emisją dwutlenku węgla. Elektrownia zlokalizowana w Kędzierzynie zabezpieczy potrzeby ZAK pod względem ciepła i gazu syntezowego.

Przeciw podwyżkom protestują firmy w całej Polsce. Urząd Regulacji Energetyki uwolnił ceny prądu dla przedsiębiorców od 1 stycznia 2008 r. W zeszłym roku prąd dla firm podrożał o 25-30 proc. Biznes, na którego potrzeby idzie ok. 75 proc. zużywanego w Polsce prądu, zniósł tę podwyżkę bez szemrania. Ale w 2009 r. rachunek okazał się bardziej słony - dostawcy prądu domagają się, aby firmy zapłaciły od 40 do 90 proc. więcej.

O tym pisze na swoich łamach wtorkowa "Gazeta Wyborcza".

interia.pl Wtorek, 27 stycznia (07:13)

Bardzo drogi prąd kopnie wszystkich Polaków

Przedsiębiorcy skarżą się na podwyżki cen energii. W tym roku firmy zapłacą nawet o 90 proc. więcej za prąd niż w ubiegłym - pisze "Gazeta Wyborcza". "Będziemy zwalniać ludzi i ograniczać produkcję" - ostrzegają przedsiębiorcy.

"Gdy dostałem rachunek za prąd za styczeń, pomyślałem, że to pomyłka" - opowiada gazecie krakowski piekarz Janusz Halagarda. "Teraz płacę ok. 40 tys. zł miesięcznie, mam płacić aż 20 tys. więcej. Akurat tyle mam miesięcznego zysku"

  • Południowy Koncern Energetyczny SA (PKE) i Zakłady Azotowe Kędzierzyn SA (ZAK) chcą wspólnie wybudować supernowoczesną elektrownię poligeneracyjną z zerową emisją dwutlenku węgla. Elektrownia zlokalizowana w Kędzierzynie zabezpieczy potrzeby ZAK pod względem ciepła i gazu syntezowego.

Przeciw podwyżkom protestują firmy w całej Polsce. Urząd Regulacji Energetyki uwolnił ceny prądu dla przedsiębiorców od 1 stycznia 2008 r. W zeszłym roku prąd dla firm podrożał o 25-30 proc. Biznes, na którego potrzeby idzie ok. 75 proc. zużywanego w Polsce prądu, zniósł tę podwyżkę bez szemrania. Ale w 2009 r. rachunek okazał się bardziej słony - dostawcy prądu domagają się, aby firmy zapłaciły od 40 do 90 proc. więcej.

O tym pisze na swoich łamach wtorkowa "Gazeta Wyborcza".

interia.pl Wtorek, 27 stycznia (07:13)

Łatwiej będzie uzyskać premię

Łatwiej będzie odzyskać pieniądze zablokowane na starych książeczkach mieszkaniowych. Od 1 kwietnia rozszerzona zostanie lista czynności, które przy likwidacji książeczki uprawniają do wypłaty tzw. premii gwarancyjnej.
Takie zmiany wprowadza nowelizacja ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która trafiła do podpisu prezydenta. Premia jest specjalnym dodatkiem do pieniędzy zgromadzonych na książeczkach mieszkaniowych wydanych przed 24 października 1990 r.

Jest wypłacana przez bank PKO BP. Aby ją otrzymać, właściciel książeczki musi przeprowadzić inwestycje związane z budową domu lub zakupem mieszkania
Od kwietnia premię będzie można uzyskać przy remontach lokali i domów jednorodzinnych.
Właściciel książeczki będzie mógł dostać premię w przypadku przeprowadzenia remontu polegającego na wymianie stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej - wskazuje Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury.

Remont będzie mógł dotyczyć mieszkania lub domu jednorodzinnego. Warunkiem koniecznym będzie posiadanie przez właściciela książeczki mieszkaniowej tytułu własności do remontowanej nieruchomości lub spółdzielczego prawa do lokalu lub domu jednorodzinnego.
To oznacza, że z premii nie skorzysta np. najemca - podkreśla wiceminister.

Nowela wprowadza harmonogram uzyskiwania uprawnień do premii w związku z remontem i wpłatami na fundusz remontowy.

Czy prawo do premii gwarancyjnej będzie można nabyć także w razie całkowitej spłaty zadłużenia obciążającego lokal właściciela książeczki mieszkaniowej? Jaka jest procedura wypłaty premii gwarancyjnej na wkład własny? Czy premia będzie przysługiwała przyszłym mieszkańcom TBS-ów?

Ewa Grączewska-Ivanova
Więcej: Gazeta Prawna 27.01.2009 (18) - str.2-3

Łatwiej będzie uzyskać premię

Łatwiej będzie odzyskać pieniądze zablokowane na starych książeczkach mieszkaniowych. Od 1 kwietnia rozszerzona zostanie lista czynności, które przy likwidacji książeczki uprawniają do wypłaty tzw. premii gwarancyjnej.
Takie zmiany wprowadza nowelizacja ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która trafiła do podpisu prezydenta. Premia jest specjalnym dodatkiem do pieniędzy zgromadzonych na książeczkach mieszkaniowych wydanych przed 24 października 1990 r.

Jest wypłacana przez bank PKO BP. Aby ją otrzymać, właściciel książeczki musi przeprowadzić inwestycje związane z budową domu lub zakupem mieszkania
Od kwietnia premię będzie można uzyskać przy remontach lokali i domów jednorodzinnych.
Właściciel książeczki będzie mógł dostać premię w przypadku przeprowadzenia remontu polegającego na wymianie stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej - wskazuje Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury.

Remont będzie mógł dotyczyć mieszkania lub domu jednorodzinnego. Warunkiem koniecznym będzie posiadanie przez właściciela książeczki mieszkaniowej tytułu własności do remontowanej nieruchomości lub spółdzielczego prawa do lokalu lub domu jednorodzinnego.
To oznacza, że z premii nie skorzysta np. najemca - podkreśla wiceminister.

Nowela wprowadza harmonogram uzyskiwania uprawnień do premii w związku z remontem i wpłatami na fundusz remontowy.

Czy prawo do premii gwarancyjnej będzie można nabyć także w razie całkowitej spłaty zadłużenia obciążającego lokal właściciela książeczki mieszkaniowej? Jaka jest procedura wypłaty premii gwarancyjnej na wkład własny? Czy premia będzie przysługiwała przyszłym mieszkańcom TBS-ów?

Ewa Grączewska-Ivanova
Więcej: Gazeta Prawna 27.01.2009 (18) - str.2-3

Drugi dzień umocnienia złotego

We wtorek złoty kontynuuje proces umocnienia do głównych walut. O godzinie 11:36 zarówno kurs USD/PLN, jak i EUR/PLN traciły po 5,6 grosza w stosunku do wczorajszego zamknięcia, testując odpowiednio poziomy 3,2676 zł i 4,3290 zł.
Podstawowym impulsem wzmacniającym złotego (oraz inne waluty regionu), jest poprawa klimatu inwestycyjnego na świecie. Zważywszy, że obecnie nie ma pewności co do trwałości tej poprawy, to spadki polski par póki co należy traktować jako ruch korekcyjny. Warto jednak zwrócić uwagę, że na wykresach pojawiły się pierwsze sygnały, które mogłyby być wstępem do zmiany trendu. Jednak na chwilę obecną to jeszcze zbyt śmiała teza.
W kolejnych godzinach w dalszym wciąż sytuacja na globalnych rynkach finansowych, a więc zmieniające się nastawienie do ryzyka, będzie w głównej mierze kształtować notowania USD/PLN i EUR/PLN. Elementem uzupełniającym będzie natomiast decyzja Rady Polityki Pieniężnej ws. stóp procentowych.

Rynek prognozuje obniżkę stóp o 50 punktów bazowych, co sprowadzi główną stopę do poziomu 4,5 proc. Wydaje się jednak, że cięcie będzie głębsze i sięgnie 75 punktów. Za taką decyzją przemawiają nie tyle coraz częstsze sygnały nasilającego się spowolnienia gospodarczego w Polsce, ale przede wszystkim, ujawniona na grudniowym posiedzeniu determinacja RPP do wspierania wzrostu gospodarczego (wówczas ku zaskoczeniu rynku stopy zostały obniżone o 75 pb).

Przeszkodą w tak dużej obniżce nie powinny natomiast być obawy o dalsze osłabienie złotego. Obecnie zmiany na rynku walutowym nie są funkcją zmian kosztu pieniądza. Spadek stopy referencyjnej do 4,5 proc. jest już w cenach i nie powinien mieć wpływu na rynek walutowy. Większa obniżka może być odczytana jako krok wspierający gospodarkę, co rynek walutowy powinien powitać wzmocnieniem polskiej waluty.

Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

Drugi dzień umocnienia złotego

We wtorek złoty kontynuuje proces umocnienia do głównych walut. O godzinie 11:36 zarówno kurs USD/PLN, jak i EUR/PLN traciły po 5,6 grosza w stosunku do wczorajszego zamknięcia, testując odpowiednio poziomy 3,2676 zł i 4,3290 zł.
Podstawowym impulsem wzmacniającym złotego (oraz inne waluty regionu), jest poprawa klimatu inwestycyjnego na świecie. Zważywszy, że obecnie nie ma pewności co do trwałości tej poprawy, to spadki polski par póki co należy traktować jako ruch korekcyjny. Warto jednak zwrócić uwagę, że na wykresach pojawiły się pierwsze sygnały, które mogłyby być wstępem do zmiany trendu. Jednak na chwilę obecną to jeszcze zbyt śmiała teza.
W kolejnych godzinach w dalszym wciąż sytuacja na globalnych rynkach finansowych, a więc zmieniające się nastawienie do ryzyka, będzie w głównej mierze kształtować notowania USD/PLN i EUR/PLN. Elementem uzupełniającym będzie natomiast decyzja Rady Polityki Pieniężnej ws. stóp procentowych.

Rynek prognozuje obniżkę stóp o 50 punktów bazowych, co sprowadzi główną stopę do poziomu 4,5 proc. Wydaje się jednak, że cięcie będzie głębsze i sięgnie 75 punktów. Za taką decyzją przemawiają nie tyle coraz częstsze sygnały nasilającego się spowolnienia gospodarczego w Polsce, ale przede wszystkim, ujawniona na grudniowym posiedzeniu determinacja RPP do wspierania wzrostu gospodarczego (wówczas ku zaskoczeniu rynku stopy zostały obniżone o 75 pb).

Przeszkodą w tak dużej obniżce nie powinny natomiast być obawy o dalsze osłabienie złotego. Obecnie zmiany na rynku walutowym nie są funkcją zmian kosztu pieniądza. Spadek stopy referencyjnej do 4,5 proc. jest już w cenach i nie powinien mieć wpływu na rynek walutowy. Większa obniżka może być odczytana jako krok wspierający gospodarkę, co rynek walutowy powinien powitać wzmocnieniem polskiej waluty.

Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.
W połowie stycznia 2009 r. odbyło się Pierwsze Noworoczne Spotkanie Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości zorganizowane przez Dolnośląskie Stowarzyszenie Pośredników w Obrocie Nieruchomościami DOSPON w stolicy Dolnego Śląska, Wrocławiu.
Mieliśmy przyjemność gościć wielu znakomitych pośredników i zarządców nieruchomości z całej Polski. Ten dzień obfitował od samego rana w wiele ciekawych spotkań. Rozpoczął się konferencją Prezydentów PFRN, podczas której dyskutowaliśmy na temat „Przyszłość zawodu pośrednika – oczekiwania i perspektywy”. Swoimi cennymi opiniami dzielili się prezydenci PFRN: p. Aleksander Scheller, p. Szymon Sędek oraz p. Janusz Lisiecki.
Był również czas na spacer po Ostrowie Tumskim, pięknej i kolorowej Wrocławskiej Starówce oraz zwiedzanie „Panoramy Racławickiej”. Natomiast wieczorem w Hotelu HP Plaza odbył się noworoczny bal maskowy, któremu towarzyszyło mnóstwo atrakcji. Podziwialiśmy wspaniały pokaz fajerwerków, taneczne show, braliśmy udział w konkursach oraz w loterii z bardzo atrakcyjnymi nagrodami. Podczas balu została wręczona nagroda PFRN im.
Jerzego Kląskały za najlepszą pracę magisterską dotyczącą problematyki rynku nieruchomości.
Wrocław jest jednym na najstarszych i najpiękniejszych miast w Polsce, posiada szczególną atmosferę i Wrocław to miasto spotkań, a więc wszyscy goście czują się tu znakomicie.   

Justyna Wawrzyniak-Stawecka
Skarbnik Zarządu DOSPON

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.
W połowie stycznia 2009 r. odbyło się Pierwsze Noworoczne Spotkanie Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości zorganizowane przez Dolnośląskie Stowarzyszenie Pośredników w Obrocie Nieruchomościami DOSPON w stolicy Dolnego Śląska, Wrocławiu.
Mieliśmy przyjemność gościć wielu znakomitych pośredników i zarządców nieruchomości z całej Polski. Ten dzień obfitował od samego rana w wiele ciekawych spotkań. Rozpoczął się konferencją Prezydentów PFRN, podczas której dyskutowaliśmy na temat „Przyszłość zawodu pośrednika – oczekiwania i perspektywy”. Swoimi cennymi opiniami dzielili się prezydenci PFRN: p. Aleksander Scheller, p. Szymon Sędek oraz p. Janusz Lisiecki.
Był również czas na spacer po Ostrowie Tumskim, pięknej i kolorowej Wrocławskiej Starówce oraz zwiedzanie „Panoramy Racławickiej”. Natomiast wieczorem w Hotelu HP Plaza odbył się noworoczny bal maskowy, któremu towarzyszyło mnóstwo atrakcji. Podziwialiśmy wspaniały pokaz fajerwerków, taneczne show, braliśmy udział w konkursach oraz w loterii z bardzo atrakcyjnymi nagrodami. Podczas balu została wręczona nagroda PFRN im.
Jerzego Kląskały za najlepszą pracę magisterską dotyczącą problematyki rynku nieruchomości.
Wrocław jest jednym na najstarszych i najpiękniejszych miast w Polsce, posiada szczególną atmosferę i Wrocław to miasto spotkań, a więc wszyscy goście czują się tu znakomicie.   

Justyna Wawrzyniak-Stawecka
Skarbnik Zarządu DOSPON

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.a)
Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w rzeczywistym czasie pracy
(w cenach stałych) kształtowała się następująco:

Wyszczególnienie

XI

XII

XI

XII

I-XII

XI

XII

miesiąc poprzedni =
= 100

analogiczny okres
ub. roku = 100

przeciętna
miesięczna
2000 = 100

PRZEDSIĘBIORSTWA PRZEMYSŁOWE

Ogółem

86,6*

96,3

90,8*

95,6

103,5

156,5*

150,7

Górnictwo

92,2*

89,3

94,3*

99,1

102,8

87,6*

78,3

Przetwórstwo przemysłowe

85,2*

94,6

91,3*

96,0

104,0

166,0*

157,1

Wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, wodę

103,2*

118,4

84,9*

90,9

98,3

116,7*

138,2

PRZEDSIĘBIORSTWA BUDOWLANE

Ogółem

79,9

148,3

105,5

106,1

112,9

128,3

190,3

a)Dane obejmują przedsiębiorstwa o liczbie pracujących powyżej 9 osób.
*  Dane uaktualnione w stosunku do wcześniej opublikowanych.

Według wstępnych danych, produkcja sprzedana przemysłu w cenach stałych (w przedsiębiorstwach o liczbie pracujących powyżej 9 osób) była w grudniu br. o 4,4% niższa niż przed rokiem i o 3,7% mniejsza w porównaniu z listopadem br.Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym produkcja sprzedana ukształtowała się na poziomie o 7,4% niższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 2,3% niższym w porównaniu z listopadem br.

W stosunku do grudnia ub. roku spadek produkcji sprzedanej odnotowano w 20 (spośród 29) działach przemysłu m.in. w produkcji metali – o 33,7%, pojazdów samochodowych, przyczep i naczep – o 21,1%, wyrobów chemicznych – o 12,7%, w górnictwie węgla kamiennego; wydobywaniu torfu – o 11,5%, w wytwarzaniu i zaopatrywaniu w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę – o 10,2%, w produkcji wyrobów z pozostałych surowców niemetalicznych – o 4,8%. Wzrost produkcji sprzedanej przemysłu, w porównaniu z grudniem ub. roku, wystąpił w 9 działach m.in. w produkcji sprzętu i urządzeń radiowych, telewizyjnych i telekomunikacyjnych - o 12,2%, instrumentów medycznych, precyzyjnych optycznych, zegarów i zegarków – o 10,8%, pozostałego sprzętu transportowego – o 7,8%, artykułów spożywczych i napojów – o 6,3%, maszyn i urządzeń – o 1,6%.

W okresie styczeń-grudzień br. produkcja sprzedana przemysłu była o 3,5% wyższa w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku.

dane GUS 2009-01-20

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.a)
Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w rzeczywistym czasie pracy
(w cenach stałych) kształtowała się następująco:

Wyszczególnienie

XI

XII

XI

XII

I-XII

XI

XII

miesiąc poprzedni =
= 100

analogiczny okres
ub. roku = 100

przeciętna
miesięczna
2000 = 100

PRZEDSIĘBIORSTWA PRZEMYSŁOWE

Ogółem

86,6*

96,3

90,8*

95,6

103,5

156,5*

150,7

Górnictwo

92,2*

89,3

94,3*

99,1

102,8

87,6*

78,3

Przetwórstwo przemysłowe

85,2*

94,6

91,3*

96,0

104,0

166,0*

157,1

Wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, wodę

103,2*

118,4

84,9*

90,9

98,3

116,7*

138,2

PRZEDSIĘBIORSTWA BUDOWLANE

Ogółem

79,9

148,3

105,5

106,1

112,9

128,3

190,3

a)Dane obejmują przedsiębiorstwa o liczbie pracujących powyżej 9 osób.
*  Dane uaktualnione w stosunku do wcześniej opublikowanych.

Według wstępnych danych, produkcja sprzedana przemysłu w cenach stałych (w przedsiębiorstwach o liczbie pracujących powyżej 9 osób) była w grudniu br. o 4,4% niższa niż przed rokiem i o 3,7% mniejsza w porównaniu z listopadem br.Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym produkcja sprzedana ukształtowała się na poziomie o 7,4% niższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 2,3% niższym w porównaniu z listopadem br.

W stosunku do grudnia ub. roku spadek produkcji sprzedanej odnotowano w 20 (spośród 29) działach przemysłu m.in. w produkcji metali – o 33,7%, pojazdów samochodowych, przyczep i naczep – o 21,1%, wyrobów chemicznych – o 12,7%, w górnictwie węgla kamiennego; wydobywaniu torfu – o 11,5%, w wytwarzaniu i zaopatrywaniu w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę – o 10,2%, w produkcji wyrobów z pozostałych surowców niemetalicznych – o 4,8%. Wzrost produkcji sprzedanej przemysłu, w porównaniu z grudniem ub. roku, wystąpił w 9 działach m.in. w produkcji sprzętu i urządzeń radiowych, telewizyjnych i telekomunikacyjnych - o 12,2%, instrumentów medycznych, precyzyjnych optycznych, zegarów i zegarków – o 10,8%, pozostałego sprzętu transportowego – o 7,8%, artykułów spożywczych i napojów – o 6,3%, maszyn i urządzeń – o 1,6%.

W okresie styczeń-grudzień br. produkcja sprzedana przemysłu była o 3,5% wyższa w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku.

dane GUS 2009-01-20

Dane GUS

Koniunktura w przemyśle, budownictwie, handlu i usługach w styczniu 2009 r.

Ogólny klimat koniunktury w przetwórstwie przemysłowym jest w styczniu oceniany negatywnie, gorzej niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich sześciu lat. Na nastroje przedsiębiorców wpływają bardziej pesymistyczne niż przed miesiącem oceny bieżącego portfela zamówień i produkcji. Odpowiednie prognozy są negatywne, ale nieznacznie lepsze niż w grudniu. Utrzymują się niekorzystne oceny bieżące i przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w styczniu negatywne, gorsze niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich czterech lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw.

Ogólny klimat koniunktury w handlu detalicznym w styczniu oceniany jest nieco mniej pesymistycznie niż w grudniu, choć gorzej niż w analogicznym miesiącu dwóch lat. Wpływają na to pozytywne oceny bieżącej sprzedaży i mniej pesymistyczne oceny sytuacji finansowej przedsiębiorstw. Prognozy sprzedaży są znacznie gorsze od formułowanych przed miesiącem, utrzymują się pesymistyczne przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

W styczniu w większości badanych grup przedsiębiorstw usługowych1 koniunktura oceniana jest gorzej niż w poprzednim miesiącu. Tylko jednostki z sekcji opieka zdrowotna i pomoc społeczna oraz pozostała działalność usługowa zgłaszają opinie nieco lepsze od prezentowanych w grudniu ubiegłego roku. Najkorzystniejsze, mimo pogorszenia, oceny koniunktury sygnalizują firmy z sekcji działalność finansowa i ubezpieczeniowa, najgorsze – jednostki z sekcji transport i gospodarka magazynowa.

UWAGA: Wyniki badań koniunktury gospodarczej prezentowane są według klasyfikacji PKD 2007.

Dane GUS

Koniunktura w przemyśle, budownictwie, handlu i usługach w styczniu 2009 r.

Ogólny klimat koniunktury w przetwórstwie przemysłowym jest w styczniu oceniany negatywnie, gorzej niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich sześciu lat. Na nastroje przedsiębiorców wpływają bardziej pesymistyczne niż przed miesiącem oceny bieżącego portfela zamówień i produkcji. Odpowiednie prognozy są negatywne, ale nieznacznie lepsze niż w grudniu. Utrzymują się niekorzystne oceny bieżące i przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w styczniu negatywne, gorsze niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich czterech lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw.

Ogólny klimat koniunktury w handlu detalicznym w styczniu oceniany jest nieco mniej pesymistycznie niż w grudniu, choć gorzej niż w analogicznym miesiącu dwóch lat. Wpływają na to pozytywne oceny bieżącej sprzedaży i mniej pesymistyczne oceny sytuacji finansowej przedsiębiorstw. Prognozy sprzedaży są znacznie gorsze od formułowanych przed miesiącem, utrzymują się pesymistyczne przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

W styczniu w większości badanych grup przedsiębiorstw usługowych1 koniunktura oceniana jest gorzej niż w poprzednim miesiącu. Tylko jednostki z sekcji opieka zdrowotna i pomoc społeczna oraz pozostała działalność usługowa zgłaszają opinie nieco lepsze od prezentowanych w grudniu ubiegłego roku. Najkorzystniejsze, mimo pogorszenia, oceny koniunktury sygnalizują firmy z sekcji działalność finansowa i ubezpieczeniowa, najgorsze – jednostki z sekcji transport i gospodarka magazynowa.

UWAGA: Wyniki badań koniunktury gospodarczej prezentowane są według klasyfikacji PKD 2007.

Budimex i Ferrovial wybudują autostradę

Budimex Dromex i Ferrovial Agroman wybudują 180 km odcinek autostrady A1 Stryków-Pyrzowice. Udziały obydwu spółek w kontrakcie wartości 6,728 mld zł wynoszą po 50 proc.

- Zakładana wartość robót wykonywanych przez Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA wynosi 6.728 mln PLN netto. (...) Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA będą wspólnie realizować kontrakt w udziałach (50 proc./ 50 proc.) w oparciu o umowę cywilno-prawną lub inną formę prawną - napisano w komunikacie.

W komunikacie podano, że termin wykonania całości robót określono na 60 miesięcy od daty zawarcia umowy koncesyjnej przez Autostradę Południe SA.

money.pl 2009-01-23 15:53:04

Budimex i Ferrovial wybudują autostradę

Budimex Dromex i Ferrovial Agroman wybudują 180 km odcinek autostrady A1 Stryków-Pyrzowice. Udziały obydwu spółek w kontrakcie wartości 6,728 mld zł wynoszą po 50 proc.

- Zakładana wartość robót wykonywanych przez Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA wynosi 6.728 mln PLN netto. (...) Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA będą wspólnie realizować kontrakt w udziałach (50 proc./ 50 proc.) w oparciu o umowę cywilno-prawną lub inną formę prawną - napisano w komunikacie.

W komunikacie podano, że termin wykonania całości robót określono na 60 miesięcy od daty zawarcia umowy koncesyjnej przez Autostradę Południe SA.

money.pl 2009-01-23 15:53:04

Rząd chce ulżyć w kredytach. Da na wkład własny?

- Rząd powinien pożyczać kredytobiorcom wymagany przez banki wkład własny na zakup nowego mieszkania - uważa minister gospodarki Waldemar Pawlak.

Jego zdaniem, państwo mogłoby także pomagać klientom nie spłacającym regularnie swoich kredytów, dopłacając im np. 30 proc. raty.

- Jeżeli klient uzyska 20 proc. wkładu na mieszkanie i uzyska to w formie pożyczki rządowej z odroczoną płatnością, to szybciej znajdzie bank, który sfinansuje te 80 proc., a w momencie kupowania mieszkania przychody podatkowe i różne pozostałe pozytywne elementy budżetowi zwracają te pieniądze. Więc wtedy budujemy rynek konsumenta i wspieramy utrzymanie dobrej koniunktury - powiedział Pawlak w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.

Minister gospodarki wyjaśnił, że przykładem do naśladowania mogą być rozwiązania sprawdzone w USA, gdzie klienci mają naprawdę wielkie kłopoty ze spłatami rat kredytów. Uważa jednak, że lepsza jest pomoc udzielana kredytobiorcy niż bezpośrednio instytucjom finansowym.

- Pomoc, np. w wysokości 30 proc. raty, może się okazać dla tego konsumenta wybawieniem, a równocześnie nie prowadzi do kłopotów banku i jest znacznie tańsza niż zasypanie całości tych kredytów, które w przypadku niewypłacalności klienta dla banku stanowią sporą stratę - tłumaczył Pawlak.

Wicepremier wyjaśnił, że rozmawia obecnie o tym z odpowiednimi ministrami m. in. finansów i pracy.

Propozycja ministra gospodarki wychodzi na przeciw oczekiwaniom instytucji finansowych, w których imieniu wystąpił we wtorek Związek Banków Polskich. Jego prezes Krzysztof Pietraszkiewicz zaapelował o poprawę dostępu do źródeł finansowania dla sektora bankowego oraz rozłożenie rosnącego ryzyka związanego z udzielaniem kredytów na inne instytucje.

money.pl 2009-01-22 11:16:12

Rząd chce ulżyć w kredytach. Da na wkład własny?

- Rząd powinien pożyczać kredytobiorcom wymagany przez banki wkład własny na zakup nowego mieszkania - uważa minister gospodarki Waldemar Pawlak.

Jego zdaniem, państwo mogłoby także pomagać klientom nie spłacającym regularnie swoich kredytów, dopłacając im np. 30 proc. raty.

- Jeżeli klient uzyska 20 proc. wkładu na mieszkanie i uzyska to w formie pożyczki rządowej z odroczoną płatnością, to szybciej znajdzie bank, który sfinansuje te 80 proc., a w momencie kupowania mieszkania przychody podatkowe i różne pozostałe pozytywne elementy budżetowi zwracają te pieniądze. Więc wtedy budujemy rynek konsumenta i wspieramy utrzymanie dobrej koniunktury - powiedział Pawlak w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.

Minister gospodarki wyjaśnił, że przykładem do naśladowania mogą być rozwiązania sprawdzone w USA, gdzie klienci mają naprawdę wielkie kłopoty ze spłatami rat kredytów. Uważa jednak, że lepsza jest pomoc udzielana kredytobiorcy niż bezpośrednio instytucjom finansowym.

- Pomoc, np. w wysokości 30 proc. raty, może się okazać dla tego konsumenta wybawieniem, a równocześnie nie prowadzi do kłopotów banku i jest znacznie tańsza niż zasypanie całości tych kredytów, które w przypadku niewypłacalności klienta dla banku stanowią sporą stratę - tłumaczył Pawlak.

Wicepremier wyjaśnił, że rozmawia obecnie o tym z odpowiednimi ministrami m. in. finansów i pracy.

Propozycja ministra gospodarki wychodzi na przeciw oczekiwaniom instytucji finansowych, w których imieniu wystąpił we wtorek Związek Banków Polskich. Jego prezes Krzysztof Pietraszkiewicz zaapelował o poprawę dostępu do źródeł finansowania dla sektora bankowego oraz rozłożenie rosnącego ryzyka związanego z udzielaniem kredytów na inne instytucje.

money.pl 2009-01-22 11:16:12

Brytyjczycy w dołku. Tracą domy.

W III kwartale 2008 r. liczba osób, którym banki zajęły nieruchomości znacząco urosła.

Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane brytyjskiego nadzoru finansowego między lipcem a wrześniem domy straciło 13 tys. 161 osób, których nie było stać na spłacanie kredytów hipotecznych. To o 92 proc. więcej w porównaniu z analogicznym okresem roku 2007.

Zdaniem ekspertów w tym roku może być jeszcze gorzej. Liczba osób zalegających ze spłatami rat powyżej trzech miesięcy może osiągnąć pół miliona.

To nie jedyna zła wiadomość z rynku nieruchomości. Według ostatnio opublikowanych danych wysokość kredytów udzielanych przez banki w 2008 roku była o 30 proc. niższa od tej z roku 2007. To najgorszy wynik od 2002 roku.

money.pl 2009-01-23 06:26:27

Brytyjczycy w dołku. Tracą domy.

W III kwartale 2008 r. liczba osób, którym banki zajęły nieruchomości znacząco urosła.

Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane brytyjskiego nadzoru finansowego między lipcem a wrześniem domy straciło 13 tys. 161 osób, których nie było stać na spłacanie kredytów hipotecznych. To o 92 proc. więcej w porównaniu z analogicznym okresem roku 2007.

Zdaniem ekspertów w tym roku może być jeszcze gorzej. Liczba osób zalegających ze spłatami rat powyżej trzech miesięcy może osiągnąć pół miliona.

To nie jedyna zła wiadomość z rynku nieruchomości. Według ostatnio opublikowanych danych wysokość kredytów udzielanych przez banki w 2008 roku była o 30 proc. niższa od tej z roku 2007. To najgorszy wynik od 2002 roku.

money.pl 2009-01-23 06:26:27

Polacy czekają na tańsze mieszkania

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen.

2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu Polski Rynek Mieszkaniowy - Popyt i preferencje nabywców firmy Nowy Adres S.A.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie.

W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej.

Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc.

W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.).

Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. planujących taką transakcję.

Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw. Naszym największym marzeniem wciąż pozostaje dom wolnostojący - wśród osób, które w najbliższych 12 miesiącach zakupią lub rozpoczną budowę własnego domu, aż 77 proc. wybrało dom wolnostojący. Bliźniaki dostały zaledwie 3 proc. wskazań, a segmenty - 4 proc.

Cienka czerwona linia - 6500 zł

Mniejsza sprzedaż w biurach deweloperów i pośredników w obrocie nieruchomościami bierze się głównie z faktu, że klienci wstrzymują się z zakupem, czekając na dalsze spadki cen. Za akceptowalną cenę za metr kwadratowy mieszkania w dużych miastach w Polsce uważa się 6500 zł.

W skali całego kraju na kwoty mniejsze od tego poziomu wskazuje 43 proc. osób planujących w tym roku mieszkaniowe zakupy. Najwięcej ich mieszka w Trójmieście - więcej niż 6,5 tys. zł za m kw. jest tam w stanie zapłacić tylko 13 proc. zainteresowanych kupnem. Wracając do skali ogólnopolskiej, tylko co piąty z tegorocznych nabywców jest w stanie zaakceptować wyższą cenę. Większość z tych osób mieszka w Warszawie, gdzie maksymalna akceptowalna dla większości cena za m kw. jest wyższa i wynosi 8000 zł - maksymalnie taką kwotę planuje wydawać prawie co drugi warszawiak lub warszawianka, którzy w tym roku zakupią mieszkanie w stolicy.

Nie taki kryzys straszny, jak go malują

Głośny w mediach kryzys na rynku kredytów hipotecznych zdaje się mieć mniejszy wpływ na tegorocznych nabywców nieruchomości, niż się powszechnie uważa. W 2008 r. zakup lub budowę nieruchomości finansowaliśmy z kredytu (53 proc. wskazań), i z oszczędności (54 proc.), lub ze sprzedaży starego mieszkania lub domu i dzięki pomocy rodziny (po 14 proc. wskazań) czy z pieniędzy zarobionych za granicą (9 proc.).

Kredyty były tanie i łatwo dostępne - aż 30 proc. zakupionych w 2008 r. nieruchomości zakupiono za pomocą kredytu na 80-100 proc. W 40 proc. przypadków wskaźnik wyniósł 30-80 proc. W tym roku z kredytu zamierza skorzystać tylko 48 proc. kupujących, za to z oszczędności - aż 62 proc. z nich. Tylko 17 proc. kupujących będzie się ubiegać o kredyt na 80-100 proc. wartości inwestycji.

Polacy wcale nie zamierzają rezygnować z własnych mieszkań i domów - sięgają po zaoszczędzone środki, które w poprzednich latach pracowały na spłatę kredytów.

Obostrzenia banków przy udzielaniu kredytów uderzyły w najgorzej zarabiających, ale sytuacja zaczyna powoli się normalizować. Po latach ciągłych wzrostów cen mieszkań nastał czas dla kupujących. Mogą przebierać w ofertach, negocjować rabaty lub po prostu czekać, aż sprzedający obniży cenę do satysfakcjonującego ich poziomu. W tej chwili jest najlepszy czas na kupienie dobrej nieruchomości, ponieważ wskaźnik ceny do jakości jest wyjątkowo korzystny. W niedługim czasie najlepsze mieszkania znikną z rynku. Do wyboru pozostaną te gorsze, być może jeszcze nieco tańsze niż obecnie.

- Z badań Nowego Adresu wynika, że zbliżamy się do momentu, kiedy ceny w niektórych segmentach rynku obniżą się do poziomu absolutnie akceptowanego przez kupujących. Należy zatem się spodziewać, że kupujący na wiosnę rozpoczną swoje inwestycje. - komentuje wyniki raportu Katarzyna Cyprynowska, prezes zarządu firmy Nowy Adres S.A. i współautorka badań.

mmoney.pl 2009-01-23 09:57:10

Polacy czekają na tańsze mieszkania

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen.

2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu Polski Rynek Mieszkaniowy - Popyt i preferencje nabywców firmy Nowy Adres S.A.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie.

W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej.

Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc.

W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.).

Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. planujących taką transakcję.

Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw. Naszym największym marzeniem wciąż pozostaje dom wolnostojący - wśród osób, które w najbliższych 12 miesiącach zakupią lub rozpoczną budowę własnego domu, aż 77 proc. wybrało dom wolnostojący. Bliźniaki dostały zaledwie 3 proc. wskazań, a segmenty - 4 proc.

Cienka czerwona linia - 6500 zł

Mniejsza sprzedaż w biurach deweloperów i pośredników w obrocie nieruchomościami bierze się głównie z faktu, że klienci wstrzymują się z zakupem, czekając na dalsze spadki cen. Za akceptowalną cenę za metr kwadratowy mieszkania w dużych miastach w Polsce uważa się 6500 zł.

W skali całego kraju na kwoty mniejsze od tego poziomu wskazuje 43 proc. osób planujących w tym roku mieszkaniowe zakupy. Najwięcej ich mieszka w Trójmieście - więcej niż 6,5 tys. zł za m kw. jest tam w stanie zapłacić tylko 13 proc. zainteresowanych kupnem. Wracając do skali ogólnopolskiej, tylko co piąty z tegorocznych nabywców jest w stanie zaakceptować wyższą cenę. Większość z tych osób mieszka w Warszawie, gdzie maksymalna akceptowalna dla większości cena za m kw. jest wyższa i wynosi 8000 zł - maksymalnie taką kwotę planuje wydawać prawie co drugi warszawiak lub warszawianka, którzy w tym roku zakupią mieszkanie w stolicy.

Nie taki kryzys straszny, jak go malują

Głośny w mediach kryzys na rynku kredytów hipotecznych zdaje się mieć mniejszy wpływ na tegorocznych nabywców nieruchomości, niż się powszechnie uważa. W 2008 r. zakup lub budowę nieruchomości finansowaliśmy z kredytu (53 proc. wskazań), i z oszczędności (54 proc.), lub ze sprzedaży starego mieszkania lub domu i dzięki pomocy rodziny (po 14 proc. wskazań) czy z pieniędzy zarobionych za granicą (9 proc.).

Kredyty były tanie i łatwo dostępne - aż 30 proc. zakupionych w 2008 r. nieruchomości zakupiono za pomocą kredytu na 80-100 proc. W 40 proc. przypadków wskaźnik wyniósł 30-80 proc. W tym roku z kredytu zamierza skorzystać tylko 48 proc. kupujących, za to z oszczędności - aż 62 proc. z nich. Tylko 17 proc. kupujących będzie się ubiegać o kredyt na 80-100 proc. wartości inwestycji.

Polacy wcale nie zamierzają rezygnować z własnych mieszkań i domów - sięgają po zaoszczędzone środki, które w poprzednich latach pracowały na spłatę kredytów.

Obostrzenia banków przy udzielaniu kredytów uderzyły w najgorzej zarabiających, ale sytuacja zaczyna powoli się normalizować. Po latach ciągłych wzrostów cen mieszkań nastał czas dla kupujących. Mogą przebierać w ofertach, negocjować rabaty lub po prostu czekać, aż sprzedający obniży cenę do satysfakcjonującego ich poziomu. W tej chwili jest najlepszy czas na kupienie dobrej nieruchomości, ponieważ wskaźnik ceny do jakości jest wyjątkowo korzystny. W niedługim czasie najlepsze mieszkania znikną z rynku. Do wyboru pozostaną te gorsze, być może jeszcze nieco tańsze niż obecnie.

- Z badań Nowego Adresu wynika, że zbliżamy się do momentu, kiedy ceny w niektórych segmentach rynku obniżą się do poziomu absolutnie akceptowanego przez kupujących. Należy zatem się spodziewać, że kupujący na wiosnę rozpoczną swoje inwestycje. - komentuje wyniki raportu Katarzyna Cyprynowska, prezes zarządu firmy Nowy Adres S.A. i współautorka badań.

mmoney.pl 2009-01-23 09:57:10

8 gatunków materiałów budowlanych, na które możesz sobie pozwolić

To odpowiedni czas na przebudowę lub na dobudowanie pokoju, bo koszty materiałów spadają.
Coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń. Kevin Schroeder, dyrektor Cutting Edge, firmy budowlanej z Chicago, spotkał się w zeszłym tygodniu z klientem, zainteresowanym ewentualną przebudową, który nie chciał zapłacić więcej niż 60 000 dolarów za projekt wyceniony przez Schroedera na 100 000 dolarów.

Jak mówi Schroeder, spadające ceny surowców takich jak stal, aluminium i miedź sprawiają, że takie prośby o obniżkę ceny zdarzają się codziennie, ale nie zawsze są możliwe.

W tym konkretnym przypadku, dodaje, materiały stanowiły tylko 10-20 proc. kosztów. Ale klient miał rację, że poprosił o rabat, skoro cena drewna spadła o 2 proc., stali o 9 proc., a miedzi o 11 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, zgodnie z danymi z Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Podczas gdy ceny przebudowy domu nie spadają tak szybko jak, powiedzmy, ceny samych domów czy papierów wartościowych (których ceny na wielu rynkach spadły o połowę), niektóre koszty zmniejszają się o tyle, że pewne projekty - jeśli rozmiar i wymagania co do materiałów są odpowiednie - stają się coraz bardziej przystępne.

Wyobraź sobie coś prostego, jak na przykład przebudowa łazienki. Oczywiście, wiąże się to z pracami hydraulicznymi, ale ponieważ spada cena miedzi - a co za tym idzie i miedzianych rur- zmniejszą się też koszty hydrauliki. Jednak to, na czym naprawdę można zaoszczędzić pieniądze, to blaty kuchenne, szczególnie te wykonane z granitu.

- Kiedy sytuacja na rynku była dobra, każdy zajął się robieniem blatów kuchennych, ponieważ ich produkcja była bardzo łatwa - mówi Schroeder. - Na typowej kuchni można teraz zaoszczędzić od 600 do 1000 dolarów.

Za dużo materiałów, za mało kupców

Jedną z przyczyn spadku cen materiałów jest nadmierna produkcja. Zgodnie z danymi Narodowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów (NAHB), w 2005 roku w budowie było 2 miliony domów.

Jednak do 2008 roku liczba ta spadła do 625 000. Każdy z tych domów potrzebował rur, dachów, drzwi i stalowych belek, a zyski producentów rosły wraz z rozwijającym się przemysłem budowlanym. Także wysokiej klasy przebudowy stawały się coraz bardziej popularne.

- Tym, co jak się wydaje napędzało ten wzrost, były zyskujące uznanie wysokiej jakości projekty, mające na celu podniesienie wartości domów - twierdzi Kermit Baker, główny ekonomista Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Kiedy ich zabrakło, zostało sporo materiałów, sprzedawanych po niższych cenach, spowodowanych w zmniejszonym popytem. I to jest druga przyczyna tego, że projekty są dostępne dla większej liczby ludzi: zgodnie z danymi NAHB aktywność w sektorze przebudowy domów zmalała o 44 proc. od 2005 roku.

Oznacza to, że coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń, a klienci skupiają się na tym, co wymaga naprawy, a nie na tym, co chcieliby upiększyć.

- Można by się spodziewać, że ludzie staną się bardziej oszczędni i będą wydawać mniej pieniędzy na przeróbki - twierdzi Natalia Siniavskaia, starsza ekonomistka w Narodowym Stowarzyszeniu Budowniczych Domów. - Jeśli nie muszą ich robić od razu, odłożą je na później.

Forbes.pl

interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (06:00)

8 gatunków materiałów budowlanych, na które możesz sobie pozwolić

To odpowiedni czas na przebudowę lub na dobudowanie pokoju, bo koszty materiałów spadają.
Coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń. Kevin Schroeder, dyrektor Cutting Edge, firmy budowlanej z Chicago, spotkał się w zeszłym tygodniu z klientem, zainteresowanym ewentualną przebudową, który nie chciał zapłacić więcej niż 60 000 dolarów za projekt wyceniony przez Schroedera na 100 000 dolarów.

Jak mówi Schroeder, spadające ceny surowców takich jak stal, aluminium i miedź sprawiają, że takie prośby o obniżkę ceny zdarzają się codziennie, ale nie zawsze są możliwe.

W tym konkretnym przypadku, dodaje, materiały stanowiły tylko 10-20 proc. kosztów. Ale klient miał rację, że poprosił o rabat, skoro cena drewna spadła o 2 proc., stali o 9 proc., a miedzi o 11 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, zgodnie z danymi z Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Podczas gdy ceny przebudowy domu nie spadają tak szybko jak, powiedzmy, ceny samych domów czy papierów wartościowych (których ceny na wielu rynkach spadły o połowę), niektóre koszty zmniejszają się o tyle, że pewne projekty - jeśli rozmiar i wymagania co do materiałów są odpowiednie - stają się coraz bardziej przystępne.

Wyobraź sobie coś prostego, jak na przykład przebudowa łazienki. Oczywiście, wiąże się to z pracami hydraulicznymi, ale ponieważ spada cena miedzi - a co za tym idzie i miedzianych rur- zmniejszą się też koszty hydrauliki. Jednak to, na czym naprawdę można zaoszczędzić pieniądze, to blaty kuchenne, szczególnie te wykonane z granitu.

- Kiedy sytuacja na rynku była dobra, każdy zajął się robieniem blatów kuchennych, ponieważ ich produkcja była bardzo łatwa - mówi Schroeder. - Na typowej kuchni można teraz zaoszczędzić od 600 do 1000 dolarów.

Za dużo materiałów, za mało kupców

Jedną z przyczyn spadku cen materiałów jest nadmierna produkcja. Zgodnie z danymi Narodowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów (NAHB), w 2005 roku w budowie było 2 miliony domów.

Jednak do 2008 roku liczba ta spadła do 625 000. Każdy z tych domów potrzebował rur, dachów, drzwi i stalowych belek, a zyski producentów rosły wraz z rozwijającym się przemysłem budowlanym. Także wysokiej klasy przebudowy stawały się coraz bardziej popularne.

- Tym, co jak się wydaje napędzało ten wzrost, były zyskujące uznanie wysokiej jakości projekty, mające na celu podniesienie wartości domów - twierdzi Kermit Baker, główny ekonomista Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Kiedy ich zabrakło, zostało sporo materiałów, sprzedawanych po niższych cenach, spowodowanych w zmniejszonym popytem. I to jest druga przyczyna tego, że projekty są dostępne dla większej liczby ludzi: zgodnie z danymi NAHB aktywność w sektorze przebudowy domów zmalała o 44 proc. od 2005 roku.

Oznacza to, że coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń, a klienci skupiają się na tym, co wymaga naprawy, a nie na tym, co chcieliby upiększyć.

- Można by się spodziewać, że ludzie staną się bardziej oszczędni i będą wydawać mniej pieniędzy na przeróbki - twierdzi Natalia Siniavskaia, starsza ekonomistka w Narodowym Stowarzyszeniu Budowniczych Domów. - Jeśli nie muszą ich robić od razu, odłożą je na później.

Forbes.pl

interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (06:00)

RPP może obniżyć stopy nawet o 75 pkt baz.

RPP obniży jutro (27 stycznia) stopy procentowe. Większość ekonomistów spodziewa się cięcia o 50 pkt baz. Część analityków oczekuje redukcji o 75 pkt baz. To może oznaczać niższe raty kredytów hipotecznych, ale dopiero za jakiś czas.
Z14 ankietowanych ekonomistów banków obniżki o 50 pkt oczekuje ośmiu. Reszta uważa, że RPP pójdzie o krok dalej i tak jak w grudniu zredukuje stopy o 75 punktów bazowych.

Niemal wszyscy ekonomiści podają te same przyczyny zmiany stóp.
Rada dostrzega to, że koniunktura w Polsce, która jak dotąd pogarsza się gwałtownie, będzie się pogarszać nadal. To oznacza, że będzie coraz więcej czynników ograniczających inflację - mówi Janusz Dancewicz, ekonomista DZ Bank. Jego zdaniem spadki cen paliw, jakie były widoczne w grudniu, przełożą się na niższe ceny w innych kategoriach, przede wszystkim w usługach.

Inflacja będzie gwałtownie hamować, na przełomie II i III kwartału dojdzie do celu RPP, czyli 2,5 proc. I dlatego nie ma co czekać z obniżkami stóp. Dla Rady bardziej liczą się argumenty dotyczące ryzyka wyhamowania wzrostu gospodarczego niż presji inflacyjnej - mówi Janusz Dancewicz.

Ci, którym udało się wziąć kredyty hipoteczne, mogą więc zacierać ręce. Kolejne obniżki stóp RPP powinny być dla banków impulsem, by zmienić poziom oprocentowania. Zwłaszcza dla tych, które opierają je na trzymiesięcznym WIBOR-ze. Zresztą trzymiesięczny WIBOR spadł ostatnio o około 0,5 pkt proc., co może oznaczać, że 50-punktowa obniżka stóp jest już zdyskontowana.

Prawdopodobnie rynek już uwzględnił obniżkę o 50 pkt. Jednak na oprocentowanie rat nie wpłynie to szybko, bo w przypadku kredytów opartych na trzymiesięcznym WIBOR-ze oprocentowanie najczęściej zmieniane jest raz na kwartał - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Według jego wyliczeń rata kredytu na 300 tys. zł, zaciągniętego rok temu na 30 lat na zakup domu lub mieszkania, powinna wynosić obecnie około 1,9 tys. zł przy uwzględnieniu 1-proc. marży banku. Jeśli obniżka stóp byłaby głębsza i wyniosła np. 75 pkt baz. oraz przełożyła się bezpośrednio na poziom WIBOR-u, to wielkość raty powinna spaść do około 1850 zł.

Gorzej wygląda sprawa z tym, czy obniżki stóp poprawią skłonność banków do udzielania nowych kredytów.

Stawki WIBOR reagują na to, co Rada robi ze stopami procentowymi, ale wciąż nie możemy mówić o przywróceniu normalnego funkcjonowania rynku pieniężnego - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK.

Samo obniżanie stóp nie wyeliminuje wszystkich problemów. Jak przy każdej chorobie potrzebny jest czas na leczenie - uważa Grzegorz Ogonek.

Zdaniem ekonomisty Rada dostrzega problemy z przenoszeniem własnych decyzji na działanie banków.

Obniżką stóp nie powinni się natomiast martwić kredytobiorcy, którzy zaciągnęli pożyczki walutowe.

Teoretycznie każda taka decyzja, która zmniejsza różnicę między stopami procentowymi w Polsce i np. w strefie euro, powinna osłabiać złotego. Nasza waluta, co prawda, słabnie - i prawdopodobnie jeszcze będzie tracić - ale nie z powodu poluzowania polityki pieniężnej w Polsce.

Z wypowiedzi ze strony Rady widać, że coraz mniej martwi się ona tym, jak działa dysparytet stóp. To, co się teraz dzieje z naszą walutą, to raczej efekt globalnej awersji do ryzyka. Kłopoty przechodzą wszystkie emerging markets i obniżki stóp w Polsce niewiele w tym zmienią - mówi Grzegorz Ogonek.



Marek Chądzyński

Gazeta Prawna
wp.pl



RPP może obniżyć stopy nawet o 75 pkt baz.

RPP obniży jutro (27 stycznia) stopy procentowe. Większość ekonomistów spodziewa się cięcia o 50 pkt baz. Część analityków oczekuje redukcji o 75 pkt baz. To może oznaczać niższe raty kredytów hipotecznych, ale dopiero za jakiś czas.
Z14 ankietowanych ekonomistów banków obniżki o 50 pkt oczekuje ośmiu. Reszta uważa, że RPP pójdzie o krok dalej i tak jak w grudniu zredukuje stopy o 75 punktów bazowych.

Niemal wszyscy ekonomiści podają te same przyczyny zmiany stóp.
Rada dostrzega to, że koniunktura w Polsce, która jak dotąd pogarsza się gwałtownie, będzie się pogarszać nadal. To oznacza, że będzie coraz więcej czynników ograniczających inflację - mówi Janusz Dancewicz, ekonomista DZ Bank. Jego zdaniem spadki cen paliw, jakie były widoczne w grudniu, przełożą się na niższe ceny w innych kategoriach, przede wszystkim w usługach.

Inflacja będzie gwałtownie hamować, na przełomie II i III kwartału dojdzie do celu RPP, czyli 2,5 proc. I dlatego nie ma co czekać z obniżkami stóp. Dla Rady bardziej liczą się argumenty dotyczące ryzyka wyhamowania wzrostu gospodarczego niż presji inflacyjnej - mówi Janusz Dancewicz.

Ci, którym udało się wziąć kredyty hipoteczne, mogą więc zacierać ręce. Kolejne obniżki stóp RPP powinny być dla banków impulsem, by zmienić poziom oprocentowania. Zwłaszcza dla tych, które opierają je na trzymiesięcznym WIBOR-ze. Zresztą trzymiesięczny WIBOR spadł ostatnio o około 0,5 pkt proc., co może oznaczać, że 50-punktowa obniżka stóp jest już zdyskontowana.

Prawdopodobnie rynek już uwzględnił obniżkę o 50 pkt. Jednak na oprocentowanie rat nie wpłynie to szybko, bo w przypadku kredytów opartych na trzymiesięcznym WIBOR-ze oprocentowanie najczęściej zmieniane jest raz na kwartał - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Według jego wyliczeń rata kredytu na 300 tys. zł, zaciągniętego rok temu na 30 lat na zakup domu lub mieszkania, powinna wynosić obecnie około 1,9 tys. zł przy uwzględnieniu 1-proc. marży banku. Jeśli obniżka stóp byłaby głębsza i wyniosła np. 75 pkt baz. oraz przełożyła się bezpośrednio na poziom WIBOR-u, to wielkość raty powinna spaść do około 1850 zł.

Gorzej wygląda sprawa z tym, czy obniżki stóp poprawią skłonność banków do udzielania nowych kredytów.

Stawki WIBOR reagują na to, co Rada robi ze stopami procentowymi, ale wciąż nie możemy mówić o przywróceniu normalnego funkcjonowania rynku pieniężnego - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK.

Samo obniżanie stóp nie wyeliminuje wszystkich problemów. Jak przy każdej chorobie potrzebny jest czas na leczenie - uważa Grzegorz Ogonek.

Zdaniem ekonomisty Rada dostrzega problemy z przenoszeniem własnych decyzji na działanie banków.

Obniżką stóp nie powinni się natomiast martwić kredytobiorcy, którzy zaciągnęli pożyczki walutowe.

Teoretycznie każda taka decyzja, która zmniejsza różnicę między stopami procentowymi w Polsce i np. w strefie euro, powinna osłabiać złotego. Nasza waluta, co prawda, słabnie - i prawdopodobnie jeszcze będzie tracić - ale nie z powodu poluzowania polityki pieniężnej w Polsce.

Z wypowiedzi ze strony Rady widać, że coraz mniej martwi się ona tym, jak działa dysparytet stóp. To, co się teraz dzieje z naszą walutą, to raczej efekt globalnej awersji do ryzyka. Kłopoty przechodzą wszystkie emerging markets i obniżki stóp w Polsce niewiele w tym zmienią - mówi Grzegorz Ogonek.



Marek Chądzyński

Gazeta Prawna
wp.pl



Co z tymi TBS-ami?

Możliwości realizacji potrzeb mieszkaniowych można podzielić na dwie zasadnicze formy: zakup mieszkania lub domu, oraz najem lokalu. Oprócz wynajęcia mieszkania w zasobach prywatnych, które jest najbardziej popularną formą, istnieje również możliwość wynajęcia mieszkań w zasobach Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Okazuje się jednak, że nie spełniają one przypisanej im roli.

Z założeń polityki mieszkaniowej państwa wynika, że mieszkania z zasobów TBS są przeznaczone dla osób, których dochody nie pozwalają na uzyskanie prawa własnościowego lokalu. Niektórym zdaje się nawet, że mieszkania społeczno-czynszowe przeznaczone są dla osób niezamożnych. Okazuje się jednak, że wymagania ustawowe w postaci chociażby opłaty kaucyjnej czy czynszu regulowanego na poziomie 4% wartości odtworzenia powodują, że program TBS adresowany jest do osób posiadających średnie dochody.

Skala budowania lokali mieszkalnych i ich eksploatacja na zasadzie wynajmu jest bardzo niewielka. Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego. Według nich mieszkania w budynkach TBS-ów stanowiły w 2007 roku zaledwie 1 proc. zasobów mieszkaniowych w Polsce. Najwięcej mieszkań społeczno-czynszowych (2,5 proc.) znajdowało się w województwie zachodniopomorskim, najmniej (0,5 proc.) w województwach podkarpackim i świętokrzyskim.


 

Sytuacja, z jaką mamy do czynienia od kilku lat na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych, spowodowała, że tak chętnie kupowane mieszkania rynkowe, dla wielu osób stały się z czasem niedostępne. Dla wielu osób alternatywą jest więc wynajem rynkowego lokalu mieszkalnego, którego ceny w obliczu rosnącego popytu szybko wzrastają, w szczególności w dużych miastach. To w nich powinny rozwijać się TBS-y, rozszerzając tym samym ofertę mieszkaniową.

Okazuje się jednak, że rozwój tej formy realizacji potrzeb mieszkaniowych napotyka na różne bariery (m.in. brak środków do finansowania mieszkań, niedostateczna ilość uzbrojonych terenów i wysoka cena gruntów). Do tego dochodzą niedoprecyzowane przepisy, które pozwalają na głośny ostatnio proceder handlu lokalami TBS-ów, ograniczając w ten sposób dostęp do nich osobom, które czekają w kolejce od dłuższego czasu. Pomysł z mieszkaniami społeczno-czynszowymi bez wątpienia jest dobry, ale jak to często bywa, nie do końca przemyślany i dostosowany do polskich realiów. A pojawiające się kontrowersyjne informacje dodatkowo psują ogólny wizerunek Towarzystw Budownictwa Społecznego i zmniejszają zaufanie do nich.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

Co z tymi TBS-ami?

Możliwości realizacji potrzeb mieszkaniowych można podzielić na dwie zasadnicze formy: zakup mieszkania lub domu, oraz najem lokalu. Oprócz wynajęcia mieszkania w zasobach prywatnych, które jest najbardziej popularną formą, istnieje również możliwość wynajęcia mieszkań w zasobach Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Okazuje się jednak, że nie spełniają one przypisanej im roli.

Z założeń polityki mieszkaniowej państwa wynika, że mieszkania z zasobów TBS są przeznaczone dla osób, których dochody nie pozwalają na uzyskanie prawa własnościowego lokalu. Niektórym zdaje się nawet, że mieszkania społeczno-czynszowe przeznaczone są dla osób niezamożnych. Okazuje się jednak, że wymagania ustawowe w postaci chociażby opłaty kaucyjnej czy czynszu regulowanego na poziomie 4% wartości odtworzenia powodują, że program TBS adresowany jest do osób posiadających średnie dochody.

Skala budowania lokali mieszkalnych i ich eksploatacja na zasadzie wynajmu jest bardzo niewielka. Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego. Według nich mieszkania w budynkach TBS-ów stanowiły w 2007 roku zaledwie 1 proc. zasobów mieszkaniowych w Polsce. Najwięcej mieszkań społeczno-czynszowych (2,5 proc.) znajdowało się w województwie zachodniopomorskim, najmniej (0,5 proc.) w województwach podkarpackim i świętokrzyskim.


 

Sytuacja, z jaką mamy do czynienia od kilku lat na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych, spowodowała, że tak chętnie kupowane mieszkania rynkowe, dla wielu osób stały się z czasem niedostępne. Dla wielu osób alternatywą jest więc wynajem rynkowego lokalu mieszkalnego, którego ceny w obliczu rosnącego popytu szybko wzrastają, w szczególności w dużych miastach. To w nich powinny rozwijać się TBS-y, rozszerzając tym samym ofertę mieszkaniową.

Okazuje się jednak, że rozwój tej formy realizacji potrzeb mieszkaniowych napotyka na różne bariery (m.in. brak środków do finansowania mieszkań, niedostateczna ilość uzbrojonych terenów i wysoka cena gruntów). Do tego dochodzą niedoprecyzowane przepisy, które pozwalają na głośny ostatnio proceder handlu lokalami TBS-ów, ograniczając w ten sposób dostęp do nich osobom, które czekają w kolejce od dłuższego czasu. Pomysł z mieszkaniami społeczno-czynszowymi bez wątpienia jest dobry, ale jak to często bywa, nie do końca przemyślany i dostosowany do polskich realiów. A pojawiające się kontrowersyjne informacje dodatkowo psują ogólny wizerunek Towarzystw Budownictwa Społecznego i zmniejszają zaufanie do nich.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

Garbary silniejsze niż kryzys

Na szczycie budowanego apartamentowca Elite Garbary Residence zawieszono wiechę, symbolizującą położenie ostatniego elementu konstrukcji dachu. Ukończenie tego etapu robót szybciej niż zaplanowano wskazuje, że kryzys finansowy nie wszystkim daje się we znaki

W centrum Poznania, w sąsiedztwie Starego Rynku, powstaje luksusowy apartamentowiec, którego inwestorem jest konsorcjum firm HMG International Development oraz AKMMK Development. Kiedy na przełomie maja i czerwca 2008 roku inwestor rozpoczynał budowę nie przypuszczał, że kilka miesięcy później rynki finansowe oszaleją, a rynek nieruchomości będzie zagrożony. Problemy niektórych deweloperów, którzy nie byli w stanie dokończyć inwestycji, nie wróżyły najlepiej dla całej branży budowlanej. Jednak okazuje się, że są również tacy, dla których słowo kryzys jest obce. - Fakt, że w dobie załamania rynku finansowego, który w znacznym stopniu dotyka deweloperów, udało nam się skończyć ten etap prac przed zaplanowanym terminem, uważamy za nasz sukces - mówi Amit Mor, dyrektor do spraw marketingu Ellite Garbary Residence. - To między innymi dobra współpraca z głównym wykonawcą - firmą Eiffage Budownictwo Mitex - sprawia, że prace postępują tak szybko - dodaje.

Dzięki sprawnej budowie widoczne są już doskonale zmiany, jakie wniesie inwestycja Elite Garbary Residence w tej części Poznania. Projekt elewacji budynku realizuje koncepcję apartamentowca o wysokim standardzie poprzez wprowadzenie szlachetnych materiałów wykończeniowych - kamienia, stali nierdzewnej, drewna egzotycznego oraz przeszklonych fasad i boniowanych szlachetnych tynków z dopracowanym detalem gzymsów. W zamierzeniu wykonawcy takie rozwiązania pozwolą zachować historyczny charakter miejsca inwestycji, oddalonej zaledwie 200 metrów od Starego Rynku.

źródło: interia.pl

Garbary silniejsze niż kryzys

Na szczycie budowanego apartamentowca Elite Garbary Residence zawieszono wiechę, symbolizującą położenie ostatniego elementu konstrukcji dachu. Ukończenie tego etapu robót szybciej niż zaplanowano wskazuje, że kryzys finansowy nie wszystkim daje się we znaki

W centrum Poznania, w sąsiedztwie Starego Rynku, powstaje luksusowy apartamentowiec, którego inwestorem jest konsorcjum firm HMG International Development oraz AKMMK Development. Kiedy na przełomie maja i czerwca 2008 roku inwestor rozpoczynał budowę nie przypuszczał, że kilka miesięcy później rynki finansowe oszaleją, a rynek nieruchomości będzie zagrożony. Problemy niektórych deweloperów, którzy nie byli w stanie dokończyć inwestycji, nie wróżyły najlepiej dla całej branży budowlanej. Jednak okazuje się, że są również tacy, dla których słowo kryzys jest obce. - Fakt, że w dobie załamania rynku finansowego, który w znacznym stopniu dotyka deweloperów, udało nam się skończyć ten etap prac przed zaplanowanym terminem, uważamy za nasz sukces - mówi Amit Mor, dyrektor do spraw marketingu Ellite Garbary Residence. - To między innymi dobra współpraca z głównym wykonawcą - firmą Eiffage Budownictwo Mitex - sprawia, że prace postępują tak szybko - dodaje.

Dzięki sprawnej budowie widoczne są już doskonale zmiany, jakie wniesie inwestycja Elite Garbary Residence w tej części Poznania. Projekt elewacji budynku realizuje koncepcję apartamentowca o wysokim standardzie poprzez wprowadzenie szlachetnych materiałów wykończeniowych - kamienia, stali nierdzewnej, drewna egzotycznego oraz przeszklonych fasad i boniowanych szlachetnych tynków z dopracowanym detalem gzymsów. W zamierzeniu wykonawcy takie rozwiązania pozwolą zachować historyczny charakter miejsca inwestycji, oddalonej zaledwie 200 metrów od Starego Rynku.

źródło: interia.pl

Nieruchomości - co nas czeka w 2009 roku?

O tym, że kryzys odcisnął swoje piętno na rynku nieruchomości, wiadomo. Rodzi się pytanie, czy w nadchodzących miesiącach nie będzie innego tematu poruszającego branżę deweloperów...

Ponieważ żyjemy w globalnej wiosce, kryzys w jednej branży bardzo często przenosi się na inne sektory rynku. Tak też było w przypadku nieruchomości. Kiedy zaczął się kryzys na rynkach finansowych, deweloperzy mocno zacisnęli pasa. Czy teraz, w roku 2009, ich branżę czekają nowe wyzwania, czy wciąż tematem przewodnim związanym z nieruchomościami będzie "kryzys"? Oto jak przedstawiciele rynku widzą rok 2009.

Piotr Drygas, dyrektor marketingu Nickel Development:

- Rok 2009 przyniesie zapewne weryfikację wśród deweloperów. Z rynku zejdą najprawdopodobniej firmy o strukturze globalnej - te będą miały problemy na tak dużej liczbie rynków, że będą musiały zmniejszyć i to często znacząco swój portfel inwestycji. Ponadto kłopoty mogą mieć małe firmy, które nie wytrzymają presji cenowej przy równoczesnych kłopotach z finansowaniem swoich inwestycji.

- Zapewne będziemy obserwować także zmiany w działaniach marketingowych firm - z jednej strony będzie można zauważyć zwiększenie budżetów reklamowych u dużych podmiotów, aby w czasach problemów jeszcze mocniej oddziaływać na potencjalnych klientów. Małe i średnie podmioty będą musiały obcinać budżety marketingowe i albo będą znikały z "rynku", staną się niewidoczne dla klientów, albo zmienią swoją mieszankę promocyjną i zaczną wykorzystywać inne narzędzia.

Matylda King, residential sales & business development director:

- Wielu klientów, nie mogąc pozwolić sobie na zakup mieszkania w 2008 roku, zostało zmuszonych do wstrzymania decyzji o zakupie lub znalezienia alternatywy, jaką może być pozostanie w obecnym mieszkaniu lub wynajem. Myślę, że w 2009 roku będziemy obserwować powrót i wzmocnienie sektora najmu nieruchomości mieszkaniowych. Ponadto wiele osób, które kupiły mieszkania przed kryzysem, może stanąć przed koniecznością pozbycia się ich z powodu wzrostu kosztów obsługi kredytów i rosnących cen walut, wskutek czego na rynku wtórnym pojawi się wiele ciekawych ofert.

- Rynek pierwotny już teraz oferuje wiele atrakcyjnych mieszkań w gotowych lub będących na wykończeniu inwestycjach. W dłuższej perspektywie można pozwolić sobie na umiarkowany optymizm w kwestii wzrostu sprzedaży i ponownej stabilizacji rynku. Decydujące znaczenie będzie miała jednak postawa banków i złagodzenie zasad przyznawania kredytów, jak i ich oprocentowanie.

Tomasz Bonecki-Duda, wiceprezes zarządu Hirny BD:

- W 2009 roku terminy zakończenia inwestycji będą opóźniane ze względu na brak środków finansowych i chęć skorzystania z niższych kosztów produkcji. Podaż mieszkań z rynku wtórnego jest duża, ale średnie ceny spadają bardzo powoli i to głównie za sprawą właścicieli, którzy nie mogą sobie pozwolić na wstrzymanie się ze sprzedażą. Obecnie średnio co drugi, a niedługo co czwarty klient z ubiegających się o kredyt, uzyskuje go w wysokości wnioskowanej na konkretne mieszkanie.

- Dzieje się tak ze względu na konieczność posiadania ok. 20 proc. wkładu własnego, wzrost raty kredytowej i zaostrzenie kryteriów dotyczących liczenia zdolności kredytowej klientów. Niedługo poziom płac i zatrudnienia zacznie silnie spadać ze względu na sytuację gospodarczą w kraju i za granicą. Czyli popyt na mieszkania będzie dalej spadał.

Monika Szymańska

interia.pl

Nieruchomości - co nas czeka w 2009 roku?

O tym, że kryzys odcisnął swoje piętno na rynku nieruchomości, wiadomo. Rodzi się pytanie, czy w nadchodzących miesiącach nie będzie innego tematu poruszającego branżę deweloperów...

Ponieważ żyjemy w globalnej wiosce, kryzys w jednej branży bardzo często przenosi się na inne sektory rynku. Tak też było w przypadku nieruchomości. Kiedy zaczął się kryzys na rynkach finansowych, deweloperzy mocno zacisnęli pasa. Czy teraz, w roku 2009, ich branżę czekają nowe wyzwania, czy wciąż tematem przewodnim związanym z nieruchomościami będzie "kryzys"? Oto jak przedstawiciele rynku widzą rok 2009.

Piotr Drygas, dyrektor marketingu Nickel Development:

- Rok 2009 przyniesie zapewne weryfikację wśród deweloperów. Z rynku zejdą najprawdopodobniej firmy o strukturze globalnej - te będą miały problemy na tak dużej liczbie rynków, że będą musiały zmniejszyć i to często znacząco swój portfel inwestycji. Ponadto kłopoty mogą mieć małe firmy, które nie wytrzymają presji cenowej przy równoczesnych kłopotach z finansowaniem swoich inwestycji.

- Zapewne będziemy obserwować także zmiany w działaniach marketingowych firm - z jednej strony będzie można zauważyć zwiększenie budżetów reklamowych u dużych podmiotów, aby w czasach problemów jeszcze mocniej oddziaływać na potencjalnych klientów. Małe i średnie podmioty będą musiały obcinać budżety marketingowe i albo będą znikały z "rynku", staną się niewidoczne dla klientów, albo zmienią swoją mieszankę promocyjną i zaczną wykorzystywać inne narzędzia.

Matylda King, residential sales & business development director:

- Wielu klientów, nie mogąc pozwolić sobie na zakup mieszkania w 2008 roku, zostało zmuszonych do wstrzymania decyzji o zakupie lub znalezienia alternatywy, jaką może być pozostanie w obecnym mieszkaniu lub wynajem. Myślę, że w 2009 roku będziemy obserwować powrót i wzmocnienie sektora najmu nieruchomości mieszkaniowych. Ponadto wiele osób, które kupiły mieszkania przed kryzysem, może stanąć przed koniecznością pozbycia się ich z powodu wzrostu kosztów obsługi kredytów i rosnących cen walut, wskutek czego na rynku wtórnym pojawi się wiele ciekawych ofert.

- Rynek pierwotny już teraz oferuje wiele atrakcyjnych mieszkań w gotowych lub będących na wykończeniu inwestycjach. W dłuższej perspektywie można pozwolić sobie na umiarkowany optymizm w kwestii wzrostu sprzedaży i ponownej stabilizacji rynku. Decydujące znaczenie będzie miała jednak postawa banków i złagodzenie zasad przyznawania kredytów, jak i ich oprocentowanie.

Tomasz Bonecki-Duda, wiceprezes zarządu Hirny BD:

- W 2009 roku terminy zakończenia inwestycji będą opóźniane ze względu na brak środków finansowych i chęć skorzystania z niższych kosztów produkcji. Podaż mieszkań z rynku wtórnego jest duża, ale średnie ceny spadają bardzo powoli i to głównie za sprawą właścicieli, którzy nie mogą sobie pozwolić na wstrzymanie się ze sprzedażą. Obecnie średnio co drugi, a niedługo co czwarty klient z ubiegających się o kredyt, uzyskuje go w wysokości wnioskowanej na konkretne mieszkanie.

- Dzieje się tak ze względu na konieczność posiadania ok. 20 proc. wkładu własnego, wzrost raty kredytowej i zaostrzenie kryteriów dotyczących liczenia zdolności kredytowej klientów. Niedługo poziom płac i zatrudnienia zacznie silnie spadać ze względu na sytuację gospodarczą w kraju i za granicą. Czyli popyt na mieszkania będzie dalej spadał.

Monika Szymańska

interia.pl

6 tys. za metr ceną równowagi!

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" twierdzi, że przełom roku 2009 i 2010 będzie najlepszym okresem na zakup mieszkania, powołując się przy tym na opinie ekspertów Narodowego Banku Polskiego.

Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.

Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.

Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.

6 tys. za metr ceną równowagi!

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" twierdzi, że przełom roku 2009 i 2010 będzie najlepszym okresem na zakup mieszkania, powołując się przy tym na opinie ekspertów Narodowego Banku Polskiego.

Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.

Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.

Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.

Mieszkaniowe plany Polaków w 2009 r.

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen - oferty na rynku nie pokrywają się z ich możliwościami finansowymi. W 2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu "Polski rynek mieszkaniowy - popyt i preferencje nabywców" firmy Nowy Adres S.A.
"Polski Rynek Mieszkaniowy. Popyt i preferencje nabywców" to największy projekt badawczy sektora nieruchomości mieszkaniowych w Polsce. Co roku firma Nowy Adres S.A. wraz z niezależnym instytutem badawczym Millward Brown SMG/KRC przeprowadza ponad 1500 ankiet telefonicznych i 1500 wywiadów face-to-face z osobami w wieku 25-65 lat, reprezentującymi wszystkie grupy społeczne i ekonomiczne w Warszawie, Trójmieście, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu i podejmującymi w swoich rodzinach ważne decyzje finansowe, w tym o ewentualnym zakupie domu czy mieszkania. Dzięki pełnemu przekrojowi społecznemu uczestników badania, uzyskane wyniki można uznać za miarodajne, jeśli chodzi o preferencje mieszkaniowe mieszkańców dużych miast Polski.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie. W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej. Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc. W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.). Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. (!) planujących taką transakcję. Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw.

interia.pl

Mieszkaniowe plany Polaków w 2009 r.

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen - oferty na rynku nie pokrywają się z ich możliwościami finansowymi. W 2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu "Polski rynek mieszkaniowy - popyt i preferencje nabywców" firmy Nowy Adres S.A.
"Polski Rynek Mieszkaniowy. Popyt i preferencje nabywców" to największy projekt badawczy sektora nieruchomości mieszkaniowych w Polsce. Co roku firma Nowy Adres S.A. wraz z niezależnym instytutem badawczym Millward Brown SMG/KRC przeprowadza ponad 1500 ankiet telefonicznych i 1500 wywiadów face-to-face z osobami w wieku 25-65 lat, reprezentującymi wszystkie grupy społeczne i ekonomiczne w Warszawie, Trójmieście, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu i podejmującymi w swoich rodzinach ważne decyzje finansowe, w tym o ewentualnym zakupie domu czy mieszkania. Dzięki pełnemu przekrojowi społecznemu uczestników badania, uzyskane wyniki można uznać za miarodajne, jeśli chodzi o preferencje mieszkaniowe mieszkańców dużych miast Polski.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie. W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej. Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc. W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.). Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. (!) planujących taką transakcję. Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw.

interia.pl

Dobra wiadomość dla 1,43 mln osób

Sejm poparł dwie redakcyjne poprawki Senatu do nowelizacji zasad wypłat premii gwarancyjnych do książeczek mieszkaniowych. Teraz ustawa trafi do prezydenta.

Oprócz zakupu mieszkania, książeczki będzie można rozliczyć przy remoncie czy przekształcaniu własności posiadanego lokalu.

Nowelizacja rozszerza możliwość uzyskania premii gwarancyjnej przez posiadaczy książeczek mieszkaniowych, co pozwoli zmniejszyć ich liczbę. Zmiana ma rozwiązać problem blisko 1,43 mln osób posiadających jeszcze takie książeczki.

Zaproponowane przez rząd i uchwalone w połowie grudnia w Sejmie zmiany pozwalają właścicielom książeczek mieszkaniowych likwidować je i uzyskiwać premię gwarancyjną przy przekształcaniu w odrębną własność spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego. Premia będzie też mogła być przeznaczona na wkład własny przy uzyskiwaniu kredytu na zakup mieszkania lub budowę domu.

Książeczkę będzie można też zlikwidować

, by wykorzystać premię na wymianę okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej przy remoncie lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego. Środki z książeczki i premię będzie można też przekazać na roczny fundusz remontowy własnego lokalu, jeśli w poprzednich dwóch latach wspólnota mieszkaniowa lub spółdzielnia wykonała remonty części wspólnej nieruchomości.

Premia i środki z książeczki będą mogły też trafić na spłatę zadłużenia z tzw. starego kredytu spółdzielczego. Ta zasada ma dotyczyć też kredytów wcześniej spłaconych. Projekt wprowadza harmonogram wypłat premii w zależności od tego, kiedy książeczki zostały założone. Najpierw premie będą wypłacane posiadaczom najstarszych książeczek, sprzed 1969 roku. Wypłaty premii są rozłożone do 2017 roku, gdy realizowana ma być premia za książeczki wystawione w latach 1989-90.

W latach 1993-2001 zlikwidowano ponad 2,17 mln książeczek mieszkaniowych, wystawionych do 23 października 1990 r.; średnio w roku było to ponad 240 tys.

Z danych przedstawionych w procesie nowelizacji ustawy wynika że, w 2002 r. zlikwidowano 98 tys. takich książeczek, w 2003 r. - 92 tys., rok później - 84 tys., w 2005 r. - 62 tys., a w 2007 r. - 49 tys.

Ustawa ma wejść w życie od kwietnia 2009 r.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Dobra wiadomość dla 1,43 mln osób

Sejm poparł dwie redakcyjne poprawki Senatu do nowelizacji zasad wypłat premii gwarancyjnych do książeczek mieszkaniowych. Teraz ustawa trafi do prezydenta.

Oprócz zakupu mieszkania, książeczki będzie można rozliczyć przy remoncie czy przekształcaniu własności posiadanego lokalu.

Nowelizacja rozszerza możliwość uzyskania premii gwarancyjnej przez posiadaczy książeczek mieszkaniowych, co pozwoli zmniejszyć ich liczbę. Zmiana ma rozwiązać problem blisko 1,43 mln osób posiadających jeszcze takie książeczki.

Zaproponowane przez rząd i uchwalone w połowie grudnia w Sejmie zmiany pozwalają właścicielom książeczek mieszkaniowych likwidować je i uzyskiwać premię gwarancyjną przy przekształcaniu w odrębną własność spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego. Premia będzie też mogła być przeznaczona na wkład własny przy uzyskiwaniu kredytu na zakup mieszkania lub budowę domu.

Książeczkę będzie można też zlikwidować

, by wykorzystać premię na wymianę okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej przy remoncie lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego. Środki z książeczki i premię będzie można też przekazać na roczny fundusz remontowy własnego lokalu, jeśli w poprzednich dwóch latach wspólnota mieszkaniowa lub spółdzielnia wykonała remonty części wspólnej nieruchomości.

Premia i środki z książeczki będą mogły też trafić na spłatę zadłużenia z tzw. starego kredytu spółdzielczego. Ta zasada ma dotyczyć też kredytów wcześniej spłaconych. Projekt wprowadza harmonogram wypłat premii w zależności od tego, kiedy książeczki zostały założone. Najpierw premie będą wypłacane posiadaczom najstarszych książeczek, sprzed 1969 roku. Wypłaty premii są rozłożone do 2017 roku, gdy realizowana ma być premia za książeczki wystawione w latach 1989-90.

W latach 1993-2001 zlikwidowano ponad 2,17 mln książeczek mieszkaniowych, wystawionych do 23 października 1990 r.; średnio w roku było to ponad 240 tys.

Z danych przedstawionych w procesie nowelizacji ustawy wynika że, w 2002 r. zlikwidowano 98 tys. takich książeczek, w 2003 r. - 92 tys., rok później - 84 tys., w 2005 r. - 62 tys., a w 2007 r. - 49 tys.

Ustawa ma wejść w życie od kwietnia 2009 r.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies